Artykuły

Nakłuty balon "Wyzwolenia"

"Wyzwolenie" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w STUDIO teatrgalerii w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Jeden z najdziwniejszych polskich dramatów wystawił w Teatrze Studio Krzysztof Garbaczewski.

"Wyzwolenie" Stanisława Wyspiańskiego rozgrywa się oryginalnie na scenie teatru krakowskiego, jego bohaterem jest aktor, który staje się Konradem - zmaga się z Polską, sztuką i własną duszą. Bohaterem jest tu też teatr, zatem pustą jeszcze scenę Studia omiata zimny ruchomy snop światła z punktowca. Wstępne didaskalia: "Scena wielka otwarta: Kościół Boga czy Czarta, czym się stanie ta sztuki gontyna?" - wypowiada mechaniczny głos, jakby komputerowy syntezator mowy. Garbaczewski zdaje się mówić, że aplikacja "Wyzwolenie" jest z naszą współczesnością raczej niekompatybilna.

Najdłuższa w spektaklu jest scena z Maskami reprezentującymi u Wyspiańskiego narodowe idee, przesądy czy obsesje, z którymi ściera się Konrad. Gra go młoda aktorka Anna Paruszyńska. W oryginale Maski są mówiącymi postaciami - tu dziewczyna w za dużej koszuli i podkolanówkach krzyczy do laptopa o swoich obsesjach. Chwilami brzmi to bardzo aktualnie, jak przy frazie: "A co jest mi wstrętne i nieznośne, to jest to robienie Polski na każdym kroku i codziennie". W tym monologu wszystko miesza się ze wszystkim jak młodym wyborcom Kukiza. Celowo męczący i niezborny zaczyna brzmieć groteskowo groźnie, gdy Paruszyńska przechodzi w manierę "na baczność" - fanatyczki ze szkolnej akademii. Znudzonym widzom wyświetla się hasło do wi-fi.

Gdzie Konrad każe "budować i burzyć", tam Garbaczewski stawia rzeczywisty tłum robotników z rusztowaniami. W najlepszych scenach dowodzi kreskówkowej wyobraźni i poczucia humoru. Konrad paczka, w wielkim kartonowym pudle z wyciętymi kwadratowymi oczami, mówi: "Mogą mię stemplować markami, jakimi kto chce, i znaczki na mnie nakładać pocztowe".

Gdzie Wyspiański pisze o potrzebie "Antygony polskiej i polskiego Edypa", tam Garbaczewski każe zapudełkowanemu Konradowi reżyserować tę nową narodową tragedię na inne kartonowe ludki, popiskujące i wykonujące pocieszne gesty. Wreszcie plemię prostopadłościanów wszczyna wojnę totalną.

Trudno czytać to inaczej niż jako żart z artystowskich wywiadów o tym, jak to Mickiewicz i Wyspiański ciągle opisują nasze dylematy. Z rządowych programów wspierania klasyki narodowej czy z producenta spektaklu - VIII Interdyscyplinarnego Festiwalu Wielkopostnego "Gorzkie Żale", organizowanego przez miejskie Centrum Myśli Jana Pawła II. Jego logo widnieje pod laptopem ze sceny Paruszyńskiej.

Wreszcie wbiega Robert Wasiewicz jako przerysowany Konrad hipster i w młodopolskim rytmie recytuje wiersz o Planie B, Uberze i nocnych uciechach. W tym "Wyzwoleniu" sporo jest z ducha Gombrowicza. Tyle że z nami już naprawdę kiepsko, skoro wciąż musimy "wyzwalać się" ostentacyjnie szczeniackimi gestami jak z "Ferdydurke".

Aby całą tę rozbuchaną ironiczną machinę uruchomić, trzeba najpierw znów przywołać "Wyzwolenie" jako fundamentalny narodowy tekst i punkt odniesienia. Garbaczewski nakłuwa balon, ale by to zrobić, najpierw musi wziąć udział w jego dmuchaniu.

Kolejne pokazy "Wyzwolenia": 29-31 marca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji