Złe zachowanie
Ten spektakl ma już swoją zasłużoną sławę. Do warszawskiego Teatru "Ateneum" walą tłumy, jury Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi przyznało mu Grand Prix, a Zarząd Główny Związku Polskich Autorów i Kompozytorów "ZAKR" przyznał zespołowi aktorskiemu i autorowi spektaklu Andrzejowi STRZELECKIEMU prestiżową nagrodę "Kryształowego Kamertona". W Krakowie bilety "poszły" w dwie godzimy. Niewielka "Bagatela" pomieści tylko szczęśliwców. Swój spektakl "Gazecie Festiwalowej" prezentuje Andrzej Strzelecki.
- Tego typu musicali u nas w Polsce nie ma. Nasze przedstawienie to musical niefabularyzowany, zbiorowa wypowiedź muzyczna. Z samych odrębnych informacji układa się myśl i sens spektaklu. Ktoś powie, że to po prostu składanka, ale jeśli widział estradowe, nie filmowe "Hair" - to jest właśnie coś w tym stylu.
Musical przygotowałem wraz ze studentami warszawskiej PWST jako przedstawienie dyplomowe, a potem kupił go Teatr "Ateneum". Scenariusz w 1978 roku na Broadwayu "A'int Misbehavin" w oparciu o utwory skomponowane bądź wykonywane przez THOMASA FATSA WALLERA. Są to hity z lat 25-40 naszego wieku.
Fascynuje Pana postać i muzyka Wallera?
- Nie ukrywam, że tak. Jeszcze wcześniej znałem tę muzykę, ale w 1979 u Wojtka Młynarskiego usłyszałem płytę z musicalem i przy okazji najbliższego wyjazdu za granicę kupiłem to nagranie oraz nuty. I tak zaczęliśmy ze studentami próbować, nie myśląc jeszcze o musicalu w pełnym wymiarze.
Nie wszyscy znamy Fatsa Wallera...
- To wspaniały muzyk jazzowy. Taki gruby, tłusty facet z wielkim poczuciem humoru. Murzyn, szalenie barwna postać amerykańskiego show businessu lat 20-40. Miał monstrualny rozstaw dłoni - dziś wykonawcy napisanych przez niego i dla niego kompozycji mają niemałe trudności, by to zagrać. Fascynująca postać.
Skąd takie zainteresowanie waszym musicalem?
- Z kilku powodów, sądzę. Bo jedyny w swoim rodzaju, a muzyka ta ma wartość ponadpokoleniową: dla współczesnych młodych ludzi i dla ich dziadków lub pradziadków - publiczność składa się zawsze ze starych i najmłodszych. To jest również odbierane jako głos pokolenia, z którym młodzież się utożsamia. A poza tym udało nam się osiągnąć - jak na nasze możliwości - dosyć maksymalny poziom profesjonalny, choć - jak sądzę - na 60 proc. wykorzystaliśmy ten materiał.
Czy z teatrem profesjonalnym uzyskałby Pan więcej?
- Nie ma takiego teatru zawodowego w Polsce, z którym bym to zrobił lepiej. Nie ma takiego zespołu. Proszę powiedzieć, komu by się chciało przez 3,5 miesiąca ćwiczyć po 10 godzin dziennie? Tak długo, aż wyjdzie?
Panu i studentom się chciało?
- A chciało się. Studenci nie mają dodatkowych obowiązków, muszą zrobić dyplom, a poza tym taka praca jest ich interesem życiowym na starcie do pracy zawodowej. Poza tym trzeba rozumieć i kochać muzykę, żeby tak katorżniczo pracować. Bywało, że i cztery takty ćwiczyliśmy przez cztery godziny. Kto nie rozumie muzyki, po 1,5-godzinie zemrze z nudów.
Dlaczego tylko raz pokazujecie się w Krakowie?
- Wyrwaliśmy się na jeden dzień. W środę i sobotę gramy w Warszawie. Występ krakowski będzie 48. z kolei. To też ewenement jeśli chodzi o spektakle dyplomowi. Wie pan; mam pietra przed tym występem. Poza Warszawą tylko we Wrocławiu i Łodzi pokazaliśmy musical, a tu Kraków - taki ważny dla kultury ... stawia duży pułap wymagań.
Jeszcze przedstawmy bohaterów musicalu. Obok jego autora Andrzeja Strzeleckiego grają: Leszek Abrahamowicz, Wiesław Bednarz, Piotr Barszczak, Mariusz Czajka, Maciej Godlewski, Katarzyna Kozak, Anna Majcher, Agnieszka Paszkowska, Wojciech Paszkowski, Piotr Siwkiewicz, Bożena Suchocka, Tomasz Górecki i Janusz Józefowicz, któremu spektakl zawdzięcza ustawienie choreograficzne. Oprawę plastyczną wykonała żona A. Strzeleckiego, Ewa Czerniecka-Strzelecka, a grają oraz oprawili muzycznie całość Jan Raczkowski i Jolanta Sienkiewicz.