Artykuły

Gopło jak Twin Peaks

- To spektakl o naszym lęku, który związany jest z sytuacją na świecie, konfliktami, różnymi zjawiskami atmosferycznymi. To wszystko znalazłem w tym tekście. Postanowiliśmy zrobić "Balladynę" współczesną, która dzieje się tu i teraz - mówi reżyser Jacek Bała, przed premierą "Balladyny" Juliusza Słowackiego w Teatrze Miejskim w Gdyni.

O czym będzie gdyńska "Balladyna"?

- Pokazujemy świat, którym zło nie musi się już ukrywać i robi z człowiekiem co chce. Bawi się nim, nasyłając na niego niespełnione pragnienia, ale jest to też spektakl o wewnętrznym niepokoju, rozdarciu współczesnego człowieka. Przebywamy w jakichś czarnych filmach, które sobie sami kręcimy. To spektakl o naszym lęku, który związany jest z sytuacją na świecie, konfliktami, różnymi zjawiskami atmosferycznymi. To wszystko znalazłem w tym tekście. Postanowiliśmy zrobić "Balladynę" współczesną, która dzieje się tu i teraz.

Punkt startowy stanowi apokaliptyczna wizja; Gopło jest trochę takim "miasteczkiem Twin Peaks", w którym wszystko jest możliwe i gdzie zaczyna się koniec świata. Nie wiadomo, czy jest to żart, zakłamana przepowiednia, czy tym razem będzie to prawdziwy koniec...

Jaka jest matka Balladyny i Aliny? Czy to kobieta, która kupczy swoimi córkami, czy raczej dobrotliwa staruszka?

- Matka jest chytra, ma taką wiejską mądrość, jak mówimy. Zawsze znajdzie okazję, żeby coś sprzedać, coś taniej kupić, potem na tym zarobić. Razem z córkami prowadzi interes, sprzedają maliny przy drodze i liczą, że któregoś dnia ich los się odmieni...

Ale być może nic by się nie wydarzyło, tymczasem do Gopła przyjeżdża Kirkor.

Między siostrami zaczyna się rywalizacja o jego serce, a ta uruchomi lawinę niepowstrzymanych zdarzeń. Władzę przejmie Balladyna, którą zawładnie

żądza korony, ta z kolei popchnie ją do okrutnych czynów. Wielu straci życie, niektórzy władzę, inni godność

Żyjemy w czasach, w których z dnia na dzień ktoś może stać się wielką gwiazdą, wypromować się. Tak samo jest z Balladyną, która mieszka w zapadłej wsi, gdzie nie ma perspektyw i ta beznadzieja, frustracja narasta w niej do tego stopnia, że zrobi wszystko, żeby się wyrwać stamtąd i zaistnieć. Chce iść na szczyt - wypierając się swoich korzeni, wartości, tradycji, zabić wszystkie świętości i stworzyć nową siebie, właściwie z niczego.

A kim jest Grabiec w tym spektaklu?

- Outsiderem, wyrzuconym poza margines, kimś kogo już nic dobrego nie powinno spotkać, z kogo wszyscy się śmieją, tymczasem zostaje on królem. To jeden z ważniejszych elementów tego przedstawienia. Stawiamy pytanie, czy sami odpowiadamy za nasze czyny, czy też jesteśmy narzędziami w czyichś niebezpiecznych rękach?

Jakimi drogami, tacy ludzie jak Grabiec dochodzą do wysokich stanowisk. Na ile są to rzeczywiście władcy, a na ile ludzie przypadkowi, którzy chcą zapomnieć o tym kim byli wcześniej, nadużywają swojej władzy, upokarzając innych.

Pesymistyczna wizja...

- Ale przecież, poza wynalazkami technicznymi niewiele nam się udało, cierpimy straszliwe katusze wewnętrzne przez niespełnione pragnienia, nie nauczyliśmy się kochać, nie nauczyliśmy się być spokojnymi, żyć w harmonii z naturą. W naszym przedstawieniu pokazujemy świat, który jest naprawdę na krawędzi wybuchu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji