Artykuły

Ludzie chcą się bawić

- W Kielcach nie odwołuje się spektakli, co zdarza się w innych miastach. Wręcz przeciwnie, czasem ludzie chcieliby kupić bilet, a muszą odejść od kasy z kwitkiem, bo miejsc nie ma już nawet na dostawkach - mówi MIROSŁAW BIELIŃSKI, aktor Teatru im. Żeromskiego.

W Międzynarodowym Dniu Teatru porozmawialiśmy z aktorem MIROSŁAWEM BIELIŃSKIM [na zdjęciu] o publiczności, która odwiedza Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach:

Ma pan ulubioną publiczność?

- Tak. Tę, która chce słuchać i przeżywać.

Wiek ma tu jakieś znaczenie?

- Nie. Choć najtrudniej gra się dla dzieci. Po nich od razu widać, czy sztuka ich interesuje, czy nie. Z młodzieżą już jest różnie. Najczęściej przychodzą, bo chcą coś zobaczyć, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto jest na widowni, bo został do tego zmuszony.

I postanawia okazać swoje niezadowolenie?

- No właśnie. Najczęściej jakimiś głośnymi uwagami. Zdarzało mi się przerwać spektakl z powodu takich delikwentów, którzy po wygaszeniu świateł stają się nagle bardzo odważni i mają mnóstwo do powiedzenia.

Bo oni pewnie wolą chodzić do kina...

- Możliwe. Ale z drugiej strony do teatru przychodzi coraz więcej młodych ludzi. Moim zdaniem dlatego, że oni poszukują czegoś więcej, niż może dać kino.

Może po prostu kino im się już znudziło? Ile razy można oglądać ten sam film?

- Podejrzewam, że jeśli można obejrzeć kilka, a nawet kilkanaście razy jedną sztukę, to film też się da. A wiem na pewno, że są ludzie, którym jednokrotne obejrzenie sztuki nie wystarcza. I od razu wyjaśnię, że nie są to ludzie, którzy nie mają co robić popołudniami, więc wypełniają je pobytami w kieleckim teatrze. Mówię o ludziach młodych.

Jacyś fascynaci?

- Można tak powiedzieć. Znam dziewczynę, która obejrzała "Antygonę" kilkanaście razy, a potem, jak mnie spotykała, opowiadała ze szczegółami, w jaki sposób powiedziałem ostatnio jakąś kwestię i czym ona się różniła od tej sprzed tygodnia.

Tylko młodzi przychodzą tak często?

- Oczywiście, że nie. Są takie osoby, które spotykam na premierze, a potem jeszcze kilka razy przychodzą na tę samą sztukę. Czasem nie znam ich imion i nazwisk, nie wiem, kim są, a oni i tak podchodzą w teatrze albo na ulicy i opowiadają o swoich odczuciach po spektaklu.

Razi pana, gdy ktoś ubiera się do teatru w dżinsy i koszulkę?

- To miłe, gdy widzi się ludzi ubranych elegancko, w garnitury czy suknie wieczorowe. Ale przypominam sobie, że jak byłem na studiach, to razem z kolegami chodziliśmy do teatru ubrani przeróżnie i była to przeróżność dość swobodna, bo przyznam, że na studiach stroju wieczorowego jeszcze nie posiadałem.

Więc koszulka może być?

- Oczywiście, byle była czysta i schludna. Opakowanie mnie nie razi, zwłaszcza, gdy po spektaklu taki ktoś przychodzi i opowiada o tym, co przeżył, co czuje.

Co przeżył, albo z czego się śmiał?

- To też jest wartość. A tak się składa, że ludzie chcą się bawić. W Kielcach nie odwołuje się spektakli, co zdarza się w innych miastach. Wręcz przeciwnie, czasem ludzie chcieliby kupić bilet, a muszą odejść od kasy z kwitkiem, bo miejsc nie ma już nawet na dostawkach. I to jest ważne, że ludzie chcą przychodzić, chcą się rozerwać i zapomnieć o codzienności. Gdzie indziej mają to robić, jeśli nie w teatrze?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji