Artykuły

Zagubieni siłacze

Kariera jako idea sama w sobie, walka o własną pozycje za wszelką cenę, stanowisko koniecznie prestiżowe i znaczące, pracoholizm, który odczłowiecza, drenaż ciał i mózgów i potem... na bruk. Bo wyżęte osobowości nikomu już nie są potrzebne.

Tacy to bohaterowie "naszych czasów" spotykają się w sztuce Ursa Widmera "Top Dogs" wystawionej właśnie na Scenie Kameralnej Teatru "Wybrzeże". Bezrobotni szefowie trafiają do New Challenge Company za pieniądze firm, które ich właśnie wyrzuciły z pracy. Tam mają przejść trening przystosowania do nowej rzeczywistości. NCC to tajemnicze miejsce terapii, w którym zajęcia "własne" mają wygłuszyć przeszłość. Czy łatwo wyzwolić niedawnych "bossów", kreatorów sukcesów z własnej wielkości? Czy można im realnie uświadomić, że są inne ważne sprawy w życiu poza "byciem szefem" i wyciskaniem z siebie i innych ostatnich soków? To pytania, które Urs Widmer, współczesny pisarz szwajcarski, zadaje publiczności.

"Topdogsi" zmuszani przez lata do "wyścigu szczurów", niespodziewanie dla nich wykluczeni z rozpędzonej rzeczywistości, zachowują się nieomal jak automaty. Kłamią, tworzą wersje wydarzeń, w których opowiadają tylko o własnych sukcesach, a potem zapadają w stan swoistego odrętwienia. Z letargu trudno się wyrwać. W sztuce Widmera propozycję pracy po długim, męczącym i ogłupiającym treningu dostaje tylko jedna osoba - Julika Jankis (świetna rola Anny Kociarz). Ale i ona nie wybucha z tego powodu entuzjastyczną euforią. Wyciszona, nieomal nieobecna mówi: "Spróbuję". Nie bardzo wiadomo, czy wierzy w powodzenie tej próby i czy widzi w niej szansę dla siebie.

Reżyser spektaklu Bartłomiej Wyszomirski wraz ze scenografem Anną Popek rozgrywają opowieść "Top Dogs" w sterylnym, błyszczącym, aluminiowym wnętrzu. Reżyser bardzo dobrze poradził sobie z monologową strukturą dramatu Widmera, stworzył opowieść oszczędną w "efektach", ale ważną w treści. Anna Popek perfekcyjnie wykorzystała niewielką przestrzeń sceny. Kilka rekwizytów: krzesła, taca z croissantami, światło i kostiumy (typowe ubranka-mundurki pracoholików) stworzyły wystarczające tło tej dręczącej, współczesnej' opowieści. Croissanty serwuje się przy okazji terapeutycznego śniadania. Wszyscy mają jeść na komendę. Gryźć takie same kęsy i zastygać w bezruchy - jak zatrzymani w kadrze) filmowym. Terapia w NCC jest nieludzka, zimna. Rozpędzeni do niedawna "top dogsi" nie powinni się rozkleić. Żadnej litości. Najwyżej odrobina szczerości, przekroczenie przyjętej stylistyki konwenansu. Te sceny są bardzo wyraziste. Kontrolowana i pozornie wybebeszana przeszłość rozgrywa się "służbowo" i prywatnie.

Terapię prowadzi urodziwa Susanne Wrage - w tej roli atrakcyjna Maria Mielnikow, grająca swą "kobiecością". Odkrywa ona karty własnej kariery, w której uroda była atutem. Najbardziej nieszczęśliwi w sztuce Widmera są mężczyźni, którzy w pracy szukali najważniejszego sensu życia. Znakomity Zbigniew Olszewski jako Heinrich Krause, wielki niczym bokser wagi ciężkiej i bezradny jak zagubione w lesie dziecko. Chowa głowę w ramiona, miota się po scenie i skomli. Krzyczy na siebie i przeciw sobie. A obok niego fenomenalnie zimny i wyrazisty Michał Kowalski w roli Neunschwandera. Jego ironia i furia są przejmujące. Scena z Anną Kociarz, w której zamieniają się życiowymi rolami: ona jest mężem, on - żoną, jest bodaj najlepszym aktorsko fragmentem spektaklu. Wygranie każdego detalu w geście, precyzyjnie "wygardłowane" słowa robią wrażenie.

Również ciekawie pomyślane są monologi Andrzeja Nowińskiego - jako Ursa Bihlera, szczególnie ten z drugiej części spektaklu, w którym odkrywa swą prawdziwą naturę i marzenia Mullera - w wykonaniu Jacka Labijaka wyzwolonego już z gorsetu bohatera-pracoholika, kiedy rozprawia się ze swoim szefem. A Dariusz Szymaniak w roli Dodo Deera przeżywa swoje "własne odkłamanie" niczym seans spirytystyczny.

Bardzo sugestywna i dobrze wkomponowana w spektakl muzyka Tymona Tymańskiego drażni ostrymi dźwiękami, gdy rozklejają się uczestnicy "szkoły przetrwania" i wiedzie w melodyczną nicość w finale. Bełkot dźwięków przypomina bełkot wypowiadanych słów.

"Top Dogs" to sztuka warta obejrzenia, niespokojna, prowokująca tych, którzy mają dość wyobraźni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji