Artykuły

"Cyganeria" w deszczu

Dawno już na scenie Opery Narodowej nie oglądaliśmy tak harmonijnie zrealizowanej inscenizacji. Mariusz Treliński zadbał o każdy obraz, każdy epizod i stopienie ich w jedną całość z muzyką i wspaniałą scenografią. Ta "Cyganeria" nie ma nic wspólnego z paryskim klimatem, może dziać się wszędzie i zawsze. Jej najistotniejszym przesłaniem są uczucia miłości i przyjaźni.

Reżyser jest od początku do końca bardzo konsekwentny, odrzucając zwyczajową XIX-wieczną otoczkę i operową koturnowość, tworzy przejmującą opowieść o współczesnym ludzkim życiu i jego wartościach. Klamrą spinającą przedstawienie jest deszcz. Pada przez cały pierwszy akt, w którym spotyka się Rudolf z Mimi i kiedy rozkwita ich miłość. Pada też w ostatnim akcie, kiedy Mimi gaśnie niczym płomyk świecy. W drugim obrazie słynny, tętniący życiem "Momus" ma w sobie więcej z kabaretu niż z atmosfery kawiarni. Trzeci obraz zamiast przy rogatce d'Enfer rozgrywa się przed wejściem do nocnego klubu. Mimo niewątpliwego rozmachu inscenizacyjnego udało się Trelińskiemu uchronić kameralny wymiar tej opery.

Warszawska "Cyganeria" to również znakomicie zrealizowana muzyka i świetnie grająca orkiestra. Kazimierz Kord wydobył z partytury wszystkie niuanse dynamiczno-kolorystyczne i przepoił muzykę niezwykle sugestywną ekspresją. Jest w jego interpretacji subtelna gra uczuć, młodzieńcza burzliwość i beztroska zabawa. Wszystko to jest jakby wstępem do dramatu ostatnich fraz, który w tym ujęciu zabrzmiał z wyjątkową siłą. Jednocześnie należy zaznaczyć, że dyrygent zadbał o właściwe proporcje brzmienia na linii kanał orkiestrowy - scena, co pozwoliło solistom na swobodne i naturalne prowadzenie głosu.

Premierę powierzono młodym rosyjskim artystom, wychowankom Akademii Młodych Śpiewaków przy Teatrze Maryjskim w Sankt Petersburgu. Okazało się, że była to niezwykle trafna decyzja, dzięki niej na scenie królowała autentyczna młodość. Drobna Jekaterina Sołowjowa kreśliła obraz kruchej delikatnej Mimi bardzo przekonująco, a zarazem subtelnie. Jej prowadzony naturalnie głos ma ciepłe, nasycone i wyrównane w każdym rejestrze brzmienie, a cała kreacja wokalna ujmuje prostotą. Siergiej Semiszkur, dysponujący ciepło brzmiącym głosem okazał się stylowym, pełnym wyrazu Rudolfem. Z kolei Karina Czepurnowa pokazała w partii Musetty nie tylko wdzięk i temperament, ale również świetną ekspresję. Dawno już nie słyszałem "na żywo" tak pięknie zaśpiewanego walca "Quando m'em vo". Równie wysoko należy ocenić towarzyszących im polskich śpiewaków. Szczególnie Mikołaja Zalasińskiego imponującego głosem w partii Marcela, i Wojciecha Gierlacha jako Colline, któremu za pięknie zaśpiewaną balladę o płaszczu "Vecchia zimarra" należą się wyjątkowe brawa.

W sumie piękny spektakl, który z pewnością należy jak najszybciej zobaczyć!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji