Artykuły

Śpiew i inne rozkosze

Wielki operowy głos i aktorski talent. Jako jedyna polska artystka ma stały kontrakt z nowojorską Metropolitan Opera. MAŁGORZATA WALEWSKA, partnerka Placida Dominga, Jose Cury, Luciana Pavarottiego.

Magazyn "Time" zaliczył ją do dziesiątki najbardziej cenionych w świecie Polaków. Rozmawia w pięciu językach, śpiewa w dziesięciu. I przyznaje, że operze zaprzedała duszę.

Twój STYL: Co wyjątkowego jest w śpiewaniu?

Małgorzata Walewska: Śpiewanie, jeżeli masz dobrego partnera i dobrą orkiestrę, to przeżycie absolutnie euforyczne. Nie da się go z niczym porównać. Może z orgazmem albo ze stanem narkotycznym.

TS: A o aktorstwie nigdy nie myślałaś?

MW: Oczywiście, że myślałam. Dlatego wybrałam operę. Upiekłam dwie pieczenie przy jednym ogniu, bo opera łączy grę aktorską ze śpiewaniem. Chciałabym jeszcze zagrać w filmie. Może się uda.

TS: Wyjście na scenę ciągle jest dla Ciebie przeżyciem?

MW: Najczęściej podczas występu mam wspaniałą zabawę. Pamiętam jednak przedstawienie Samson i Dalila, które śpiewałam w Metropolitan Opera razem z Jose Curą. Trochę się go obawiałam. Krążą plotki, że jest chimeryczny, trudny. Na próbie powiedział mi: zrobię wszystko, co będziesz chciała. Zdawał sobie sprawę, jakim stresem jest dla mnie przedstawienie w Met. Miałam poczucie, że za mną stoi, pomaga mi wstać, odwraca mnie do publiczności, gdy się zapomniałam. Nasza scena miłosna była bardzo przekonująca. Publiczność na 15 minut wstrzymała oddech. Cztery tysiące widzów i taka cisza. To ogromne przeżycie.

TS: Czym się przekonuje publiczność: głosem, grą?

MW: Publiczności nie da się oszukać. Trzeba wierzyć w każde słowo, które się wypowiada, które się śpiewa. W operze także buduje się osobowość bohaterów. W garderobie, przed wyjściem na scenę mam moment skupienia, myślę o moich bohaterkach. Kim są, dlaczego tak postępują, jaką mają przeszłość. Przed spektaklem chodzę, myślę, analizuję tekst. Dojrzewam do roli. Zadaję tysiące pytań reżyserowi. To fascynująca zabawa. Zamieniam się w księżniczki, święte, nędzarki...

TS: Kiedy wybrałaś operę?

MW: Śpiewałam zawsze. Na koloniach przy gitarze cały repertuar Violetty Villas, która była moją idolką. I Orkiestry z Chmielnej! Lubiłam takie dramatyczne historie: Staszek porzucił, nie wrócił, a jam cię przecież kochała, jam ci życie oddała... Opera daje mi dużo takich dramatycznych historii. Moja mama kochała operę. Pamiętam, byłam z nią na Halce Moniuszki. Płakałam. Nie wiem, czy wzruszyła mnie sama historia, dramat miłosny, czy to, że tak pięknie śpiewali.

TS: Zakochujesz się w partnerach?

MW: Zakochuję się zawsze, to prawda, ale w dyrygentach i reżyserach. Ta moja fascynacja jest bardzo emocjonalna, ale... trwa tylko do premiery. A potem jak ręką odjął. Opowiadam o tym mężowi. I zauważyłam, że on mnie nie gasi. Kiedyś wytłumaczył mi, że jego zdaniem ten zachwyt jest mi niezbędny w pracy.

TS: Podobno seks może szkodzić śpiewaniu?

MW: Nie jestem demonem seksu, nie mam rozbuchanego libido. Myślę, że realizuję swoje seksualne potrzeby na scenie. Przeżycia, jakich doznaję, śpiewając, zastępują mi emocje erotyczne. Seks interesuje mnie po przedstawieniach. Przed spektaklem jestem zbyt zestresowana, żeby myśleć o czymkolwiek innym.

TS: Jak długo jesteście z Piotrem małżeństwem?

MW: Poznałam go, gdy miałam 17 lat. On był rok młodszy, małolat jeden. To była miłość od pierwszego wejrzenia i kochamy się od 24 lat, chociaż ja jestem dynamit, a Piotr bywa nerwowy i impulsywny, więc od czasu do czasu jest gorąco. Cenię w mężu inteligencję. Ma też doskonałe wyczucie tego, co powinnam robić, a czego unikać. Bardzo się z jego zdaniem liczę. Mój menedżer również.

TS: Jak Piotr znosi Twoje ciągłe wyjazdy?

MW: Piotr jest współwłaścicielem studia dźwiękowego. Może sobie ułożyć pracę tak, żeby się do mnie czasem wyrwać. Spotykamy się w różnych miejscach na świecie.

TS: Może to tęsknota cementuje Wasz związek?

MW: Coś w tym jest. Nie dotyczy nas proza życia. Nie mamy codziennych rytuałów, nie łazimy w kapciach, nie mamy cichych dni. Piotr ciągle jest dla mnie atrakcyjny i myślę, że z wzajemnością. Miłość Piotrka daje mi wielką silę w życiu zawodowym. To, że sobie dobrze radzę, jest jego zasługą. I mojej rodziny. Mamy, która zawiera dwieście procent matki w matce, mojej siostrze, która jest moją asystentką. Córce, która mi się tak udała.

TS: Masz jakąś receptę na udany związek?

MW: Nie ma książąt na białym koniu. O miłość trzeba dbać. Nie należy wychodzić z założenia, że jak mnie kocha, będzie kochał zawsze. Trzeba umieć iść na kompromisy.

TS: Ile czasu nie ma Cię w domu?

MW: Teraz pracę rozkładam tak, że miesiąc jestem w Polsce, a miesiąc za granicą. Staram się nie wyjeżdżać na dłużej niż miesiąc, bo ciężko znieść długie rozstania. Nie wytrzymuję rozłąki z rodziną, tęsknię za córką. Na szczęście Alicja nie przeżywa rozstań tak boleśnie, już się przyzwyczaiła. Gdyby rozpaczała, nie wiem, czy dałabym radę wyjeżdżać. Zostawiam ją z ludźmi, którzy ją kochają. Mieszkamy jak w komunie: moja mama, siostra z rodziną i my. Wszyscy się uzupełniają. Mój mąż na przykład ma dwie lewe ręce. A narzeczony siostry, Paweł, świetnie sobie radzi z techniką.

TS: Jak wiele tracisz przez swoją nieobecność?

MW: To bolesne. Ostatnio, gdy byłam w Ameryce, dostałam wiadomość, że Alicja straciła przytomność podczas lekcji. Siostra i mama przeżywały tę sytuację bardziej, tu, na miejscu. Ja dowiedziałam się, gdy wszystko wróciło do normy. Ale okropna była świadomość, że nie mogę wrócić natychmiast. Takie dramatyczne chwile przeżywam często. Pamiętam, jak babcia była w ciężkim stanie. Napisałam, żeby na mnie poczekała. Poczekała, zdążyłam się pożegnać. Pogrzeb był w dniu, kiedy wyjeżdżałam do Paryża na przesłuchania.

TS: Przesłuchania do nowych ról to takie operowe castingi. Wciąż musisz na nie jeździć?

MW: Cóż, przez całe życie musiałam udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Nienawidzę tego! Przeżywam nieustanny egzamin, a przecież jestem już bardzo znaną śpiewaczką. Na szczęście w moim zawodzie jest taka konkurencja, że nikt nie ma czasu wysłuchiwać, jak wyją tłumy. Biorą śpiewaków z najwyższej półki. I ja na tej półce już jestem. Od czasu debiutu w Metropolitan Opera znają mnie w Ameryce. Dzięki temu podpisałam kontrakty na występy w Seattle, Baltimore, na Hawajach. Nie walczę z tysiącem innych śpiewaków. Jestem najczęściej jedną z dwóch śpiewaczek kandydujących do roli. Już jestem wybrana, tylko reżyser i dyrektor opery muszą sprawdzić, czy pasuję do przedstawienia, partnerów.

TS: Zdarzyło Ci się odpaść?

MW: Oczywiście. We Florencji szukano odtwórców do opery Borys Godunow. Bardzo się podobałam, wszyscy byli zachwyceni, ale okazało się, że nie wysłuchał mnie jeszcze dyrektor artystyczny, bo był w Paryżu. Poleciałam do Paryża, zaprezentowałam się i dyrektor też był pod wrażeniem. Tylko że potem nikt się do mnie nie odezwał. Kiedy jadę na przesłuchanie, ponoszę wszystkie koszty podróży, pobytu. Jeżeli mnie zaangażują, zwracają mi pieniądze, jeśli nie... no cóż, takie jest ryzyko mojego zawodu.

TS: Co to znaczy śpiewać w Metropolitan Opera?

MW: Metropolitan Opera i La Scala są szczytem, olimpem śpiewaczym. Miejscem prestiżowym. Chciałam sobie wpisać w życiorys występy na tej scenie, żeby mnie już nie pytali, że skoro naprawdę jestem taką wielką gwiazdą, to dlaczego nie śpiewałam w Met? Proszę bardzo, śpiewałam! Trzeba się pokazać w takich miejscach, żeby potem mieć możliwość wyboru, żebym mogła śpiewać to, co chcę, a nie to, co dla mnie zostanie. Mogłam pewnie wcześniej trafić do Metropolitan, ale nie zabiegałam o to. Coś za coś. Za to mam zdrowe na umyśle, zrównoważone emocjonalnie dziecko. Sądzę, że postąpiłam słusznie, tylko teraz muszę wykorzystać szansę, czas, który mi został, bo jestem stara jak na debiut na scenie Met. Muszę pracować, bo wiem, że kiedy do Met trafia diament, wychodzi brylant.

TS: Czujesz się już gwiazdą Met?

MW: Jeszcze nią nie jestem. Chociaż wszyscy zachowują się tak, jakbym była. Gdy przyszłam pierwszy raz do Met, przedstawiałam się, dostałam identyfikator. Ale kiedy pojawiłam się tam drugi raz, już wszyscy wiedzieli, kim jestem. Pracownicy opery mają obowiązek znać artystów. Teraz czuję się tam jak u siebie w domu. Dyrektor generalny przychodzi po przedstawieniu gratulować mi występu.

TS: Nie wypada pytać, ale zaryzykuję. Zarobki?

MW: Bardzo dobre. Żyję ze śpiewania. Najważniejsza w moim życiu jest opera i mogę zaśpiewać za mniejsze pieniądze w przedstawieniu operowym niż za większe na koncercie. Opera jest moim życiem, tam się realizuję. Stoję na scenie, w kostiumie - to mój świat.

TS: Czujesz się obywatelką świata?

MW: Kiedyś miałam straszne kompleksy, ale się ich pozbyłam. Odkąd mówię pięcioma językami, mam poczucie wolności. W każdym towarzystwie potrafię się znaleźć, porozumieć się z aktorami, reżyserami z różnych krajów. A porozmawiać z kimś, to znaczy go poznać.

TS: Czujesz się dumna, że jesteś Polką?

MW: Coraz częściej. Robi mi się przyjemnie, gdy śpiewam w Finlandii i w tym dniu wywiesza się na dziedzińcu polską flagę. Nie wiedziałam, że taki jest zwyczaj. Pamiętam, siedzieliśmy z mężem w restauracji i Piotr mówi: Patrz, tam wisi polska flaga. A może to Monako? A potem się okazało, że to wszystko na moją cześć.

TS: Bez przerwy jesteś w rozjazdach. Zdarza Ci się obudzić i nie wiedzieć, gdzie jesteś?

MW: Zdarza mi się to dosyć często! Ostatnio znalazłam sposób: po obudzeniu nie otwieram oczu, tylko zastanawiam się, gdzie się kładłam. Dzięki temu przypominam sobie, dokąd przyjechałam. Kiedy podróżowałam z Alicją, jej też zdarzyła się przygoda. Byłyśmy w Wiedniu, potem pojechałyśmy do Rzymu, potem wróciłyśmy do Wiednia. Alicja obudziła się w środku nocy, chodziła w kółko i płakała. Spytałam: Co się stało, córeczko? Okazało się, że nie mogła trafić do łazienki, bo każdej nocy była w innym miejscu.

TS: Dużo czasu spędzasz z córką?

MW: Gdy Alicja była mała, wszędzie ją ze sobą zabierałam. Może dzięki temu mamy dobre relacje. Powtarzam jej, że może mi powiedzieć absolutnie wszystko. I żeby nie miała złudzeń, wszystko, co jej się może przydarzyć, ja już przeszłam. Myślę, że wkrótce zacznie się w jej życiu okres, w którym naprawdę okaże się, jak dobry jest nasz kontakt. Jestem matką wymagającą, ale potrafię zrozumieć słabości. Fakt, ciężko mi to przychodzi, bo sama jestem silna. I dużo czasu mi zajęło, by zrozumieć, że jeśli ktoś sobie nie radzi, nie musi być to do końca jego winą.

TS: Jak wyglądają Wasze ważne rozmowy?

MW: Wszystkie odbywają się w łóżku. Jesteśmy wykąpane, zęby umyte, idziemy do łóżka i gadamy do późnych godzin. Nie jestem matką, która zajmuje się lekcjami i szkolą, zresztą Alicja jest fajna, samodzielna, nie trzeba jej gonić do lekcji, zna swoje obowiązki.

TS: Pamiętasz jakąś szczególnie ważną rozmowę?

MW: Gdy Alicja miała 10 lat, pierwszy raz rozmawiałyśmy o seksie. Tłumaczyłam, że spotka człowieka, który ją będzie kochał, że ważne jest, by znaleźć wspólny język, że szacunek itd. Tak gadam, gadam i słyszę: Wiesz co, najważniejsze, żeby miał dobry genotyp. Powaliło mnie. Przeraża mnie, że Alicja tak szybko rośnie. Za rok to już będzie kobieta. Nie mogę w to uwierzyć, przecież jestem taka młoda, a ona już taka stara!

TS: Czy Alicja chce być śpiewaczką?

MW: Fajnie by było, gdyby śpiewała, ale musi sama wybrać swoją drogę. Jestem szczęśliwa, robiąc to, co robię, jej życzyłabym takiego samego szczęścia. Uczy się grać na fortepianie. Trafiliśmy na dobrą nauczycielkę i Alicja zaczęła grać w sposób, który daje nadzieję, że może się w tym zakocha.

TS: Wyobrażasz sobie życie bez opery?

MW: Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mogłabym być pozbawiona śpiewania. Gdy po występach mam tydzień odpoczynku, to dwa dni leżę, a na trzeci dzień już śpiewam pod nosem.

TS: Zdarzają Ci się gorsze dni, dołki, chandra?

MW: Rzadko. To raczej mojemu mężowi zdarza się mówić, że nic się nie uda, że jest źle. Ja przeciwnie: wszystko się uda, będzie dobrze, świat jest piękny. Gdy widzę przeszkodę, biorę rozbieg i ją przeskakuję.

Na zdjęciu: Małgorzata Walewska (Amneris) w "Aidzie" Giuseppe Verdiego, Savonlinno 2001 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji