Artykuły

Buncik

Ojcu Dyrektorowi świeczkę, pedałowi ogarek.

Tłumy walą do teatru Jandy. Zwabione nadzwyczaj zgodnym chórem pochwalnym najbardziej kapryśnych stołecznych krytyków. Sławą reżysera, sławą pierwszego nonkonformisty, prowokatora młodego polskiego kina. I nagrodzonego za to na ostatnim gdyńskim festiwalu za film "W dół kolorowym wzgórzem". Walą poruszeni plotkami, że skaranie boskie to i obraza uczuć.

Walą, bo jest na co popatrzeć. W niedużej, postkinowej sali Teatru Polonia, w skąpej scenografii przypominającej, że teatr jest nie tylko awangardowy, ale i prywatny, z garbem długów, grają. I to jak grają! Oczy robią się niczym pięciozłotówki na widok duetu Rafał Mohr-Jerzy Łapiński. Do tego Maria Seweryn. Pozostałym autor "Darkroomu" dobrze napisanych ról poskąpił.

Tłumy walą, bo jest czego słuchać. Przemysław Wojcieszek dostał zlecenie wyreżyserowania adaptacji powieści Rujany Jeger portretującej chorwacką "generację nic". Modny temat. Wykorzystał tylko tytuł, kilkanaście pomysłów i grepsów. Te są szczególnie ważne, bo "Darkroom" to teatr słowa. Nie recytacji, lecz krótkich, pełnych dosadności replik i dialogów. Grepsów i bon motów.

Tłumy walą, bo jest o czym słuchać. Na trzydziestu metrach w stołecznej kawalerce żyć przyszło rozbitkom. Heteroseksualnej parze. Ona - niegdyś z dziennikarskimi ambicjami, teraz zabiegana korektorka. On - zdolny grafik wiecznie poszukujący posady. Do tego gej, jej przyjaciel. Bo modnie jest dziewczynie mieć przyjaciela geja. Od serca, nie do łóżka. No i jej dziadek. Post-komuch, obecnie zwalczający pedalstwo aktywista Rodziny Radia Maryja. W tle kochanek geja. Pedał zakonspirowany, bo z dobrej rodziny. Nad nimi wszechobecny, niczym Trójca Święta, mocarz nad mocarze Ojciec Dyrektor. Też z Rodziny.

I już. Taka mieszanka wyzwala wybuchy śmiechu na sali. Najżywiej publika reaguje na dowcipy z Rodziny Radia Maryja. Także gejowską autoironię Rafała Mohra. Publika ma wszystkie gorące, modne, skoncentrowane tu tematy. Pedalstwo, moherostwo, postkomuchostwo, bezrobocie, beznadzieja młodych. No i uczucia. Nie tylko bronione przez Ojca Dyrektora. Normalne, miłosne. Od wieków sztuka wokół miłości się kręci.

Walą te tłumy, walą, bo skandalista Wojcieszek znalazł złoty środek. By złotówek firmie i sobie napędzić. "Darkroom" ma bowiem opinię dzieła odważnego, ocierającego się o obrazę uczuć. Zagrożone zdjęciem z afisza w wyniku ewentualnego zmasowanego ataku moherów. Ale jednocześnie dziełka zgrabnego, dowcipnego, lekko napisanego i zagranego. I pomimo drastycznego tematu - sympatycznego. Czarni na początku bohaterowie krok po kroku okazują się niezłymi kolesiami. Nawet Ojciec Dyrektor nie taki straszny. Zamiast srogo skazać, wybacza po drobnej pokucie. Do tego totalny happy end. Pedały będą się szczęśliwie kochały. Dziadek znajduje fest babcię. Bohater dostaje posadę, a bohaterka ma satysfakcję z czynienia wszystkim dobra. Zgoda, zgoda, zgoda. Niechaj każdy rękę poda!

I tak to mamy sztukę nonkonformistyczną, ale wyjątkowo bezpieczną. Dla teatru i umysłowości widzów. Bo wiele im w głowach nie zaburzy, utrwali istniejące już stereotypy. Ruchu myśli wielkiego nie wywoła. Ani reakcji moherów. Bunt przecudnej, komercyjnej urody.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji