Artykuły

Listopadowy sen

"Listopad" Henryka Rzewuskiego w reż. Tomasza Węgorzewskiego w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Marianna Kaźmierczak

Listopadowa jesień przenosi się na cały rok i zastyga w rzeczywistości. Tu wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Czas "Listopada" Węgorzewskiego jest czasem powrotu do przeszłości.

Bazując na książce "Listopad" Henryka Rzewuskiego, twórcy spektaklu ukazują polskie realia przed rozbiorami. Konfrontacja starego świata z jego nową wizją, tradycji z postępem, miesza się nieustannie z ciążącą nad bohaterami groźbą utraty ojczyzny. Z jednej strony widzimy konflikt pomiędzy braćmi, spotykającymi się przy umierającym ojcu, z drugiej nieustanny spór o sytuację Rzeczpospolitej. Emocje rodzinne mieszają się z polityką. Tu nie ma zwykłych bohaterów, są postaci znaczące, mocno osadzone w kontekście społeczno-historycznym. Podstawą opowieści jest historia sporu o kobietę między braćmi, którzy reprezentują dwa światopoglądy. Jeden jest konserwatywny (Maciej Hązła), drugi stara się podążać za modą (Karol Kubasiewicz). Podczas gdy młodszy właśnie powrócił z Francji, gdzie bywał na salonach, starszy skupia się na polskiej tradycji.

Węgorzewski snuje powolną opowieść, pozwalając widzowi do reszty zatracić się w narracji. Znaczącą rolę odgrywa scenografia, która umożliwia prawie całkowite zanurzenie się w listopadowym świecie. Każdy aktor ma swój czas, dzięki czemu odnosi się wrażenie, że wraz z postaciami wyruszamy w wewnętrzną podróż we własną przeszłość.

Ze spektaklu wychodzi się jak ze stanu hipnozy, bo kostiumy i oświetlenie sprawiają, że nasza rzeczywistość kontrastuje z teatralnym tu i teraz. W spektaklu zostały wykorzystane historyczne kostiumy, które tworzą dysonans miedzy współczesnością (widownią) a przeszłością (scena). Nie dochodzi tu do żadnej interakcji między tymi dwoma płaszczyznami, przez co można mieć wrażenie, że scena jest pudełkowa. Jednak to właśnie ta znacząca odrębność sprawia, że "Listopad" staje się paradoksalnie odbiorcy szczególnie bliski. Klasyczne przedstawienie pochłania treścią do tego stopnia, że obserwując odległe wydarzenia ma się wrażenie, jakby był to nasz własny sen lub wspomnienie odtwarzane w procesie zbiorowej hipnozy. Artykułowanie myśli jest tutaj uporządkowane, choć jego tkanka nieco abstrakcyjna. Początkowa scena wyciągania nierealnych przedmiotów z brzucha, jest kontynuowana na końcu spektaklu. Przedstawienie jawi się jako zamknięta, skończona opowieść, co jeszcze bardziej upodabnia widowisko do dziwnego zbiorowego snu. Bajkowe elementy przeplatają się z wątkiem głównym (historią braci), a reżyser niejako cały czas prowadzi dialog z własną interpretacją - urywa niektóre sceny (poprzez np. spuszczenie kurtyny), by zaraz do nich powrócić w trochę zmienionej formie. Widz może dać się porwać takiej kompozycji scenicznej partytury, tworzy ona bowiem zamkniętą i intrygującą klamrę. Ta klamra dominuje chwilami nad całkowitym przekazem, bo bardziej niż na akcji można skupić się na intertekstualności. W spektaklu non stop widoczna jest gra z kompozycją, np. w scenie spotkania braci przy umierającym ojcu, którzy zastanawiają się, czy przekroczyć linię kurtyny, za którą być może chory śpi.

Przy tym spektakl należy interpretować poprzez jego całość, bo rozłożony na czynniki pierwsze może wydać się niejasny. Poszczególne sceny stają się chwilami naiwne albo nastawione bardziej na efekt niż na przesłanie. Dopiero po złączeniu wszystkich elementów, które, jak się z czasem okazuje, ze sobą korespondują, spektakl właściwie wybrzmiewa. W związku z tym nie można nie docenić dobrego scenariusza Magdy Kupryjanowicz. Wydobywa on esencję książki, jednocześnie nie pozbawiając jej stosownego rytmu. Twórcy nadają osiemnastowiecznej powieści nowych znaczeń, czyniąc z niej pole do rozważań na temat kondycji współczesnego człowieka i polityki. Choć żadne bezpośrednie aluzje do teraźniejszości są tu nieobecne, ważniejszy jest dobór fragmentów książki Rzewuskiego. Nie wybiegając poza osiemnastowieczny tekst (którego Kupryjanowicz konsekwentnie się trzyma), spektakl staje się paralelą dla współczesności.

Na ascetyczną przestrzeń (niezmiennym elementem jest tu jedynie wysoki i potężny postument na środku sceny przypominający nieco monstrancję) nakładają się kolejne elementy. Scena nieustannie się zmienia, ewoluuje. Szczególny jest tu moment stypy po śmierci ojca, kiedy główni bohaterowie zasiadają do stołu, który widoczny jest tylko w połowie. Widz nie jest w stanie dostrzec wszystkich "opłakujących", wyostrzają się więc inne zmysły. W tym samym czasie niepotrzebne już elementy scenografii są wynoszone przez pracowników teatru.

Także kurtyna ciągle jest w użyciu, co daje w sensie inscenizacyjnym ciekawe efekty. Jej rola w tym spektaklu jest bardzo rozwinięta. Sygnalizuje zmianę przestrzeni gry, np. przeniesienie akcji z domu ojca do lasu, gdzie bracia razem (mimo niechęci młodszego) polują. Kolejnym ciekawym elementem jest tu wanna, w której kąpie się młodszy brat ze swoją ukochaną. Jest to moment już po wyjeździe Ludwika z domu rodzinnego. W spokojnej, efemerycznej atmosferze omawiają ewentualny powrót. Akcja snuje się w bardzo wolnym tempie, które sprawia, że w pewnym momencie piętrzą się niejasności. Nie wiemy, w którym momencie przenosimy się znów do sceny pierwszej. Nie jest to jednak zabieg meczący, bo senna atmosfera uzasadnia taką hybrydyczną konstrukcję.

Spektakl jest jak skrywana rodowa tajemnica, stanowi diagnozę sytuacji społecznej, a jednocześnie jest uchwyceniem marazmu towarzyszącego potrzebie ciągłego buntu. Ten aspekt widowiska jest szczególnie widoczny w ostatnich scenach, kiedy aktorzy stwarzają zmieniający się żywy obraz. Kurtyna opada i podnosi się, a oni zastygają w bezruchu, przypominając (dzięki kostiumom) osiemnastowieczne malowidło. Bezruch jest sugestywnym zakończeniem spektaklu, stanowi metaforyczne złapanie momentu historii - bohaterowie w takim wymiarze stają się poruszoną na moment przeszłością. Ożywienie obrazów uwiarygodnia wizję całego spektaklu. Reżyser stara się wykrzesać opowieść jakby z samej podświadomości widzów, bazując na zbiorowej pamięci. To ona właśnie jest podstawą osi dramaturgicznej "Listopada". Węgorzewski stara się jakby zarazić widza pamięcią o przeszłości, która dzięki swej sennej poetyce, staje się szczególnie wymowna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji