Artykuły

Jak gdyby wśród nas był...

"Wyzwolenie" zrealizowane przez Konrada Swinarskiego w 1974 roku przeszło do historii polskiego teatru. Emocje towarzyszące temu wydarzeniu wspominają dziś współtwórcy tamtego sukcesu.

Jerzy Trela - Konrad

Praca nad "Wyzwoleniem" była dla mnie szczególnym i bar­dzo osobistym przeżyciem. Ro­biliśmy je po "Dziadach", które w moim doświadczeniu stały się swoistą lekcją, próbą poprzedza­jącą pracę nad rolą drugiego Konrada. Wyspiański jest mi bardzo bliski nie tylko poprzez artyzm, ale także przez swoją fi­lozofię. Docieranie do prawd przez Konrada, prawd coraz tra­giczniejszych, doprowadzają­cych go w finale do przyjęcia na siebie funkcji oślepionego pol­skiego Edypa, odbywało się po­przez cierpienie. Cierpienie bo­hatera stawało się w pewnym sensie i moim. Ale to była piękna męka. Swinarski "Dziady" koń­czył nadzieją, a "Wyzwolenie" bardzo okrutnie - zderzeniem niespełnionej, gorącej walki Konrada ze światem, w którym przyszło mu żyć.

Problemy polskości, narodo­wej tożsamości, wciąż dręczyły Swinarskiego, stąd też zmierzył się wcześniej z "Nie-boską ko­medią" i "Dziadami", wreszcie z "Wyzwoleniem". Rozwiązywał te dylematy nie tylko na użytek publiczności, teatru, ale także dla samego siebie. Dla mnie pra­ca nad rolą stanowiła próbę zma­gania się z tym wszystkim, cze­go Wyspiański dotyka w "Wy­zwoleniu". Bo ten tekst, mówią­cy o sprawach ogólnoludzkich i ponadczasowych, jeśli go odpo­wiednio czytamy, w każdym hi­storycznym dla nas momencie jest aktualny, bolesny, wzrusza­jący, poruszający i zmuszający do refleksji.

Zarówno Swinarski, jak i my, aktorzy długo mieliśmy wiele wątpliwości, szukaliśmy odpowiednich tropów interpretacyj­nych. Stąd też na jedną z prób reżyser zaprosił profesora Kazi­mierza Wykę. Przed próbą pro­fesor zapytał: - Ile razy przeczy­taliście dramat? - Chyba ze sto -odpowiedział Swinarski. - To ja mniej, więc wy wiecie lepiej. Po zakończeniu próby rzucił reto­ryczne pytanie: - A może to, knot? I wyszedł. Po raz drugi od­wiedził nas tuż przed premierą. Przedstawienie było już prawie gotowe. Zagraliśmy, po czym na­stąpiła długa cisza. Wreszcie Wyka powiedział: - To nie jest knot. I nie wyszedł.

Myślę, że próba rozmowy z Wyspiańskim, którą podjął dziś Mikołaj Grabowski, jest bar­dzo ważna. Bo do tych rebusów, własnych "elementarzy" zawar­tych w "Wyzwoleniu" trzeba wracać. Ich nie zastąpi literatura Sarah Kane. Podjęcie dyskusji poprzez "Wyzwolenie", którą wcześniej zaczęli Dejmek, Swi­narski czy Hanuszkiewicz, jest szlachetnym i odważnym kro­kiem ze strony Mikołaja Gra­bowskiego. Sądzę, że Konrad Swinarski byłby bardzo zadowo­lony z tego, że tę dyskusję pod­trzymuje się. A zwłaszcza że ro­bi to jego uczeń. Dziś, kiedy gram Starego Aktora, stoję na tej samej scenie i niemal w tym sa­mym miejscu, co niegdyś jako Konrad. Ale nie zbuntowany je­go siłą młodości, lecz jako do­świadczony człowiek i aktor, który przeżył już swoich Hamle­tów. I wie, że teatr jest jedynie ułudą i iluzją, w którą trzeba wierzyć. A prawdy szukać moż­na tylko w życiu.

Anna Polony - Muza

O pracy z Konradem Swinar­skim mogłabym opowiadać go­dzinami. A z "Wyzwoleniem" byłam związana niezwykle emo­cjonalnie. I jako aktorka, i jako późniejsza opiekunka artystycz­na, po śmierci Konrada, kiedy to graliśmy ten spektakl jeszcze przez dziesięć lat. Konrad był nadzwyczajnym reżyserem. Do każdej realizacji przygotowywał się niebywale starannie - studio­wał wszelkie materiały, by lepiej zrozumieć ideę sztuki i jej pod­teksty. Stąd też próby analitycz­ne "Wyzwolenia" trwały bardzo długo. Wiele czasu poświęcał "rozgryzaniu" Masek - w efekcie interpretował je poprzez postaci historyczne, które pod tymi ma­skami odkrył. Maski w interpre­tacji Swinarskiego były adwersa­rzami Konrada jako człowieka czynu, działania. W trakcie prób toczyliśmy namiętne, gorące dyskusje, a nawet kłótnie. Swi­narski je prowokował swoimi odkrywczymi interpretacjami.

Oczywiście, styl pracy Swi­narskiego wymagał szczególne­go aktorstwa. Cenił on ponad wszystko aktorów emocjonal­nych, zaangażowanych uczucio­wo, intuicyjnych - organicz­nych, jak sam ich nazywał. Nie lubił chłodnego, wykalkulowa­nego aktorstwa, ale też nie znosił w grze efekciarstwa. "Wyzwole­nie" było przedstawieniem, w którym reżyser poszedł o krok dalej niż w "Dziadach", będą­cych snem o wolności. Postawił bowiem pytanie: Co my z tą wol­nością zrobimy? Jaką zbuduje­my Polskę, jeśli już wolność od­zyskamy? Tego dotyczył spór Konrada z Maskami.

Swinarski bardzo ciekawie zestawił mękę twórczą Konrada z codzienną prozą życia, które toczyło się w tle sceny. Przez chwilę chciał nawet, bym jako Muza myła się pod prysz­nicem. No, temu stanowczo sprzeciwiłam się. - Chyba, że w kostiumie kąpielowym - za­żartowałam. Długo nie mogłam sobie z tą rolą poradzić. Swi­narski kazał mi grać damę, ar­tystkę - kabotynkę. A ja nie lu­biłam królować na scenie. Wo­lałam biedne, wrażliwe sieroty - bliskie mi po roli w "Żegnaj Judaszu" Iredyńskiego. Wciąż mi powtarzał: - Musisz się przełamać i zmienić swój gen­re. Przełamywałam się długo. A on wciąż: - Masz grać jak Eichlerówna. Któregoś dnia zaprosił mnie do domu, żeby mi pokazać, jak mam to zagrać. Założył na siebie jakąś firankę, wszedł na krzesło i zaczął mó­wić z charakterystycznym za­śpiewem: "Ktokolwiek żyjesz w polskiej ziemi...". Zrobił to tak pysznie, że o mało nie spadłam z krzesła. Żałuję do dziś, że nie miałam kamery, by to sfilmować.

Zygmunt Konieczny - kompozytor

Swinarski zaproponował mi współpracę przy "Wyzwoleniu" głównie dlatego, że wcześniej pi­sałem mu muzykę do "Dzia­dów", których "Wyzwolenie" miało być kontynuacją. Nawet użył jednego motywu muzycz­nego z "Dziadów". Reżyser wo­bec wszystkich był szalenie wy­magający, wobec kompozytora także. Żądał, bym był obecny na każdej próbie. Zdarzyła mi się kiedyś dość dziwna sytuacja. Otóż wówczas w Starym Teatrze nie było kierownika muzyczne­go i ja często, w sali obok sceny, próbowałem z orkiestrą. Pewne­go razu Swinarski jak zwykle spytał: - Gdzie jest Konieczny? Ktoś odpowiedział: - Nie ma go. Gdy wróciłem z próby z orkie­strą, usłyszałem od Konrada: - Jeśli nie będziesz chodził na próby, to nigdy nie wyjdziesz z Piwnicy. Kiedy dowiedział się, że ja cały czas pracuję - przepro­sił. Sądzę, że dzięki takim wy­maganiom Swinarskiego wobec kompozytora muzyka w jego przedstawieniach stanowiła inte­gralną całość ze spektaklem.

Do "Wyzwolenia" skompono­wałem poloneza, którego różne tematy wykorzystaliśmy w spek­taklu. W scenie finałowej ów po­lonez, grany przez orkiestrę w sposób "knajpiany" nabierał gorzkich i ironicznych znaczeń. Dla Swinarskiego muzyka miała nie tylko charakter emocjonalny, ale także informacyjny. Opowia­dał mi kiedyś, że gdy pojechał do Nowego Jorku, miał się tam spotkać ze swoim wujem. Nie znał go, ale wiedział, że gra na saksofonie. Wylądował na lotni­sku, gdzie wuj miał na niego czekać. Nikogo nie było. I nagle, z oddali usłyszał, że ktoś gra na saksofonie hymn Polski. I to słuszny przykład, że muzyka nie tylko jest ozdobą, dekoracją, nie tylko wnosi emocje i dramaturgię do spektaklu, ale niesie też określone treści.

Józef Opalski - teatrolog

Praca Swinarskiego nad "Wyzwoleniem" to był czas, który wspominam z wielkim wzruszeniem. Dzięki Kaziowi Wiśniakowi poznałem Konrada i dość często miałem zaszczyt bywać u niego na Szerokiej. Dyskusjom nie było końca. Konrad lubił tworzyć wokół sie­bie aurę świadczącą o tym, że swoje pomysły przedstawień wyciąga nie wiadomo skąd. Otóż to jest głęboka nieprawda. Do "Wyzwolenia" przygotowa­ny był niebywale, studiował to­my książek i zadręczał nas wszystkich problemem Masek: - Czy to prawda, że jedna to Da­szyński, druga - Franz Jozef, in­na - Przybyszewki? Był opętany tym "Wyzwoleniem".

Pamiętam też jedną z ostat­nich prób, w której uczestniczy­łem. Wówczas zrozumiałem, jak to "Wyzwolenie" będzie inne od tego, co do tej pory widziałem i o czym czytałem. Niesamowite wrażenie zrobił na mnie tekst "Warchoły to Wy", który Jurek Trela wywrzeszczał na całe gar­dło. To było jak wybuch. Konrad z "Wyzwolenia" Swinarskiego walczył z tym, co było martwe wokół nas. Ale równocześnie na­znaczony był śmiercią. Reżyser przeczytał postać bohatera po­przez chorobę Wyspiańskiego i dzięki temu Konrad stał się ży­wym człowiekiem, a nie zna­kiem literackim.

Było czymś porażającym, jak Jurek Trela cierpiał wraz ze swo­im bohaterem. Wydawało się, że nie udźwignie tego cierpienia. Pamiętam, jak kiedyś krzyczał: - Nie zagram tego, nie mam siły! A Swinarski go pchał, by zamienić te zmagania na ludzką krew. I ta żywa krew w tamtym spekta­klu najbardziej porusza do dziś. Ale też finał przedstawienia na­leży do scen niezapomnianych. Kiedy oślepły Konrad walił mie­czem wokół, a do nas dochodził polonez z knajpy - to działało.

I wciąż działa, ostrzega. I w tym, myślę, jest melancholijna pocie­cha: śmierć nie wszystko potrafi unicestwić.

Stefan Szramel - Maska

Czas determinuje każde przedsięwzięcie artystyczne. Zrobienie wówczas "Wyzwole­nia" było czymś niezwykle istot­nym i dla teatru, i dla aktorów. Wiedzieliśmy, że ludzie, w tych okropnych czasach, czekali na to, co teatr ma do powiedzenia w sprawach narodu, kondycji człowieka. Pracując nad tym przedstawieniem wiedzieliśmy, że niezależnie od efektu arty­stycznego jego sens społeczny będzie niezwykle ważny. Że musi wstrząsnąć ludźmi. I tak też się stało. Musiało tak się stać, bo Konrad był artystą wi­zjonerem. Cały spektakl miał precyzyjnie wymyślony i głębo­ko przemyślany.

A jednak, jak każdy prawdziwy artysta, zmagał się z tematem miotany wieloma artystycznymi wątpliwościami. Potrafił w nie­zwykłym skupieniu słuchać ak­torów, brać z nich to, co istotne. Powiem jedno: dla aktora to było wielkie szczęście, że w jednym czasie mógł spotkać się z tak wspaniałym zespołem, jakim był zespół Starego Teatru, z wiel­ką literaturą i wybitnym reżyse­rem. To było szczęście dane od Boga.

Ewa Kolasińska - Robotnica

Pamiętam, jak Konrad po­twornie zmagał się zarówno z formą, jak i z treścią "Wyzwo­lenia". Ale był jednocześnie w stanie ogromnej radości two­rzenia. Dla mnie praca w "Wy­zwoleniu" to były pierwsze kro­ki w Starym Teatrze. I od razu przy tak wspaniałym reżyserze. Co najbardziej zapamiętałam? Otóż Konrad z każdym pracował tak, jakby każdy grał główną ro­lę. Podobnie było ze mną. Mimo że przypadła mi w udziale po­stać Robotnicy, to jednak stawiał przede mną wciąż nowe zada­nia. Byłam niezwykle pochłonię­ta i przejęta ważnością swojej ro­li. Ta praca była niezwykła, to­warzyszyła jej gorączka twór­cza. Wciąż wszyscy dopytywali: Czy Swinarski spał dobrze? Czy toczył nocne dysputy? Jakie po­mysły przyniesie na próbę? - wszystko rozpatrywaliśmy pod jego kątem i wobec jego wyma­gań od nas. Czuliśmy się jakby powołani do niesienia narodo­wego posłannictwa...

Dziś inaczej myślę o spekta­klu, który przygotowujemy, bo w innych czasach żyjemy. Ale, daj Boże, żeby wokół obecnego "Wyzwolenia" rozgorzała taka dysputa, jak wobec tego sprzed trzydziestu laty.

Tadeusz Malak - Maska, Geniusz

Próby "Wyzwolenia" były bardzo gorące, wczytywaliśmy się w niezliczoną ilość książek, aby sprostać wymaganiom Swi­narskiego. Bo też akt z Maskami był niezwykle ciekawie interpretowany przez reżysera. Graliśmy wyobrażenia ludzi, którzy osa­czali Konrada w jego życiu. Pod postacią Konrada kryje się prze­cież Wyspiański. Tak więc scena ta była jego wielką rozprawą z polskim społeczeństwem: Konrad, mówiący prawdę, dążą­cy do niej i Maski - ludzie żyjący wśród półprawd. Mógłbym dłu­go mówić o tej pracy - była fan­tastyczna.

Chcę jeszcze wspomnieć o naszym wyjeździe na gościnne występy do Warszawy. Był stan wojenny. Na spektaklu Jaruzel­ski, stąd też teatr otoczono mili­cją i ubekami. Tłumy ludzi nie­prawdopodobne - przed teatrem i w środku. Po spektaklu Jaruzel­ski zaprosił cały zespół na spo­tkanie. Poszło zaledwie kilka osób. Nieobecność zdecydowa­nej większości była naszym sprzeciwem wobec ówczesnej sytuacji w kraju. Warszawa nie była dla mnie zbyt szczęśliwa, bo wcześniej, gdzieś w połowie lat 70., też graliśmy "Wyzwole­nie" w Teatrze Narodowym. Ro­biłem dodatkowo zastępstwo, no i z przepracowania, z emocji - serducho nie wytrzymało. Przedostatniego przedstawienia nie dokończyłem, zasłabłem i pogotowie zabrało mnie do szpitala. Ostatni spektakl odwo­łano.

Na zakończenie chcę wspo­mnieć tych wspaniałych kole­gów, którzy grali w "Wyzwole­niu", a dziś nie ma ich już wśród nas: Wiktor Sadecki - świetny Karmazyn, Juliusz Grabowski -znakomity Prezes, Wojciech Ruszkowski - rewelacyjny jako Stary Aktor, Roman Stankiewicz - niezapomniany Prymas. Jakże oni wiele mogliby opowiedzieć o tym wybitnym przedstawie­niu. Ich wspomnienia odeszły wraz z nimi.

Halina Kwiatkowska - Zosia

Był rok 1975. Pojechaliśmy do Londynu z "Dziadami" Swi­narskiego. Przebywał tam rów­nież mój dobry znajomy, irani­sta, profesor Piotr Chełkowski, który miał duży wpływ w ra­dzie wybierającej przedstawie­nia na międzynarodowy festi­wal w Shiraz. Zaprosiłam pro­fesora na "Dziady", poznałam go z Konradem. Spektakl bar­dzo się spodobał, czego efek­tem, po wielu perturbacjach, było zaproszenie do Iranu. Naj­pierw otrzymał je Konrad, któ­ry miał polecieć i wybrać sto­sowne miejsce do grania "Dzia­dów". Poleciał w sierpniu. Nie wrócił. Samolot spłonął nad Damaszkiem. Wiadomość o je­go śmierci dotarła do nas tuż przed rozpoczęciem "Wyzwo­lenia", które graliśmy tego dnia w Starym Teatrze. Ogarnęła nas rozpacz.

Kochaliśmy Kondzia jako człowieka i artystę. I w tym strasznym dniu przyszło nam mówić tekst z III aktu "Wyzwo­lenia", którego wymowa stała się symboliczna. W kostiu­mach, z narzuconymi na nie ża­łobnymi kirami - tak to wymyślił Konrad, ze ściśniętymi gar­dłami mówiliśmy w scenie zbio­rowej: A cóż Konrad?/Mam naj­zupełniej to wrażenie, jak gdyby wśród nas był/Jeno nie widzi­my go./...obecną jest jego myśl/... cóż z nim się dzieje?/ On sam niknie i ginie, rosnąc w nas./Jakże-to?/'Zapala pło­mień, przy którym gaśnie sam,/,..bo płomieni tych jest ogrom i burza, i płonący las./A on zginie w dymie/ Więc my.. ./my musimy pozostać.

Mówiąc te słowa, wydawało nam się, że Konrad jest gdzieś nad naszym chórem, patrzy na nas i już na zawsze będzie z nami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji