Artykuły

Jubileusz Misia

- Tak sobie czasem myślę, że kiedyś, jak już mnie nie będzie, to może choć garderoba nr 13 mogłaby nosić moje imię. Garderoba Misia. Młodzi aktorzy pytaliby pewnie, czy jakiś niedźwiedź tu pracował - mówi MICHAŁ GRUDZIŃSKI, aktor Teatru Nowego w Poznaniu, obchodzący jubileusz 35-lecia pracy artystycznej.

W sobotę [1 kwietnia] koncertowo zagrał Aleksandra Władimirowicza Sierebriakowa w "Wujaszku Wani" Antoniego Czechowa. Michał Grudziński, aktor Teatru Nowego, obchodzi jubileusz trzydziestopięciolecia pracy artystycznej.

Przez kolegów nazywany jest Misiem. Trudno sobie wyobrazić scenę przy ul. Dąbrowskiego bez niego. Ogólnopolską popularność przyniosła mu ostatnio rola w serialu "Na dobre i na złe", ale przecież to nie w niej widać najbardziej jego aktorski talent. Dla poznaniaków to postać znana z reklam w radiu i telewizji, z niezliczonych kabaretowych i estradowych występów, ale przede wszystkim ze spektakli. Jego Sorina w "Czajce" czy klowna Le Grue w "Czerwonych nosach" trudno zapomnieć.

Czego mu życzą koledzy z teatru? Edyta Łukaszewska: - Żeby się nigdy nie zmieniał. Żeby kochał, miał gorące serce i był szczęśliwy. Daniela Popławska: - Życzę mu dobrych, wymagających reżyserów. Bo Michałjestjak brylant, który wymaga oprawy. I taką oprawą dla jego talentu może być właśnie reżyser. Mariusz Puchalski: - Życzę mu, żeby bardzo długo żył. A sobie bym życzył być tak kochanym jak on.

A czego sobie życzy sam Jubilat?

- Zdrowia sobie życzę przede wszystkim. Chwalić Boga, nie muszę na nie narzekać, ale w moim wieku to ono się staje najważniejsze. I chciałbym być w tym teatrze dalej, bo wrosłem w niego bardzo mocno. I tak sobie czasem myślę, że kiedyś, jak już mnie nie będzie, to może choć garderoba nr 13 mogłaby nosić moje imię. Garderoba Misia. Młodzi aktorzy pytaliby pewnie, czy jakiś niedźwiedź tu pracował (śmiech).

Miałem różne przestoje w graniu... Sześć ról na dwanaście lat to nie jest za dużo. I żal mi, bo myślę, że szkoda tego czasu, który już nie wróci. Bo z wiekiem siły, energii, krzepy coraz mniej... Widzę to, kiedy kopię w ogródku albo naprawiam dach. Ale powtarzam też sobie, że do grania w teatrze trzeba przecież innej energii niż do łopaty i dachówek, więc może coś się jeszcze zdarzy...

Na zdjęciu: Michał Grudziński jako Król Bérenger i Antonina Choroszy w "Król umiera, czyli Ceremonie", reż. Tadeusz Bradecki, Teatr Nowy, Poznań 2002 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji