Artykuły

Utraciliśmy językową wspólnotę

- Paradoksalnie wokół tematu głuchych panuje zmowa milczenia. Skoro oni milczą, to po co o nich się upominać? Mam przekonanie, że grając "Nie mów nikomu", udaje się nam trochę zbliżyć dwa przeciwległe brzegi. Z jednej strony możemy poznać świat, o którego istnieniu nie mieliśmy dotychczas bladego pojęcia. Z drugiej - niesłyszący mają poczucie, że to ich spektakl, ich ważny "głos". Myślę, że tak samo czują głusi widzowie - mówi reżyser Adam Ziajski przed poznańskim spektaklem w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, w ramach XXIII Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Performatywnych A Part.

Spektakl "Nie mów nikomu" to wydarzenie wyjątkowe. Z jednej strony - jest świetnie przemyślany pod względem koncepcji, przesłania i formy, z drugiej - to coś więcej niż spektakl. To również niezwykłe spotkanie, które w widzu wyzwala spektrum emocji - od radości przez smutek i złość. Jego bohaterami są bowiem osoby niesłyszące, które nie potrafią skutecznie porozumieć się z resztą społeczeństwa, więc są skazane na wykluczenie.

ROZMOWA Z ADAMEM ZIAJSKIM, reżyserem spektaklu:

Marta Odziomek: Jaka jest różnica między Teatrem Strefa Ciszy, z którego jest pan znany, a Sceną Roboczą, w ramach której zrealizował pan "Nie mów nikomu"?

Adam Ziajski: Jestem współtwórcą i założycielem Teatru Strefa Ciszy, który po ponad 20 latach zakończył swoją działalność. Obecnie, od ponad 4 lat, jako szef artystyczny Sceny Roboczej, tworzę stałą scenę repertuaru teatrów niezależnych w Poznaniu.

Czym się zajmujecie?

- Regularną produkcją spektakli na zasadach rezydencji artystycznych i ich prezentacją oraz realizacją projektów edukacyjnych i społecznych. Prowadzimy działalność ośrodkową rozumianą jako laboratorium praktyk teatralnych. Nie mamy stałego zespołu aktorskiego, a do współpracy zapraszamy twórców i liczne zespoły niezależne. Na stałe współpracujemy z 25 grupami teatralnymi, które pod szyldem Sceny Roboczej tworzą autorski i niezwykle różnorodny repertuar.

"Nie mów nikomu" to pierwszy pana spektakl po kilkuletniej przerwie. Wspomina pan, że chodził za panem temat języka, który w ostatnich czasach się zohydził. Ale postanowił pan opowiedzieć o tym języku z zupełnie innej, apolitycznej strony. Wziął pan na warsztat właściwie temat wykluczenia za sprawą nieużywania języka.

- Prawdę mówiąc, to właśnie język i to, co się z nim dzieje, był inspiracją do powstania "Nie mówi nikomu". Mam poczucie, że utraciliśmy językową wspólnotę w przestrzeni społecznej. Nasz język stał się narzędziem wzajemnej walki, nienawiści i werbalnej przemocy. My już nie komunikujemy się wzajemnie, my jedynie komunikujemy swoje stanowiska. Rozmowa już nie służy poznaniu i wzajemnemu zrozumieniu w poszanowaniu naszej odrębności. Daliśmy przyzwolenie na frazesy, wzajemne połajanki, wszechobecny medialny bełkot.

I o języku oraz problemach w komunikowaniu się postanowił pan opowiedzieć z pomocą niesłyszących.

- Był to dla mnie wybór niejako naturalny. Osoby niesłyszące mają przede wszystkim problem z komunikacją ze słyszącymi. To najbardziej wykluczona grupa społeczna. Traktujemy ich jak niepełnosprawnych i nazywamy niepełnosprawnymi, choć tak naprawdę niepełnosprawne są nasze kontakty. Nazywamy ich głuchoniemymi. Owszem, są głusi, ale nie niemi. Posiadają swój odrębny język i potrafią w nim wyrażać swoje potrzeby i uczucia. Język migowy jest trójwymiarowy, wręcz choreograficzny. Dla teatru otwiera on ogromne pole inspiracji.

Jak wyglądało pozyskiwanie aktorów?

- Poszukiwania rozpocząłem od tłumaczki. Za jej sprawą poznałem osoby niesłyszące, które udało mi się namówić do współpracy. Na początku byłem zawstydzony tym, jak reaguję, i co wiem o ich świecie. Udało mi się jednak zdobyć ich zaufanie, którego efektem jest bardzo osobisty wymiar spektaklu. Moi aktorzy są jednocześnie bohaterami "Nie mów nikomu". Jacek i Piotr to osoby niedosłyszące. Zosia i Natalia nie słyszą zupełnie. A Kaziu, prócz tego, że nie słyszy, jest też ociemniały.

Czegoś pana nauczyli?

- Pokory wobec słowa i cierpliwości. Czasami ustalenie najprostszych spraw zajmowało nam bardzo wiele czasu. Spotkanie z nimi uświadomiło mi, że komunikacja to bardzo złożony i odpowiedzialny proces wymagający bezwarunkowej otwartości.

Ich doświadczenie życiowe zawstydza mnie przez fakt naszej ignorancji wobec wykluczonych. Słyszący bardzo często nadużywają słów. Przeinaczają ich sens, wyolbrzymiają, ranią się wzajemnie. Mamy dar mowy, ale czasami mam wrażenie, że nie potrafimy na nim budować wzajemnych relacji.

My poruszamy ustami, czasem podnieceni gestykulujemy. Oni wręcz tańczą. Warto podkreślić, że każdy miga inaczej, że integralnym elementem języka migowego jest gramatyka wyrażająca się w mimice i ruchu całego ciała. Można za jego pomocą cały czas budować nowe znaki. Język migowy jest nieskończony, a zarazem niejednorodny.

Więc też może powodować błędy w komunikacji - jak mówiony?

- Owszem, może. Nie ma jednego języka migowego. Jedni posługują się "naturalnym" migowy, inni systemem językowo-migowym próbującym odwzorować szyk języka polskiego. Jeszcze inni mieszają oba. Poza tym - tak jak w każdym języku - różnie się miga w różnych regionach. Może trudno w to uwierzyć, ale język migowy jest starszy od mówionego. Kiedy narodzi się dwoje dzieci, w tym jedno, które nie słyszy, to pierwsze będzie wyrażało swoje potrzeby płaczem lub krzykiem, a drugie będzie wyciągało ręce, budując pierwsze znaki.

Powstał spektakl o komunikacji, ale też o wykluczeniu społecznym dużej grupy ludzi.

- Dla większości z nich język polski jest językiem obcym. Na tym tle winniśmy uznać autonomię ich języka. Nasza ignorancja wobec głuchych rodzi tylko uprzedzenia i niepotrzebne lęki. Nie znamy świata osób niesłyszących, nie mamy nawet pojęcia, ilu ich jest w Polsce. Z Narodowego Spisu Powszechnego dowiemy się, że 563 osoby w Polsce mówią w języku hindi, ale już nic o tym, ilu z nas porozumiewa się w kontaktach z najbliższymi w języku migowym. Problem najprawdopodobniej dotyczy nawet 200 tysięcy osób. To najbardziej wykluczona mniejszość językowa. Ale to także środowisko o wielkiej różnorodności. Głuchym można bowiem zostać z wielu powodów i w różnym wieku. Bycie głuchym rzadko jest uwarunkowane genetycznie.

Jak wygląda codzienność głuchych?

- Ich życie i doświadczenia znacząco odbiegają od naszego! Często spotykają się z niezrozumieniem, protekcjonalnym traktowaniem, a nawet pogardą. Z problemami komunikacji stykają się właściwie wszędzie - w urzędach, szpitalach czy choćby w pracy, jeśli w ogóle ją mają. Zresztą 80 procent z nich to bezrobotni. Proszę zapytać głuchą kobietę o zawód - co druga powie, że jest krawcową. Głusi w Polsce wykonują zaledwie 10 zawodów. Wszystko, co wyszarpią z otaczającej ich rzeczywistości, jest okupione ogromnym wysiłkiem. W kinach nie miga się filmów, na uczelniach wykładów, a w telewizji nawet programów informacyjnych. Gazety czy książki czytają tylko ci, którzy rozumieją język polski.

Kiedyś jedna z niesłyszących osób stwierdziła, że głuchota jest gorsza od ślepoty. W pierwszym odruchu wydało mi się to bzdurą, ale to jednak prawda. Niemożność swobodnego komunikowania się ze światem skazuje cię na skrajną samotność. Z podziwem obserwuję moich aktorów. Część z nich bardzo ciężko pracuje zawodowo, a mimo to znajdują siłę i chęć, by jeszcze jeździć i grać. Są pełnosprawni, aktywni i dzięki temu możemy bliżej poznać fragmenty tajemniczego świata gestów.

Spektakl daje właśnie taką możliwość.

- Paradoksalnie wokół tematu głuchych panuje zmowa milczenia. Skoro oni milczą, to po co o nich się upominać? Mam przekonanie, że grając "Nie mów nikomu", udaje się nam trochę zbliżyć dwa przeciwległe brzegi. Z jednej strony możemy poznać świat, o którego istnieniu nie mieliśmy dotychczas bladego pojęcia. Z drugiej - niesłyszący mają poczucie, że to ich spektakl, ich ważny "głos". Myślę, że tak samo czują głusi widzowie.

W efekcie pracy pana i osób niesłyszących wykreowane zostało przejmujące przedstawienie na styku sztuki i rzeczywistości.

- To rodzaj spotkania w teatrze - czy też poprzez teatr. Spotkania ze światem, który jest do odkrycia. O "Nie mów nikomu" myślę jak o reportażu teatralnym i z pewnością wpisuje się w formułę teatru ekspertów. Wierzę, że teatr może być realnym narzędziem społecznych zmian. Oczywiście nie mam złudzeń, że zasypanie przepaści między nami jest możliwe. Tak nie jest. Chodzi tylko i aż o to, abyśmy nie czuli strachu przed sobą. Drobne gesty czy uśmiech do przypadkowo spotkanej osoby to jedyny skuteczny sposób, aby się przeciwstawić ludzkiej obojętności i powodzi językowego błota.

---

czwartek, godz. 18, TEATR ROZRYWKI W CHORZOWIE

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji