Artykuły

W stronę teatru lewicowo-feministycznego?

Do niedawna teatr egocentryków, feminizm histeryczek i lewica hipokrytów nie mogły się porozumieć. Dzisiaj teatr postbrutalistyczny, feminizm trzeciej fali i lewica kulturowa mogą już zawiązać sojusz. Teatr przedstawiający wyobcowanych, feminizm mówiący w imieniu dyskryminowanych, lewica dająca oparcie wykluczonym zbliżają się do siebie - piszą Krystyna Duniec i Joanna Krakowska w miesięczniku Res Publica Nowa.

Jesienią na wiecach organizowanych przez feministki w obronie praw mniejszości seksualnych spotkali się przedstawiciele starej i nowej lewicy. Lesbijki, geje, artyści teatralni, przyjaciele Jacka Kuronia, organizacje kobiece, środowisko "Krytyki Politycznej", a także Marek Borowski i Wojciech Olejniczak demonstrowali razem w obronie demokracji. Czyżby znaczyło to, że lewica kulturowa, ku niechęci starych socjalistów w rodzaju Ryszarda Bugaja, zaczęła majoryzować w Polsce lewicowe myślenie? Już jakiś czas temu teatr taki obrót rzeczy przewidział. Lewicowe myślenie wkroczyło do teatru, korzystając z feministycznych wytrychów. Trzeba teraz bacznie obserwować zjawiska i procesy, które toczą się w teatrze, bo tam zaczęła się publiczna debata, która - miejmy nadzieję - skończy się kiedyś w parlamencie.

Do niedawna teatr nie był taki ważny. Owszem w latach 90. było o nim głośno, wywoływał skandale i spory, ale postrzegano go raczej jako ośrodek psychoterapeutyczny dla depresyjnej młodzieży, niż miejsce, gdzie diagnozuje się, analizuje i dyskutuje żywotne problemy współczesności. Teatr krzyczał, pluł, tupał i zalewał się łzami, ale świata nie zmieniał. Do niedawna wydawało się także, że feminizm się skończył. Zmarginalizował się jako ruch społeczny na rzecz wyzwolenia kobiet. Feministki traktowano protekcjonalnie jako jeden z reliktów kontrkultury, a feministów jeszcze nie było. Do niedawna też popularna teza Engelsa o skończeniu się ideologii wraz z końcem ucisku mas dziwnie współbrzmiała z głębokim kryzysem zachodniej lewicy. W Polsce po transformacji wmówiono ludziom, że "rynek zawsze ma rację", a z braku lewicy społeczne frustracje zaczęli wyrażać i wykorzystywać prawicowcy i populiści. Tymczasem parlamentarnemu i ideowemu kryzysowi tradycyjnych lewicowych partii towarzyszy dziś narastające zapotrzebowanie na lewicowe myślenie w przestrzeni publicznej.

Teatr, feminizm, lewica

Teatr głównego nurtu w Polsce rzadko bywał naprawdę lewicowy. Przed wojną zdarzały się lewicowe spektakle, ale w istocie sztandarowy Zeittheater był przede wszystkim teatrem estetycznej, a nie społecznej wizji. Leon Schiller chciał robić teatr dla robotników, ale obchodziło go organizowanie wyobraźni narodowej. Robił więc teatr rewolucyjny, ale nie społeczny. Teatr mistyczny, a nie socjalistyczny. "Radykalizm społeczny Schillera był emocjonalny, a nie rozumowy, etyczny, a nie ekonomiczny, spirytualistyczny, nie materialistyczny" - pisał Tymon Terlecki. W międzywojennym repertuarze teatrów proletariackich i scen robotniczych były oczywiście przedstawienia polityczne i zaangażowane, ale zakres ich oddziaływania był ograniczony. Z kolei teatr Peerelu zabiegał o wolność i sprawy społeczne traktował instrumentalnie. W wolnej już Polsce po 1989 roku tych, którzy domagali się od teatru zaangażowania w politykę i sprawy społeczne, pomawiano o nostalgię za komunizmem, bo kojarzyło się to niektórym z instrukcjami partyjnymi rozsyłanymi do teatrów za czasów reżimu. Twórcy sami zresztą uciekali od problemów społecznych.

Odkąd jednak wśród reżyserów nastąpiła kolejna pokoleniowa zmiana warty, "sprawy społeczne i polityczne" stają się modne. Bezbłędnie wyczuł to dyrektor Teatru Rozmaitości w Warszawie, powołując w tym sezonie do życia projekt TR/PL, w ramach którego chce szukać "formy dramatycznej dla współczesnej Polski". Wśród zaproponowanych autorom dramatycznym problemów znalazły się: przemiany obyczajowe, przemiany rynku pracy, nowe media i ich wpływ na świadomość społeczną, reinterpretacja polskich mitów narodowych oraz alternatywne sposoby widzenia i przedstawiania rzeczywistości przez mniejszości etniczne, kulturowe i seksualne. Koniunkturze na zaangażowanie sprzyja niewątpliwie ofensywa prawicowonarodowa. Wojna w Iraku. Trzecia fala feminizmu. Kultura gejowska. Kino społeczne. Pojawienie się rodzimej prozy antykapitalistycznej. Sprzyja odrodzenie takich form teatralnych, jak teatr dokumentu czy verbatim, i poszukiwanie nowych, postindustrialnych miejsc teatralnych.

Do niedawna teatr egocentryków, feminizm histeryczek i lewica hipokrytów nie mogły się porozumieć. Dzisiaj teatr postbrutalistyczny, feminizm trzeciej fali i lewica kulturowa mogą już zawiązać sojusz. Teatr przedstawiający wyobcowanych, feminizm mówiący w imieniu dyskryminowanych, lewica dająca oparcie wykluczonym zbliżają się do siebie. Teatr czerpie z feministycznych haseł, feminizm zyskał nową trybunę, lewica przyjęła kobiecy punkt widzenia.

Gdyby rzeczywiście powstał taki ruch - czy jak dzisiaj się mówi: projekt teatralno-feministyczno-lewicowy - to powinien on wykorzystać teatralną ekspresję, feministyczny impet i lewicową myśl w imię wspólnych idei. Taki ruch artystyczny, społeczny i edukacyjny miałby szansę przekształcać publiczny dyskurs, otwierać kulturę większości na nowe problemy, podważać stereotypy, w kapitalistycznym systemie żłobić szczeliny, leczyć społeczne fobie. Działanie na rzecz zmiany społecznej świadomości jest polityczną walką o hegemonię kulturową. A skoro hegemonia kulturowa, o której pisał Antonio Gramsci, poprzedza polityczną - to warto zadbać o instytucje i język, za których pośrednictwem artykułowałyby się wartości zdolne ów projekt urzeczywistnić. Jeśli w Polsce nie ma lewicy, bo nie ma lewicowych mediów, to właśnie dzięki teatrowi lewica ma dziś szansę zaistnieć inaczej, niż na papierze i realniej niż w polityce.

Polskie feministki, atakowane za to, że nie podejmują działań politycznych i nie formułują swoich postulatów w języku polityki, replikują, że "prawdziwa polityka nie rozgrywa się jedynie na sali sejmowej. Rozgrywa się w publicznym dyskursie, na ulicy, na uczelniach, w telewizyjnym talk-show"2.1 w teatrze, dodajmy. Teatrze, który wykracza poza tradycyjne struktury, akceptuje odmienność, eksperyment i eksces. "Kontrkultura - jak powiada jej główny przedstawiciel Lech Raczak - domagała się przewartościowania zwyczajów, stereotypów, zachowań wobec kultury, wobec sposobów wymiany informacji"3. Dzisiaj z języka kontrkultury korzystają organizatorki Manify, które twierdzą, że "zabrać, wykraść głos w przestrzeni publicznej, narażając się na śmieszność to zdecydowanie akt polityczny". Tak widać sądzi także reżyser teatralny i filmowy Przemysław Wojcieszek, który mówi: "Naszemu społeczeństwu przydałyby się parady gejowskie". Jako jeden z elementów kulturowej, światopoglądowej i semantycznej rewolucji, której terenem są relacje społeczne, w jakie prócz zasobności portfela, wpisane są także: ciało, płeć, seks, rasa, kobiecość, męskość i rodzina.

Od beznadziei do nadziei

Teatr lat 90. opisywał świat w kategoriach depresji i beznadziei. Teatr brutalistów sięgał po perwersje, przemoc, skatologię, dewiacje, język zdegenerowanej codzienności nie po to, żeby diagnozować rzeczywistość, ale żeby wyrazić egzystencjalne niepokoje, frustracje i lęki. Obracał się w kręgu stałych obsesji, sygnalizując wprawdzie główne problemy współczesnego świata: rozpad więzi, brak idei, brak metafizyki i umocowania w świecie, wyobcowanie, brak autorytetów, wartości i celów, ale na tym poprzestawał. Nie stwarzał żadnej perspektywy zewnętrznej, społecznej, politycznej. Stąd był światem podwójnie nieważkim: po pierwsze wrzuconym w próżnię, po drugie będącym próżnią samą w sobie. Dramaty o dekadę późniejsze zaczynają odkrywać grawitację, sytuują indywidualną beznadzieję w kontekście społecznym. Szukają - bardziej lub mniej skutecznie - dróg wyjścia z nihilistycznego świata wewnętrznego. Także przez powtórzenie za feministkami, że "prywatne jest polityczne" i rehabilitację pojęcia "polityczności" w ogóle. Polityczności jako wyrazu świadomości społecznej odnoszącej się do relacji władzy, historycznych kontekstów, obyczajowych przemian, ofensywy fundamentalizmów, opresji ekonomicznej.

Bohater teatru lat 90. eksplorował fizjologię i atawizmy: "Kochaliśmy się, potem ona zwymiotowała" (Sarah Kane "Łaknąć"); "Nie jestem w stanie niczego opanować, ani moich... flaków, ani mózgu" (Mark Ravenhill "Shopping and fucking"); obserwował, jak ludzie "w ciągu paru minut zmieniają się w piszczące zwierzęta" (Marius von Mayenburg "Pasożyty"). Natomiast bohater najnowszego dramatu - tak jak chciał Karl Jaspers - "staje się człowiekiem dzięki polityce". Zabiega o osobistą wolność, negocjuje granice społecznego przyzwolenia na własną odmienność, wojuje z opresją, ogranicza przemoc, demonstruje niezależność. Teatr zaczyna odkrywać "trudny optymizm". Andrzej Bartnikowski w sztuce Wolność pisze: "System nie upadnie. I wcale nie chodzi o to, żeby go zniszczyć, bo to niemożliwe. Każda rewolucja zamienia tylko jeden system na inny. Ale można rozpieprzyć system w sobie. I to jest ważne. Żeby samemu przestać być częścią systemu". Bohaterka dramatu Przemysława Wojcieszka "Cokolwiek się zdarzy, kocham cię" powiada: "Nigdy nie uda mi się tego, co jest wokół mnie i we mnie, zapisać w dwóch, trzech zdaniach, które otwierają oczy, o, tak szeroko. Ale zawsze potem myślę, że skoro wiem, jaka jestem słaba i ze wszystkich sił próbuję, to może jest dla mnie jakaś nadzieja". W Legnicy dyrektor Jacek Głomb powiada, że robi teatr społeczny: "Ja robię teraz teatr o nadziei". Autorzy dramatów brutalistycznych odkrywali i ujawniali na własną rękę starą prawdę, że "niezmienna od prawieków pozostaje żądza panowania, zabijania, męczenia, torturowania. Przez jakiś czas może być ona przesłonięta i pozornie okiełznana". Dzisiejsi autorzy zaczynają natomiast szukać rzeczywistych sposobów okiełznania tej żądzy. Kierunki ich poszukiwań wyznaczają z reguły drogowskazy feministyczne.

Feminiści na scenę

Dla feministek trzeciej fali to, że ludzie są równi bez względu na płeć, rasę, orientację czy pochodzenie jest oczywistością. Stąd w polu ich zainteresowań znalazł się rasizm, nacjonalizm, postkolonializm, teoria ąueer i popkultura - wszelkie systemy, które Różnicę poddają represji, te, co ją analizują i te, co się nią żywią. Feminizm to nie tylko światopogląd, to postawa etyczna. Więc feministką jest dzisiaj "każdy, zarówno kobieta jak i mężczyzna, kto odrzuca przywileje płci i żąda prawdziwej równości wobec prawa dla kobiet i mężczyzn", czarnych i białych, zamożnych i ubogich. Feminizm trzeciej fali to ekspansywny ruch kulturowy, w którym i kobiety, i mężczyźni odrzucają patriarchat jako system.

Reżyserem, który niemal w każdym swoim spektaklu na różne sposoby dokonuje dekonstrukcji patriarchatu, jest Krzysztof Warlikowski. W jego realizacji szekspirowska komedia "Poskromienie złośnicy" staje się dramatem serio: brutalnym aktem męskiej przemocy wobec kobiety. Hamlet w przedstawieniu Warlikowskiego odrzuca "męskość" jako kostium, wybiera dosłownie i w przenośni "nagość". "Oczyszczeni" i "Bachantki" to już bezpośrednia konfrontacja z patriarchatem. W "Oczyszczonych" władzy fizycznej, przemocy i okrucieństwu przeciwstawia się miłość i ofiarę, w "Bachantkach" przeciwstawia jej większą siłę i większe okrucieństwo. Szekspirowska "Burza" jest w inscenizacji Warlikowskiego foucaultowskim traktatem o władzy rozproszonej i analizą jej mechanizmów. Wreszcie "Krum" - ostatni spektakl - to próba samookreślenia się przy definitywnej rezygnacji z patriarchatu jako punktu odniesienia i wzorca kulturowego.

Bohaterowie wielu dramatów mają dziś z wzorcem patriarchalnym problemy. W sztuce Marka Modzelewskiego "Koronacja" pojawia się alegoryczna postać - Król, alter ego bohatera, patriarchalna figura, męski typ. Maciek tę część swojej osobowości wypiera, odpycha, ignoruje. Kiedy Maciek mówi: "przepraszam", Król mówi "nie przepraszaj". Kiedy Maciek zdobywa się na słowa "mam tego dość, nie mogę już dłużej", Król jest zaskoczony: "Nie wierzyłem, że kiedyś wypowiesz te słowa". Kiedy żona pyta "Masz kogoś?", Król odpowiada: "Pewnie, że ma", a Maciek "Nie mam nikogo".

"Patriarchat skona" zapowiadają feministki. Lektura wielu współczesnych dramatów upewnia, że mają o co walczyć. W "Spuściźnie" Ireneusza Kozła ojciec, o którym napisali w nekrologu: "Bojownik. Walczył o wartości. Niezłomna postawa. Bohater. Wdzięczni. Organizacje kobiece. Parlamentarzyści. Naród" - w domu gwałcił żonę, synową i wnuczkę. W spektaklu Tomasza Gawrona "Gry i zabawy" (Teatr Dramatyczny w Warszawie, 2004), izraelskiej autorki Edny Mazyi, młodzi mężczyźni dokonują zbiorowego gwałtu, po czym na sali sądowej zamieniają się w adwokatów dręczących swoją ofiarę psychicznie. Ich zdaniem dziewczyny nikt do niczego nie zmuszał: "Ty lubisz chłopców, Dvori. Nie ma w tym nic złego. Tylko dlaczego za tę twoją słabość oni mają być ukarani?". Dialog Pani Prokurator z obrońcami gwałcicieli mógłby być zamieszczony na stronach eFKi:

PANI PROKURATOR: Stosując podstępną manipulację, ci chłopcy sprowadzili ją do rangi przedmiotu, pozbawili ją tożsamości i własnej woli. [...]

OBROŃCA SELI: System sądowy opiera się na prawie, a nie na sprawiedliwości. Prawo z samej swej natury nie jest sprawiedliwe. Tylko że kobiety - z samej swej natury - są zbyt naiwne i romantyczne, żeby to pojąć.

Przemoc seksualna pośród problemów podnoszonych przez organizacje feministyczne należy do najbardziej istotnych, a jednocześnie najżywiej obecnych w publicznym - i teatralnym - dyskursie. Molestowanie, pedofilia i prostytucja pojawiają się w dramacie zawsze w kontekście relacji władzy lub ekonomicznej degradacji. "Mój szef zawsze patrzy na mnie tak, jakbym właśnie z podciągniętą spódnicą klęczała na jego biurku. Zawsze tak patrzy" - zwierza się Gabi w sztuce Anny Bednarskiej "Twarzą przy ścianie". "Przestań mnie molestować" - prosi Magda w "Cokolwiek się zdarzy... "Wiesz, że to z czystej sympatii. - odpowiada Heniek. - Ale powiedz, jacy faceci cię biorą?". "Martwi" - usłyszy w odpowiedzi.

Po głośnych spektaklach: "Uroczystości" Vinterberga i Rukova (Teatr Rozmaitości w Warszawie, 2001), "Tatuażu" Dei Loher (Stowarzyszenie Teatralne Łaźnia w Krakowie, 2002), czy "Sprawcach" Thomasa Jonigka (Teatr im. Jaracza w Łodzi, 2004) pojawiły się polskie dramaty zajmujące się problemem pedofilii. Wpisują go w porządek patriarchalny - jak w "Spuściźnie", czy psychiatryczny - jak w "Skazie" Marzeny Brody. Przedstawiają go też w formie publicystyczno-interwencyjnej, jak w "Cenie milczenia" Iwony Ruszkowskiej-Pawłowicz:

PANI BEKASIK: Dlaczego chce pani zniszczyć przyszłość naszych dzieci? Wywołać skandal, który przekreśli wszystko, co ta orkiestra osiągnęła?

EWA: Odsunięcie pedofila od dzieci nazywa pani skandalem?

PANI BEKASIK: Nie rozumie pani? Odejście Sobola w takich okolicznościach to klęska nas wszystkich. Dzieci będą wytykane palcami. Dzisiaj mówią z dumą "gram u Sobola", a jutro miałyby się tego wstydzić?

Sztuka Pawła Sali "Gang Bang" opisująca wydarzenie zwane "biciem seksualnego rekordu", radykalnie obnaża zjawisko hipokryzji obyczajowej stwarzającej dla seksualnej przemocy parawan, za którym ustawiają się rzędy gotowych do działania zawodników. "Wydaje się, że w problematyce prostytucji najważniejszą sprawą jest eliminacja hipokryzji, która przykrywa tu wszystko bardzo grubą warstwą i to ona powinna być w pierwszym rzędzie potępiona" - pisała Magdalena Środa na łamach "Ośki' (nr 3/1998). Paweł Sala, jak przystało na feministę, wskazuje na kulturowe zaplecze seksualnej eksploatacji umocowanej w ultratradycyjnym pojmowaniu roli kobiety. "Kobietą wyzwoloną chyba nie jestem, no nie wiem... - mówi Sandra - W Polsce czy gdziekolwiek - czytałam gdzieś w Halo, wielki świat, że symbolem wyzwolenia jest piosenkarka Jennifer Lopez, pisało, że w swoim życiu też miała wielu mężczyzn i co jakiś czas zmienia ich. To zawsze ona od nich odchodzi, a nie oni od niej, gdyż to oni jej pragną, a nie ona ich... Trochę jestem wyzwolona, jak Jennifer, ale tak nie do końca... [...]. Rekord jest wyzwoleniem dla mnie. Dlatego też chcę pokazać nie tylko Polsce, ale i całemu światu, że coś jeszcze potrafię. Oprócz miłości potrafię jeszcze gotować, równie dobrze gotować. Jestem dobrym materiałem na żonę".

Ciało, płeć, seksualność - o tym feministki mówią bez wstydu. "Autentyczna płeć biologiczna, jednoznaczna płeć kulturowa i określona seksualność to kategorie, które stanowią stały układ odniesienia dla wielu odmian feministycznej teorii i praktyki - pisała Judith Butler. - Te konstrukty tożsamości pełnią rolę poznawczych punktów wyjścia". Dla dramatopisarzy są terenem gier, eksperymentów formalnych, prowokacji, manifestów obyczajowych. W Monologach waginy na deskach Teatru Wybrzeże kobiety, otwarcie mówiąc o własnej cielesności, uwalniają język i znoszą kulturową opresję. W sztuce Danuty Łukasińskiej "Agata szuka pracy" bohaterka nie musi już chodzić na Mityngi Świadomej Waginy, bo uważa "że jest świadoma swoich potrzeb".

Homoseksualni bohaterowie współczesnych polskich sztuk bardzo skutecznie dochodzą swoich praw i bronią własnej autonomii. Obyczajowe sztuki o homoseksualistach mają na poły edukacyjny charakter, wpisują się w poetykę "coming out", kładą nacisk na - należącą do rzadkości w dramatach heteroseksualnych - udaną relację partnerską. "Moje życie królicze" Izabeli Filipiak uzwyczajnia odmienność, nie ekscytując się przesadnie faktem, że bohaterki śpią ze sobą w jednym łóżku. "Dotyk" Marka Modzelewskiego to bez mała instruktaż "coming out": czego może spodziewać się syn, który przychodzi do kochającego ojca, żeby mu wyznać, że jest gejem; jak zareaguje żona, kiedy dowie się, że jej mąż kogoś ma i że to jest mężczyzna. W sztuce Wojcieszka "Cokolwiek się zdarzy, kocham cię" prawdziwy mężczyzna i żołnierz wraca z Iraku i dowiaduje się, że jego siostra ma narzeczoną: "Wiesz, przez ostatnie pół roku żyłem w miejscu, gdzie wszystko było naprawdę. Naprawdę była śmierć i życie było naprawdę. A teraz, kurwa, wracam do domu i wszystko jest na niby. Dwie dupy planują ślub i zajebistą przyszłość. Przecież to jest śmieszne. Umarłabyś dla niej?" "Tak" - odpowiada Magda.

Wojak chce, żeby było "normalnie", czyli tradycyjnie. Tradycyjnie jednak być już nie może nie tylko dlatego, że matka stanie w obronie córki i jej wyboru, a syna za awantury wyrzuci z domu, tak jak wcześniej wyrzuciła jego ojca. Tradycyjnie być już nie może, bo niemożliwa do przyjęcia jest koncepcja powrotu do tradycyjnej rodziny. To przekonanie wyrażał nawet Anthony Giddens w książce "Trzecia droga. Odnowa socjaldemokracji" Dla poparcia tej tezy feministki nie znalazłyby lepszych argumentów. Giddens pisze, że tęsknota za tradycyjną rodziną oznacza idealizację przeszłości, a badania historyczne ujawniają więcej jej mrocznych stron, aktów przemocy i seksualnych nadużyć wobec dzieci niż sądziła większość historyków. Że tradycyjne małżeństwo było oparte na nierówności płci, że obowiązywała w nim podwójna moralność, że żona była z prawnego punktu widzenia własnością męża. "Prawie każdy z wyżej wymienionych punktów oddzielnie rozpatrzony, wystarczyłby do obalenia takiego projektu" - pisał Giddens.

Współczesny dramat obalił mit tradycyjnej rodziny nieodwracalnie. Dramat modernistyczny sygnalizował już wprawdzie symptomy choroby, próbował analizować przyczyny kryzysu, ale dopiero dramat brutalistyczny, w którym dzieci wolałyby umrzeć z głodu niż usiąść z rodzicami do stołu, wysadził rodzinę w powietrze. W sztukach pisanych ostatnio obserwuje się nieśmiałe próby rekonstruowania rodzinnych więzi. Zwłaszcza w rodzinach niepełnych i nietypowych. Wzorcowa jest relacja Bogusia z matką w sztuce "Made in Poland". Boguś rozbija łomem samochody i ma na czole wytatuowany napis: "fuck off", ale dla matki jest czuły i opiekuńczy. Bohater sztuki Caryl Churchill "Egzemplarz" próbuje budować więź ze swoim sklonowanym synem. Kobiety w "Moim życiu króliczym" żyją w przykładnym związku, a dziewczyny w Cokolwiek się zdarzy... zapowiadają: "Stworzymy małą lesbijską rodzinkę. Maleńką wywrotową komórkę, która wysadzi w powietrze to popieprzone społeczeństwo"

Z kobiecego na feministyczny

Ostatnie dekady minionego wieku przyniosły w kulturze, literaturze i sztuce zmianę paradygmatu opisu świata z męskiego na kobiecy. Oznaczało to rezygnację z ideologii na rzecz pragmatyzmu, ze sztywnych zasad na rzecz empatycznego stosunku do ludzkich przywar, z globalnego pojmowania świata na rzecz tego, co partykularne i subiektywne.

Dyskurs kobiecy, przełamując tabu zaczął opisywać świat bez zahamowań. Umożliwiło to kobietom opowiadanie o własnym ciele, nie wyidealizowanym i uprzedmiotowionym, jak w dyskursie męskim, ale realnym i podmiotowym. Mężczyznom pozwoliło na wyjście z roli macho, ujawnienie fantazji, słabości i lęków. Przedmiotem zainteresowania dyskursu kobiecego zawsze była słabość, krzywda i odmienność. Już Marek Aureliusz przyznawał, że matce zawdzięcza "odrazę nie tylko do wyrządzania krzywdy, lecz także do myśli o niej". Dziś jednak jesteśmy świadkami dalszej ewolucji: przekształcania dyskursu kobiecego w dyskurs feministyczny. Oznacza to, że poczesne miejsce w postrzeganiu i opisie świata nadal zajmuje "słabszy", tyle że już nie słaby. W sztukach Przemysława Wojcieszka kobiety potrafią zorganizować sobie życie wbrew mężczyznom. Sztuki obyczajowe, których bohaterami są homoseksualiści, wyróżniają się ostrożnym optymizmem.

Zmiana sposobu patrzenia na świat z męskiego na kobiecy skierowała zainteresowania teatru na traumatyczne nieraz doświadczenie codzienności; stworzyła nowy typ bohatera - wyobcowanego, w jakimś sensie ułomnego czy chorego; kazała uchylić drzwi kuchni, łazienki i sypialni, by teatr dostrzegł ciało i płeć, emocje i prywatność. Taki sposób opisywania świata w teatrze poprzestawał na empatii i upajał się własną bezsilnością.

Zmiana perspektywy z kobiecej na feministyczną przesunęła teatr wyraźnie w stronę polityki, przywracając opisywanym sprawom kontekst. Perspektywa feministyczna przedkłada bowiem nazywanie problemów nad ekspresję emocji, rozpoznanie i opis warunków zewnętrznych nad introspekcję. Stąd, między innymi, w teatrach o wyraźnym społecznym zacięciu zamiłowanie do form dokumentalnych, spisywanie z taśm i przenoszenie na scenę autentycznych rozmów z ludźmi, wystawianie spektakli w "środowisku naturalnym": w blokowiskach, fabrykach czy noclegowniach.

Lewica teatralna

"Chcę robić teatr polityczny, o wrażliwości lewicowej" - deklarował dyrektor Teatru Wybrzeże. I wystawiał między innymi "Happy End" Brechta w stoczni z udziałem bezrobotnych, "Pamiętnik z dekady bezdomności" - monodram Tomiry Kowalik, oparty na wspomnieniach Anny Łojewskiej, w miejskiej noclegowni z udziałem bezdomnych, reportaże teatralne o przemocy, biedzie, aborcji i prostytucji w ramach projektu Szybki Teatr Miejski.

Upolitycznienie teatru pociąga za sobą nieuchronnie artystyczne koszty, bo wykorzystuje popularne, nieraz łopatologiczne, uproszczone i schematyczne formy oddziaływania. Dlatego często drażni i wyprowadza z równowagi. Może się jednak zdarzyć, że i taki teatr uznany zostanie przez apologetów sztuki wysokiej za wart obrony i poparcia ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami. Tak jak - nie przymierzając - stało się to z paradą równości, pierwotnie wyobrażoną jako taniec transwestytów na platformach, a przekształconą w lewicową i liberalną paradę wolności. W teatrze jest dziś realna, postulowana przez Judith Butler koalicja otwarta, stanowiąca "otwarte zgromadzenie, które dopuści wielorakie zbieżności i rozbieżności, nie dając posłuchu normatywnemu telos definiującemu domknięcie". To po prostu inna definicja postkuroniowskiej utopii, w której przezwycięża się wyobcowanie jako sytuację społeczną dzięki wzajemnemu respektowaniu własnej podmiotowości.

Ruch feministyczny realizuje dziś najskuteczniej trzy zasadnicze lewicowe cele: żywą demokrację - w sensie aktywnego obywatelstwa, społeczną solidarność i emancypację. Zainteresowania teatru krążą z kolei wokół spraw postrzeganych jako feministyczne fiksacje: równouprawnienia mniejszościowych dyskursów, występowania przeciw przemocy i biedzie, obrony wolności przekonań. Oznacza to, że teatr za sprawą swych feministycznych skłonności stać się może prawdziwym bastionem lewicy. Nie tej, która światopogląd utożsamia ze stosunkiem do Rady Polityki Pieniężnej, i nie tej, która nadzieję na realizację socjalnego programu ekonomicznego pokłada w ludziach o mentalności endeckiej. Tej natomiast, która do lewicowości dochodzi empirycznie, przez rozpoznanie krzywdy innych i nie od strony polityki, ale od strony kultury. Teatralna lewica to także projekt edukacyjny mogący na dłuższą metę wychować wcale niemały elektorat, dzięki udostępnieniu mu poglądów rzadko dziś pojawiających się w głównym nurcie życia publicznego. Chciałoby się przy tym wierzyć, że teatr zaangażowany może być jednocześnie teatrem przeżycia artystycznego, zwłaszcza, że z góry wiadomo, iż krytycy teatralni nie będą zachwyceni przymiotnikiem "edukacyjny".

Bardzo nas dziś obchodzi, kto w najbliższych latach stanie do cywilizacyjnego sporu z narodowo-katolicką władzą. Zastanawiamy się, gdzie i jak budować płaszczyznę porozumienia lewicowych i demokratycznych środowisk, konfrontować i wymieniać poglądy. Są w Polsce miejsca, gdzie takie dyskusje się toczą, gdzie radykałowie z centrystami co wieczór wykłócają się o swoje i negocjują kompromisy, gdzie stawia się opór nowej władzy, porusza tematy praktycznie nieobecne w publicznym dyskursie. Kiedyś fotel recenzenta teatralnego ustawiano na placu publicznym, dzisiaj komentator życia publicznego winien zasiąść w teatrze, w piątym rzędzie krzeseł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji