Artykuły

"Zemsta" kobieca

Mieliśmy już różne "Zemsty": epopeję szlachecką ku pokrzepieniu serc w czasach niewoli i smutny obraz upadku Rzeczypospolitej, "Zemstę" magnacką, podniesioną w swej randze społecznej i "Zemstę" zbiedniała, nieledwie "Zemstę" zaściankową, "Zemstę" estetyzującą i socjologizującą, poetycką i realistyczno-obyczajową, a nawet "Zemstę" kukiełkową zrealizowaną tak ciekawie w konwencji szopkowej przez Grudę i Kiliana w Szczecinie. I za każdym razem słuchamy jej z przyjemnością, z radością, z zaciekawieniem, byle tylko reżyser miał wyraźną koncepcję jej odczytania, aktorzy grali dobrze, wiersz płynął i rozbrzmiewał dźwięcznie ze sceny. A tym razem właśnie tak było.

Swoją drogą ileż bogactwa mieści się w tym arcydziele narodowej literatury. Wystarczy przeczytać "Zemstę" na nowo, trochę przemieścić akcenty, inaczej niż zwykle obsadzić role i już powstaje przedstawienie inne, nowe, tak, że nawet ci, którzy znają komedię prawie na pamięć, odnajdą w niej świeże wdzięki. Przyznać jednak trzeba, że sprawa to trudna i EWIE BONACKIEJ należą się szczere gratulacje za to, że powiódł jej się ten zamysł.

W odróżnieniu od innych "Zemst" dała nam jeszcze jeden jej wariant: "Zemstę" kobiecą. Wydawało mi się zawsze, że to sztuka bardzo męska. Grają w niej namiętności, zacietrzewiają się adwersarze w swym bezsensownym sporze o mur graniczny, impetyczny sangwinik Rejent woła o gwintówkę, choleryk Rejent zastawia sidła na swego przeciwnika, wszystko jest rubaszne, krewkie, przy murze hajducy cześnika biją murarzy w sposób dość nieokrzesany i brutalny. I nagle okazało się, że sprawy te mogą stać się ledwie pozorem, odejść na dalszy plan, pozostawiając pole dla wątków innych, delikatniejszych, ładniejszych, rozegranych z wdziękiem i elegancją. Dla spraw miłosnych, perypetii młodych kochanków, kombinacji matrymonialnych Podstoliny, dla spraw bardzo alkowianych i damskich. Co więcej: było to całkowicie przekonujące, tłumaczyło się z nieoczekiwaną logiką, wynikało zarówno z tradycji literatury polskiego Oświecenia, jak i z żywych kontaktów naszej komedii z komedią francuską Marivaux i Musseta. Było w tym przedstawieniu coś z "Fircyka w zalotach", były to raczej igraszki trafu i miłości, niż ostatni zajazd w Polsce. Co więcej: odnaleźliśmy w tym przedstawieniu więź z innymi komediami Fredry, mniej drapieżnymi, ale pogodniejszymi, weselszymi, bardziej dwornymi i salonowymi.

Taki obrót rzeczy zawdzięczało przedstawienie nie tylko reżyserii Ewy Bonackiej, lecz także (a może przede wszystkim) znakomitej grze ANTONINY GORDON-GÓRECKIEJ w roli Podstoliny. To ona była prawdziwą bohaterką tego spektaklu. Wyglądała tak ładnie, że nikogo zdziwić nie mogły jej nie tak dawne amory z Wacławem. Ślicznie mówiła wiersz, poruszała się z wdziękiem, prowadziła akcję, która toczyła się wokół niej od początku. I oto okazało się, że wątek zaślubin Podstoliny przez Cześnika, od którego zaczyna się przecież "Zemsta" ("Piękne dobra w każdym względzie: Lasy - gleba wyśmienita - Dobrą żoną pewnie będzie. - Co za czynsze - To kobita!"), jest motywem przewodnim komedii.

A obok niego perypetie miłosne Wacława i Klary, także zwykle w cieniu w przedstawieniach "Zemsty". Tym razem zalśniły pełnym blaskiem, a role uchodzące zwykle za bardzo niewdzięczne znalazły uroczych wykonawców w osobach GRAŻYNY STANISZEWSKIEJ i JÓZEFA ŁOTYSZA.

Zniewieściały był także Papkin. Już samym wyglądem zewnętrznym różnił się zasadniczo od tradycyjnej obsady tej roli. "Lew Północy" był tłusty, dobroduszny, tchórzem podszyty hipochondryk, raczej "baba" niż wojak. Papkin TADEUSZA BARTOSIKA nie był chudopachołkiem. Był raczej pieczeniarzem, nierobem i spryciarzem, któremu bardzo dobrze się wiedzie na pańskim chlebie, a życie pełne niespodzianek i wędrówek uśmiecha się nie raz do niego, narażając go tylko niekiedy na takie przykrości, jak zrzucenie ze schodów przez ludzi Rejenta.

A co się stało z głównymi postaciami tradycyjnej "Zemsty", z Cześnikiem i Rejentem? I tu akcenty się przemieściły. Nabrał większego niż zwykle znaczenia Rejent. Może to zasługa WŁADYSŁAWA KRASNOWIECKIEGO, a może świadomy zamiar inscenizacji. Rola zagrana soczyście, inaczej niż bywało, ciekawie. Nic nie zostało z owej demoniczności Rejenta, którą nadał jej w swej świetnej kreacji Jaracz.

Najgorzej było z Cześnikiem. Stracił wiele w tej "kobiecej" "Zemście", oddał prowadzącą rolę Podstolinie, nie odnalazł swego miejsca w nowym ujęciu. ANDRZEJ SZALAWSKI potykał się z trudnościami bez powodzenia, zabrakło mu soczystości Kurnakowicza, nie mówiąc już o dawniejszych odtwórcach tej arcyroli. Pierwszą cześć przedstawienia przekrzyczał, ruchy miał nieskoordynowane, trochę jak z szopki, a trzeba było raczej przyjąć tradycyjne ujęcie postaci. Bo ta "Zemsta" mimo nowego odczytania i umownych dekoracji DASZEWSKIEGO mówiona była przez aktorów zgodnie z najpiękniejszymi tradycjami pięknej, rytmicznej recytacji polskiego wiersza. I tak było bardzo dobrze. Odwykliśmy już od dobrej dykcji, wyraźnego mówienia, starannego modelowania każdego słowa, które dociera bez przeszkód do ucha widzów. A tutaj przecież każde słowo ma swój wdzięk, swą wagę i znaczenie. Mała więc nawet rola Dyndalskiego może stać się prawdziwym popisem kunsztu mówienia wiersza, przyczyną wielkiej przyjemności, i jak stało się dzięki świetnej grze! KAZIMIERZA OPALIŃSKIEGO. W ogóle ta "Zemsta" godna Teatru i Narodowego przygotowana została bardzo starannie. Nawet najmniejsze nieme rolki grali aktorzy tej i miary, co KAZIMIERZ WICHNIARZ, bardzo zabawnym kucharzem był LECH ORDON, Śmigalskim - ZBIGNIEW KRYŃSKI, i hajdukami WITOLD FILLER i ZDZISŁAW SZYMAŃSKI.

Nowatorstwo tego przedstawienia polega na nowym odczytaniu tekstu, a nie na zabiegach, dotyczących formy zewnętrznej. Te wydały mi się mniej fortunne. Zbędna była (z i wyjątkiem sceny finalnej) muzyka, nazbyt już do tej sztuki skrótowe dekoracje. Wolałem dawną scenografię Daszewskiego do "Zemsty" (widziałem ją i przed laty we Lwowie i w roku 1953 w Warszawie). Parę i cegieł nie zastąpi muru, a ażurowe wieżyczki - solidnych baszt odrzykońskiego zamczyska. Za to kostiumy były bardzo piękne i radowały oko.

Teatr Narodowy wystartował i dobrze do nowego sezonu. Ta "Zemsta" cieszy i bawi, a premierowe "sypki" wróżą jej długie powodzenie. I pod tym względem tradycji stało się zadość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji