Artykuły

Warszawa. Thriller psychologiczny Mariusza Trelińskiego

Mariusz Treliński przygotowuje inscenizację "Umarłego miasta" Ericha Wolfganga Korngolda. Zapowiada się thriller psychologiczny w klimacie kina lat 40. i filmów Alfreda Hitchcocka. Premiera w sobotę w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej.

Premiera "Umarłego miasta" Ericha Wolfganga Korngolda to wydarzenie. Jedna z najbardziej zagadkowych oper XX wieku, dzieło 23-letniego wiedeńskiego geniusza, właściwie nie jest znana polskim scenom. Opera Narodowa podaje, że "Umarłe miasto" wystawiono u nas tylko raz, w 1928 r. we Lwowie pt. "Zamarły gród", osiem lat po prawykonaniu dzieła.

Operę pierwszy raz zaprezentowano publiczności równocześnie w Kolonii i Hamburgu, 4 grudnia 1920 roku. Teatry wprost wyrywały sobie tę partyturę. Nic dziwnego: Korngold miał 11 lat, kiedy w Wiedniu wystawiono jego balet "Śnieżny bałwanek". Gustav Mahier okrzyknął go geniuszem, a Alexander von Zemlinsky wspierał talent kompozytora, którego często porównywano do Mozarta.

Laureat Oscara

Kariera Korngolda, autora siedmiu dziel scenicznych, utworów symfonicznych, koncertowych i kameralnych, potoczyła się zaskakująco i nic tak, jak można było się tego spodziewać: stał się pionierem hollywoodzkiej muzyki filmowej. Znawcy kina mówią, że gdyby nie było Korngolda, nie byłoby muzyki Johna Williamsa do "Gwiezdnych wojen". Chodzi zwłaszcza o jego muzykę do filmu "King's Row" z 1942 roku, w którym grał przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan. Austriak, będąc w Hollywood, pisał muzykę do najbardziej kasowych i popularnych filmów przygodowych, jak "Robin Hood", "Kapitan Blood" czy "Jastrząb morski" z Errolem Flynnem w rolach głównych.

Czterokrotnie nominowano go do Oscara, dwukrotnie odebrał słynną statuetkę. Korngold mistrzowsko operowa! barwami orkiestry i był przede wszystkim eklektykiem - czerpał inspirację z wielu źródeł, zachwycając swoich starszych kolegów, np. samego Pucciniego. "Umarłe miasto" brzmi momentami niemal musical owo, elegancko i słodko w "Pieśni Marietty", a zarazem atonalnie w miejscach istotnych dla dramaturgii utworu.

Treliński i kino

Bardzo filmowo patrzy na "Umarłe miasto" Mariusz Treliński, dyrektor artystyczny Teatru Wielkiego - Opery Narodowej. Po "Tri-stanie i Izoldzie" Wagnera, którego inscenizację autorstwa Trelińskiego wystawiła w ubiegłym roku Metropolitan Opera w Nowym Jorku, wybitny polski reżyser sięgnął po kolejne dzieło z niemieckojęzycznego kręgu kulturowego: mroczne, dekadenckie, wieloznaczne, z librettem napisanym przez Paula Schotta pod silnym wpływem freudowskiej psychoanalizy.

Zdaniem Mariusza Trelińskiego "Umarłe miasto" to pierwszy film Ericha Wolfganga Korngolda. Zanim porwało go Hollywood, jeszcze nim pojawił się film dźwiękowy, kompozytor stworzył wyjątkowy język symfoniczny, który w przyszłości okazał się idealny do filmowych obrazów. A objawiło się to już w "Umarłym mieście".

Kampowy thriller

Akcję "Umarłego miasta" można streścić w jednym zdaniu. Umiera Maria, ukochana głównego bohatera Paula {Jacek Laszczkowski - tenor), który pogrąża się przez to w rozpaczy, ale w jego życiu pojawia się inna kobieta, kokietująca go Marietta (Marlis Petersen - sopran), bardzo podobna do Marii, lecz w pewnym momencie znika.

- To jest dokładnie ta sama opowieść co w "Zawrocie głowy" Alfreda Hitchcocka, przypomina też jego "Psychozę". Te filmy powstały oczywiście dużo później, ale łączy je atmosfera szaleństwa i obsesji, która doprowadza do tragedii - mówi Mariusz Treliński. I dodaje: - Paul robi coś bardzo dziwnego - zatrzymuje bieg kosmosu, osobie, która umarła, nie pozwala odejść, zatrzymuje ją swoim wspomnieniem wśród żywych, dom zamienia w katakumby, grób, świątynię, gdzie wiszą jej portrety i przechowywane są włosy, jak relikwie. Z drugiej strony on sobie nie pozwala na życie, zamyka się w domu i trwa w swojej obsesji. "Umarłe miasto" jest opowieścią o martwej psychice - tłumaczy reżyser.

Ze scenografem Borisem Kudlićką, z którym zrealizował ponad 20 produkcji operowych, wymyślili, że operę Korngolda przedstawią w konwencji kampowego thrillera, w którym widz - w kostiumach, dekoracjach i rekwizytach - odnajdzie klimat filmów z lat 40. i 50., co jest wyraźną aluzją do Hitchcocka.

Kobieta w operze

Treliński przyznaje, że bardziej od Paula fascynuje go postać kobieca w operze Korngolda, bohaterka o podwójnej tożsamości, raz ukazująca się jako Maria, innym razem jako Marietta. Dla każdej z tych dwóch postaci Korngold napisał od-dzielną, odmienną estetycznie

1 technicznie partię, jednak w jego zamierzeniu obie kreowane są przez tę samą solistkę.

W Warszawie Marię-Mariettę zaśpiewa niemiecka sopranistka Marlis Petersen, wybitna wykonawczyni takich ról operowych jak Salome w operze Richarda Straussa czy Lulu w nieukończonym dziele Albana Berga.

- Ta postać ma wiele wymiarów. Jak aktorka wciąż zmienia maski - mówi Mariusz Treliński. - Jako Maria jest tylko tworem męskiej wyobraźni i rozpaczy, jako Marietta jest wolna i niezależna, śmieje się z tych fantazmatów kobiecości wymyślonych przez mężczyzn. W libretcie jest nawet napisane, że Marietta jest esencją życia. Mężczyzna może do takiej kobiety podchodzić, płakać, błagać ją, grozić, domagając się uwagi, ona pozostanie nieuchwytna.

"Umarłe miasto" jest koprodukcją z Theatre de la Monnaie w Brukseli. Operą zadyryguje Lothar Koenigs, do niedawna dyrektor muzyczny Walijskiej Opery Narodowej. Obok Marlis Petersen i Jacka Laszczkowskiego wystąpią Michał Partyka jako Frank, Tomasz Rak jako Fritz, Bernadetta Grabias (Brigitta) i Maria Stasiak (Juliette).

***

Premiera w SOBOTĘ, 10 czerwca, godz. 19, Teatr Wielki - Opera Narodowa, następne spektakle: 13,16 i 18 czerwca. Zostały jeszcze bilety po 66 i 40 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji