Artykuły

Dwa "Nasze miasta"

Teatr Współczesny w Warszawie Thorton Wilder: "Nasze miasto" Reżyseria: Erwin Axer Scenografia: Otto Axer Opracowanie muzyczne: Zbigniew Turski

Sztuka Thorntona Wildera jest bezładnym na pozór montażem fragmentów z życia powszedniego, napisanych językiem pospolitym bez urody i ozdób. Mógł z tego wyniknąć naturalistyczny mikrokosmos (w najlepszym razie), lub zgoła melodramat ckliwy i banalny. Tymczasem, taktowny autor pozostał w przyzwoitych granicach, zbliżał się co prawda czasem do okolic kiczu, ale ostatecznie wydobył z tych scen sporą dawkę , uczciwej poezji i humoru.

To, co napisałem, dotyczy tylko dwóch pierwszych aktów, które rozgrywają się wśród łudzi żywych. Natomiast trzeci, cmentarny, jest zupełnie chybiony. Infernalna nuda wieje z życia pozagrobowego (o cośmy je zresztą zawsze podejrzewali). Dla taniutkiej filozofijki, która kapie z tego aktu, wcale nie potrzeba aż śmierci i cmentarza.

Amerykańskie filozofowanie ze sceny na temat tamtego świata i amerykańskie wynalazki z tej dziedziny bywają nieraz żenująco naiwne. Jest sztuka pod tytułem "Przeprawa", w której grupa amerykańskich nieboszczyków przeprawia się na drugą stronę. Wszystko inteligentne, pomysłowe i zaskakujące - aż do chwili, kiedy statek zarzuca kotwicę. Bo jak wygląda tamten świat? Po prostu składa się z małych ogródków działkowych, które uprawiają duszyczki.

"Nasze miasto" grane w Warszawie po raz pierwszy tuż przed wojną, nie straciło swego łagodnego smaku, a raczej zyskało na konsystencji. Autor mianowicie z całego aparatu dekoracyjnego uznaje tylko meble. Bywały co prawda podobne eksperymenty i wcześniej, ale wprowadzane na scenę przez reżyserów. Tutaj stanowiły one część składową samego utworu, wypunktowaną precyzyjnie przez dramaturga. (Tylko w nieszczęsnym akcie trzecim Wilder jest niekonsekwentny, wprowadza bowiem rekwizyty: parasole, co zresztą daje ładny efekt graficzny!). Przed dwudziestu laty taka inscenizacja odwracała uwagę od tekstu. Dziś, kiedy już nie dziwimy się żadnym figlem scenograficznym, ten brak rekwizytów i dekoracyj nie tylko że nie przeszkadza w konsumpcji, ale ją nawet ułatwia. Erwin Axer ma pociąg do sztuk "z fiołkiem" i potrafi je realizować. Wprawdzie nie udały mu się "Muchy", gdzie miast Sartre'a zobaczyliśmy trochę Aischylosa i dużo, dużo Czechowa. Natomiast "Nasze miasto" jest bez skazy i pudła, i uroczo zagrane przez cały zespół. Nie pamiętam po wojnie spektaklu tak zharmonizowanego, tak sympatycznego - i tak łatwo strawnego: gdy wychodzimy z teatru, me gnębią nas żadne refleksje, nic nie leży nam na żołądku ani na sercu, i możemy natychmiast zacząć myśleć o czym innym. Ludzie będą walić na tę sztukę jak na "Achilesa".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji