Artykuły

Zmysłowa wyprawa do sadu

"Traktat o wykradaniu owoców" Mariana Pankowskiego w reż. Roberta Jarosza w Teatrze Lalek Guliwer w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Pojawienie się tekstu Mariana Pankowskiego w teatrze dla dzieci to zapewne spore wyzwanie nie tylko dla reżysera, ale i młodej widowni. Robert Jarosz postanowił sięgnąć po ustępy z tomu "Smagła swoboda" i przygotować muzyczno-aktorski performans dla dzieci od lat sześciu, które zechcą przyjść do teatru razem z rodzicami lub swoimi opiekunami. Stąd zapewne w zapowiedziach do tego niecodziennego spotkania mówi się o "publiczności familijnej, która w wyjściu do teatru widzi okazję do wzmocnienia relacji w rodzinie". W Teatrze Guliwer premiera pojawiła się już po pokazach w Poznaniu, albowiem "Traktat o wykradaniu owoców" zrealizowany został jako koprodukcja z Centrum Sztuki Dziecka. Warszawskie przedstawienie potwierdza dobrą sławę tego przedsięwzięcia, o którym z satysfakcją pisali poznańscy komentatorzy.

"Traktat o wykradaniu owoców" jest scenicznym eksperymentem, urzekającym prostotą i lekkością, który rozgrywa się przed kurtyną, tak by aktorzy mieli bezpośredni kontakt z publicznością. Fragmenty tekstu odczytywane są z aktorskich egzemplarzy, ale powiedzmy od razu, że słowa "poematu" są tylko przyczynkiem do różnorodnych działań czy etiud, które inspirowane są tym, co może nas spotkać w drodze do sadu i podczas smakowania jego uroków. Wędrówka ta traktowana jest tutaj przede wszystkim jako wyprawa mająca rozbudzić naszą wyobraźnię i wrażliwość w kontekście tego, co najpierw pojawia się jako pragnienie dosięgnięcia czegoś zakazanego, a potem staje się próbą dla możliwości jego spełnienia. Wszak wspinaniu się po drzewach i zrywaniu zakazanych owoców zawsze może przeszkodzić sadownik, z którym spotkanie wcale nie musi być miłe.

Elżbieta Pejko, Anna Przygoda i Honorata Zajączkowska w towarzystwie grającego na gitarze Adama Świtały (ale nie tylko!) od początku stawiają na naturalność scenicznego bycia, tak jakby zapraszały nas do uczestnictwa w teatralnej próbie, która za chwilę ma się odbyć. Stąd obok będącej na wyciągnięcie ręki całej gamy rekwizytów, które potem zostaną wprzęgnięte do działań scenicznych, również na widowni, od początku zwraca uwagę brak jakichkolwiek elementów mogących sztucznie teatralizować sytuacje, w których przyjdzie nam wspólnie uczestniczyć. Improwizacyjna forma tego widowiska zdaje się być otwarta i jakby stwarzana jest na naszych oczach. Słychać to nawet w interpretowaniu tekstu, który tak naprawdę interpretowany nie jest. O dziwo, dzieci z ogromną uwagą najpierw wsłuchują się we wszystkie słowa, potem bawią się nimi i nawet niektóre z nich odgadują. Pankowski bardzo wiele mówi w swoim tekście, oczywiście nie wprost, o tym jak ważne jest w naszym życiu patrzenie na świat, a w nim nasze decyzje czy poczynania, z perspektywy rodziny i dzieciństwa. Zdają się o tym doskonale pamiętać wszyscy realizatorzy tego przedsięwzięcia, dlatego starają się kreatywnie rozwijać każdy element zabawy, uciekając od dosłowności w poszukiwanie znaczeń dużo bardziej niejednoznacznych, wielopłaszczyznowych, jakby odrealnionych, które mają ogromny wpływ na magiczność tego, co wspólnie przeżywamy.

Konwencja przyjęta przez Jarosza, tak jak już wspomniałem, jest bardzo prosta, i to zdaje się ma zasadniczy wpływ na wspólnotowe relacje, jakie udaje się zbudować między aktorami a widzami. Zarówno dziećmi, jak i dorosłymi. Partyturę poszczególnych sekwencji rozpoczyna słowo mówione, które zostaje następnie ubrane w melodię i dźwięki, by potem stać się kanwą dla żartów, igraszek, swawoli, aktywizujących i angażujących publiczność. Każdy z uczestników tego wydarzenia może wstać, może wykonać z aktorkami kilka kroków, może przytrzymać wstęgę, która ma na widowni niczym parkan zamknąć przestrzeń sadu, może też dzięki latarkom poczuć nadejście nocy, posłuchać bicia serca i innych odgłosów ludzkich, imitowanych przy pomocy wykorzystywania takich elementów jak woda, naczynia, kubek, balon, butelka, sznurek, guma czy kawałek tkaniny. Pojawiają się też w tym wszystkim niekiedy dość zaskakujące elementy choreograficzne, które konsultowała Weronika Pelczyńska, a które pomagają w zmianach nastroju, narracyjnej rytmizacji i ekspresyjnie intensyfikują aktorskie działania. Na łatwość nawiązywania kontaktu ma niewątpliwie wpływ zastosowany rodzaj komizmu, który ma tutaj posmak bardziej łagodny, dyskretny, dobroduszny, choć nie stroni niekiedy od humoru nawet nieco bardziej wyrafinowanie erotycznego, ale zawsze będącego konsekwencją sytuacji, która na taki żartobliwy zabieg pozwalała.

Warto wybrać się całą rodziną do Guliwera, by przy pomocy nieujarzmionego, sugestywnego i poetyckiego potoku słów Pankowskiego wejść przy świetle księżyca do sadu, by skraść może kilka owoców, a po drodze usłyszeć szum drzew, chrzęst piasku pod nogami... A na końcu rozkoszować się słodkim smakiem jabłka, którego aromatu nigdy się nie zapomni. Przynajmniej tego zapamiętanego z dzieciństwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji