Artykuły

Kolejna próba sił

DYSKUSJI o sytuacji w polskim balecie przybyły trzy nowe argumenty. Można się jednak obawiać po środowej premierze, że nie przerwie się seria minorowych wypowiedzi, które cechują te dyskusją od wielu lat. Jeszcze raz okazało się, że jedna Jarzynówna nie zrobi wiosny. To co widzieliśmy na scenie Warszawskiej Opery, obciążone było wszystkimi starymi grzechami, aż nadto dobrze znanym i aż denerwującymi uporem, z jakim się powtarzają w każdym z kolejnych układów choreograficznych.

Pomysł zaangażowania aż trzech baletmistrzów do tych widowisk był pomysłem dobrym w samym założeniu: pozwalał każdemu z nich na próbę sił w temacie, który muzycznie i treściowo był najbliższy jego zainteresowaniom. Powtarzam: dobrym w założeniu. Ale zasadniczym warunkiem było właściwe odczytanie muzyki i przekonanie, że jej nowoczesna forma powinna inspirować oryginalne i również odkrywcze rozwiązanie układu baletowego na scenie.

Nie wydaje mi się, aby za muzyką Malawskiego, muzyka o gęstej partyturze musiały ciągnąć tłumy tancerzy, którzy zagubieni w tłoku zamazują wyrazistość układu, pozbawiając taniec przejrzystości, tak niezbędnej dla wyraźnego uchwycenia intencji choreografa. Czy operowanie bardziej kameralnymi grupami nie byłoby właściwsze? Czy nie uwidoczniłoby się znacznie leniej mistrzostwo solowych popisów jak zawsze znakomitego STANISŁAWA SZYMAŃSKIEGO?

NIE MAMY szczęścia do góralskiej muzyki wykorzystywanej w balecie. "Harnasie" mimo wszystkich - mniej lub bardziej udanych prób - nie są "taneczne". Ten sam zarzut można chyba postawić i również "Wierchom". Oba te utwory to na pewno "wspaniała wizja muzycznego Podhala". Ale raczej wtedy gdy spotykamy się z nimi na koncertowej estradzie. I jeśli wielkie dzieło Malawskiego miało się znaleźć na scenie, to w jakimś innym kształcie niż nam to pokazano. Wtłoczenie w solistów i chór (zresztą bardzo malarsko wmontowany w udane dekoracje BIELICKIEGO) kilkudziesięciu tancerzy nie pozwalało wyzwolić się z wrażenia, że to nasze poczciwe "Mazowsze" znalazło się przez pomyłkę na Nowogrodzkiej. Tyle, że oni by to lepiej zatańczyli.

W przeciwieństwie do corps de ballet soliści wypadli bardzo dobrze: STANISŁAW SZYMAŃSKI już od wielu lat jest w polskim balecie klasą sam dla siebie i tym razem również, jako góral, był znakomity. Jeszcze raz pokazał, jak bardzo różnorodna jest skala możliwości jego talentu. Pięknie również tańczyli BARBARA WŁODARCZYK i FELIKS MALINOWSKI. Żałować tylko należy, że soliści byli zmuszani do tak częstego "nurkowania" w tłum tancerzy, ginąc nam z oczu.

Partie wokalne wykonali: HANNA RUMOWSKA i ZDZISŁAW KLIMEK. Strona wokalna zarówno solistów jak i chóru Filharmonii Narodowej wypadła bez zarzutu.

W TYM wieczorze trzech baletów "Świtezianka" była niewątpliwie najsłabszym punktem: mocno myszką już tracąca muzyka, hałasem usiłująca zasłonić pustkę treściową, nie wiedzieć czemu i z jakiej okazji została nam przypomniana. Nieudane widowisko znowu ratują soliści: primabalerina MARIA KRZYSZKOWSKA, której taniec cechowała nieskazitelna czystość rysunku, idealne wykończenie każdego pas, wzruszający liryzm i piękna gra rąk. Podobny kunszt, ale w odmiennym zupełnie klimacie zaprezentowała, uwodzicielska i pełna temperamentu HANNA ZAWADZKA, którą pamiętamy jeszcze z bardzo udanego występu w "Daphnis i Chloe" Ravela w Operze Bałtyckiej, Strzelca tańczył HENRYK GIERO, który dzielnie sekundował obu świetnym partnerkom.

WRESZCIE na koniec zobaczyliśmy "Zaczarowaną Oberżę" Antoniego Szałowskiego. Przez wiele lat ceniliśmy WITOLDA GRUCĘ jako dobrego tancerza. Od pewnego czasu cieszy nas, że wyrasta z niego ambitny i z talentem choreograf. Zmienił on całkowicie libretto baletu, uwspółcześnił je, z baśni ludowej z końca XVI w przeniósł akcję w nasze czasy, pokazał wycinek świata, w którym na co dzień żyjemy. Z miłością, obojętnością, tragedią, z którymi spotykamy się co chwila. Pokazał to wszystko w lekkim klimacie farsy, dostosowując fabułę do muzyki pełnej lekkości i wigoru.

Świetne dekoracje i kostiumy, proste a jednak niebanalne libretto, wreszcie taniec, z którym dobrze sobie radzą wykonawcy - wszystko w takiej oprawie scenograficznej, że umiała zerwać oklaski na sali przy otwartej kurtynie - i oto uzyskaliśmy za jednym zamachem udany obrazek baletowy i wiarę, że z Grucy jako choreografa będziemy mieli jeszcze wiele pociechy.

Wykonawcy: pyszna, pełna seksu KRYSTYNA MAZURÓWNA, kipiący wigorem i temperamentem WITOLD BORKOWSKI, wzruszająca naiwnym wdziękiem zakochanej i uwodzonej dziewczyny BOŻENA KOCIOŁKOWSKA (jedna z najbardziej utalentowanych tancerek najmłodszego pokolenia), wreszcie ciekawy ZBIGNIEW STRZAŁKOWSKI. Wszyscy tu zasłużyli na komplementy: dobrze postawiony balet umiał wyzwolić z tancerzy maksimum ich możliwości.

DYRYGOWAŁ w czasie premierowego wieczoru BOHDAN WODICZKO. Orkiestra, już drugi raz pod jego batutą, gra tak jak jeszcze na Nowogrodzkiej nie słyszeliśmy. Wreszcie z kanału dobiega na salę muzyka krwista, o pełnym brzmieniu, wyzwolona od fałszów i kiksów. I jeśli patrzymy na dokonane zmiany w zespole, to w tej dziedzinie są one najbardziej zauważalne i optymistyczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji