Artykuły

Dlaczego hochsztaplerzy tak łatwo wchodzą nam do domów?

"Tartuffe albo Szalbierz" w reż. Jacquesa Lassalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tadeusz Nyczek w Przekroju.

Tartuffe" to dla każdego Francuza święty tekst, symbol libertyńskiej wolności skierowanej przeciw zakusom religijnych fanatyków. Wydawałoby się, że problem z nim jest dziś tylko jeden: nie o czym rzecz, bo wiadomo, ale jak grać. Szanując tradycję? Dobrze, ale którą? Więc nowocześnie, szukając bezpośrednich związków z rzeczywistością? Jacques Lassalle, niegdysiejszy człowiek Comédie Francaise, wybrał, by użyć terminologii piłkarskiej, granie środkiem pola. Podstawą był nowy przekład Jerzego Radziwiłowicza.

Wartki, solenny, z zachowaniem rytmów i rymów, ale i nowoczesny, bez zbędnych stylizacji. Dobrze siedzący w uchu, może poza rymem "potwarzca - przywłaszczał". Przestrzeń niby zawierająca dalekie aluzje do XVII-wiecznego wnętrza dworskiego, choć w istocie te wielkie, ruchome ściany to tylko wystylizowana dekoracja teatralna. Gramy pełny tekst, dbając o przejrzystość fabuły. Każda postać ma być wyrazista, ale nie przesadnie skomplikowana. Wiadomo, kto za, kto przeciw. Generalnie chodzi o to, by przekonać ojca rodziny, zamożnego Orgona, że jego fascynacja obłudnym hipokrytą Tartuffe'em jest bezsensowna i bezpodstawna. Orgon długo się nie daje, ale wobec jawnych dowodów z rozpaczą przyznaje, że jego idol naprawdę chce mu uwieść żonę i zagarnąć majątek.

Wszystko jest tu bardzo porządne. Aktorzy z oddaniem grają, co mają napisane. Matka Orgona, pani Pernelle (Anna Chodakowska), wszystko ma za złe, trzyma różaniec i wielbi Tartuffe'a. Synowa Elmira (Danuta Stenka) jest elegancka, zrównoważona i nie widzi powodu, by puścić się z Tartuffe'em. Córka Orgona Marianna (Karolina Gruszka) kocha Walerego (Przemysław Stippa) i nie widzi powodu, żeby dać się wydać za Tartuffe'a, czego chce ojciec. Damis, syn Orgona (Marcin Przybylski), zwierzęco nie znosi pieczeniarza hipokryty i tak się stawia, że rozjuszony tata wywala go z domu. Kleant, szwagier Orgona, też jest przeciw, ale jako człek spokojny tylko perswaduje szwagrowi, że niesłusznie czyni, kochając Tartuffe'a. Doryna, pokojówka Marianny (Beata Ścibakówna), ma lumbago, chodzi po scenie wściekła jak pies i najchętniej pogryzłaby pana domu za jego łatwowierność. Sam zaś Tartuffe (Wojciech Malajkat) nosi się cicho i z czarna, od czasu do czasu dla wywołania lepszego wrażenia pokazując się z biczykiem i przerzuconą przez ramię włosienniczką.

W żadnej sprawie nie ma wątpliwości, karty są rozdane, role rozdzielone. Matka z synem to para zaślepionych durniów, Tartuffe - zimny cwaniak, cała reszta gra w przeciwnej, zwartej i słusznej drużynie. Ponad przewidywalność wystają tylko miejscami Orgon i Doryna. Wybuch perfidnej satysfakcji Radziwiłowicza, jak to zrobi kuku całej rodzinie, godny jest pomsty Cześnika na Rejencie. Doryna jest tak daleka od klasycznego modelu fertycznej subretki, jak Whoopi Goldberg od Izabelli Scorupco. Nie wiem co prawda, jaki pan domu trzymałby taką zarazę dłużej niż kwadrans, ale widać Orgon ma już całkiem pomieszane w głowie, skoro wyrzuca syna zamiast tej weredyczki. Scenka niemego krzyku zrozpaczonej Marianny przyprawia o dreszcz serca.

Siedzę na widowni, nic mnie nie zaskakuje. Solidaryzuję się z większością społeczeństwa na scenie i wespół z nią urągam hipokrytom pobożnisiom. I tylko czasem kolnie mnie pytanie: dlaczego Orgon zwariował na punkcie Tartuffe'a? Co się stało temu dawnemu wojownikowi, obecnie wysokiemu urzędnikowi królewskiemu? Albo dlaczego tak nienawidzą Tartuffe'a pozostali domownicy? Czyżby tylko czyste moralne oburzenie kazało im potępiać niemoralnego oszusta? Ejże. A dlaczego sztuka zaczyna się od ostrego dialogu babci Pernelle właśnie z nimi? I czy ponura opinia babci o rodzinie jest tylko ględzeniem wrednej staruszki, której spod czepka wystaje moherowy berecik?

Skoro reżyser nie pokusił się, by zbudować jakikolwiek konkretny świat wokół bohaterów i nie zadał paru podstawowych pytań o głębsze powody pojawienia się w pozornie normalnym domu cynicznego religianta, pozostaje słuchanie mądrych słów Moliera i oglądanie aktorów w gustownej scenografii. Mało, jakże mało jak na zrozumienie prawdziwej schizofrenii naszego świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji