Artykuły

Marzę o wakacjach nad ciepłym morzem

- Moim zdaniem musical jest kontynuacją operetki. To gatunek wychodzący naprzeciw współczesnym gustom następnej generacji publiczności. Ale operetka wystawiona wspaniale pod każdym względem jest również, jak najbardziej, nowoczesnym widowiskiem - mówi warszawska śpiewaczka GRAŻYNA BRODZIŃSKA.

Rozmowa z Grażyną Brodzińską, jedną z najbardziej znanych polskich śpiewaczek.

Śpiewa repertuar operetkowy, operowy i musicalowy. Ostatnio także wielkie światowe hity. Ulubienica polskiej publiczności, gorącymi oklaskami przyjmują ją widownie za granicą. Jest podziwiana nie tylko za piękny głos, urodę, sposób poruszania się na scenie. Zachwyt budzą także jej wysmakowane kreacje. Nam przyznała się, że nie lubi zimy. Marzy o palmach i gorącym morzu. Żałuje, że nie może zimą wybrać się do ciepłych krajów. Nie pozwala na to wypełniony kalendarz koncertów.

- Pani nazwisko kojarzy się z operetką. W pamięci melomanów pozostała pani jako znakomita odtwórczyni głównych partii w znanych spektaklach operetkowych. Ale bierze pani udział w innych koncertach i wielu galach. Występuje również w musicalach.

- To prawda. Moja przygoda z musicalem zaczęła się od spektakli "Dwoje na huśtawce" i "My Fair Lady" jeszcze w Operetce Warszawskiej. Aktualnie w Gliwickim Teatrze Muzycznym śpiewam partię Dolly w słynnym musicalu "Hello, Dolly!". Kiedy mi ją zaproponowano w ogóle się nie zastanawiałam. Ta propozycja była fascynująca. To rola "wbrew sobie", a to za każdym razem frapujące wyzwanie i odkrywanie w sobie jakichś tajemnych dyspozycji. Bardzo ambitne zadanie. Poza tym legenda Barbary Streisand była onieśmielająca, ale spróbowałam być sobą.

- Czym musical różni się od operetki? Jakie wymagania artystom stawia ten gatunek spektaklu?

- Moim zdaniem musical jest kontynuacją operetki. To gatunek wychodzący naprzeciw współczesnym gustom następnej generacji publiczności. Ale operetka wystawiona wspaniale pod każdym względem jest również, jak najbardziej, nowoczesnym widowiskiem. Musical śpiewany jest nieco inaczej. Nie obowiązuje w nim tak zwany postawiony głos. Oczywiście układy choreograficzne także bywają niejednokrotnie bardziej forsujące.

- "Hello, Dolly!" w wykonaniu Gliwickiego Teatru Muzycznego z panią w partii tytułowej owacyjnie przyjęła buska publiczność podczas Festiwalu Muzycznego imienia Krystyny Jamroz w 2003 roku. W najbliższym czasie kielecka i radomska publiczność zobaczyła panią w kolejnym musicalu "42 ulica". Proszę przybliżyć nam to przedstawienie.

- Musical to jakby pokazanie w ogromnym skrócie esencji zakulisowego życia teatru muzycznego. Te wszystkie intrygi, hierarchie i prywatne ambicje. Taki teatr był, jest i będzie. To wcale nie jest gorzkie stwierdzenie, ale zawsze obowiązujące: w teatrze nie ma demokracji. Czy to źle? Chyba nie, ale dużo by o tym mówić. Tak będzie zawsze. Dodam, że fabuła "42 ulicy" jest nader interesująca.

- Publiczność podziwia panią nie tylko za piękny głos, urodę, sposób poruszania się na scenie. Zachwyt budzą również pani kreacje. Ma ich pani wiele. Które są ulubionymi?

- Podczas ustalania programu koncertu z organizatorem to nie jest najważniejsze, co będę śpiewała. Utwory, które się podobały, można czasem powtórzyć. Suknie natomiast nie, zawsze muszą być inne. To moja ambicja. Chyba nie powinnam wyróżnić żadnej. Natomiast na kreacje teatralne nie znaję, że mam wypełniony kalendarz koncertów i występów do końca roku. Mam nawet kilka propozycji na koncerty sylwestrowe.

- Wierzy pani w przesądy?

- Przyznaję, że jestem osobą przesądną. Kiedy przebiegnie mi drogę czarny kot, trzy razy śpiewam refren znanej piosenki - "Kiedy kot ci przejdzie drogę nie myśl, że to pech". Po wyjściu nie wracam do domu po zapomnianą rzecz. Ilekroć wróciłam, to zawsze coś mi się nie powiodło. W teatrze nie pozwalam przyszywać niczego w ubraniu na sobie. Zdarzyło się, że w momencie wyjścia na scenę puścił suwak. Nie było już czasu na zdjęcie sukni. Kiedy krawcowa poprawiała suwak, ja zaciskałam w zębach całą szpulkę nici. Ato po to, aby krawcowa nie zaszyła mi pamięci.

- A jak ten rok zapowiada się w pani prywatnym życiu?

- Moje prywatne życie, choć dla niektórych będzie to banał, jest powodem do dumy i szczęścia. Nie zmieniam męża. Nadal jest nim wybitny aktor Damian Damięcki. Bardzo się kochamy. W domu toczę walkę o zdrowie i znakomitą formę, aby nie zawieść publiczności i być na każdym zaplanowanym koncercie. Już myślę o wakacyjnych palmach i ciepłym morzu.

- Dziękuję za rozmowę.

***

Grażyna Brodzińska

Jest córką śpiewaczki Iren: Brodzińskiej i Edmunda Waydy - tenora, reżysera i dyrektora teatrów muzycznych. Artystka ukończyła szkołę baletową i słynne studio wokalno-aktorskie legendarnej Danuty Baduszkowej w Gdyni. Śpiewa repertuar operetkowy, musicalowy, a ostatnio także światowe hity. Jest też znakomitą aktorką i stepującą tancerką. Przez wiele lat była primadonną Operetki Warszawskiej, a później czołową solistką Teatru Muzycznego "Roma" w Warszawie. Odniosła ogromne sukcesy śpiewając główne partie w wielu operetkach, między innymi w "Księżniczce czardasza", "Ptaszniku z Tyrolu", "Wesołej wdówce". Koncertowała niemal na całym świecie. Nagrała cztery płyty. Często występuje gościnnie w Gliwickim Teatrze Muzycznym, y gdzie z wielkim powodzeniem wystąpiła jako Dolly w słynnym musicalu "Hello, Dolly!". Obecnie śpiewa główną partię Dorothy Breck w musicalu "42 ulica". Oba spektakle mogła oglądać już publiczność w naszym regionie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji