Artykuły

Scena to jego żywioł

Złotą Maskę postawił w kuchni, na półeczce pod sufitem. Teraz patronuje ona rodzinnym obiadom. Teatr i rodzina to najważniejsze sfery w życiu LESZKA MALCA, aktora Teatru Kochanowskiego w Opolu.

Z Teatrem im. J. Kochanowskiego związany jest od 15 lat. Zagrał w nim pół setki ról. Ostatni sezon był dla niego szczególnie udany. Agamemnon/Achilles w "Ifigenii w Aulidzie", Kułygin w "Trzech siostrach", Rafał Lagena w "Dożywociu". Te trzy role doceniło jury Złotych Masek. Nagrodę aktor odebrał w Międzynarodowym Dniu Teatru. - Dostałem za całokształt - śmieje się Leszek Malec.

Na Lagenę macha lekceważąco ręką. - Wchodzę, schodzę, jestem pijany - kwituje. Nie lubi ról komediowych, mówi, że to dla niego ciężki kawałek chleba Do Kułygina początkowo nie miał serca i kłócił się z reżyserem, który go tak obsadził. Ta postać jest dla niego za mało skomplikowana w przebiegu akcji, a Malec lubi zmagać się z rolami, wymagającymi, jak mówi, pewnego wewnętrznego rozstroju psychicznego Lubi doszukiwać się różnych odcieni dramatów w środku człowieka Tak jak w Agamemnonie. Praca nad "Ifigenią" to był ogromny wysiłek całego zespołu, bo i rodzaj materii, z jaką się zetknęli, i wizja reżyserska Pawła Passiniego, i technika, jaką przyszło mi pracować, nawiązująca do technik buddyjskich - całkowicie odbiegała od tego, co do tej pory robili.

Buntownik z wyboru

W rodzinnym domu w Ełku wszyscy liczyli i on też miał być ekonomistą. Matematyki nie cierpiał, ale poszedł do technikum ekonomicznego i nawet popróbował pracy w banku - w dziale maszyn księgujących. Robiły tyle hałasu, że po ośmiu godzinach wracał z głową wielką jak stół. Uznał, że takie życie to koszmar i pewnego razu oznajmił rodzicom z głupia frant: "Idę do szkoły teatralnej". Już miał za sobą występy w szkolnym teatrzyku, jeździł z nim po Polsce - grał w leśniczówce Pranie przed Kirą Gałczyńską i w Piwnicy pod Baranami.

Do warszawskiej szkoły teatralnej dostał się za pierwszym razem. Znalazł się na jednym roku z Arturem Żmijewskim, Tomaszem Saprykiem, Agnieszką Glińską. Początkowa euforia jednak stopniowo gasła za sprawą pewnej pani, gwiazdy Krzysztofa Zanussiego. - Nie rozumieliśmy się na polu artystycznym - mówi elegancko. Nie chciał być niczyją kopią, czuł, że szkoła zamyka go twórczo zamiast otwierać. Zdał kilkanaście egzaminów, zostały jeszcze dwa do zakończenia pierwszego roku, gdy uznał, że ma dość. W pół godziny podpisał obiegówkę i z poczuciem, że wielki ciężar spadł mu z pleców, opuścił gmach przy ul. Miodowej. I natychmiast zaczął szukać innej szkoły, w innym mieście. Padło na Wrocław, bo Łódź i Kraków uznał za miasta zbyt zanieczyszczone.

Na studiach poznał żonę, Beatę Wnęk. Wszystko zaczęło układać się wspaniale. Gdy kończyli studia, na uczelnię przyjechał Maciej Korwin, ówczesny dyrektor Teatru im. J. Kochanowskiego i ściągnął oboje do siebie.

Fenomen "Kochanowskiego"

Najpierw myślał, że to na krótko, może trzy lata

- Większość tak myśli, a potem wsiąka w ten teatr, w Opole - mówi pan Leszek. - "Kochanowski" jest wspaniały, ciągle się rozwija Mamy bardzo dobry zespół. Reżyserzy, którzy tu przyjeżdżają, robią wielkie oczy. Na czym polega ten fenomen? To nie tylko kwestia talentu i pracowitości. W wielu teatrach jest tak, że każdy sobie rzepkę skrobie. Są gwiazdy i ci słabsi. Tu każdy ma świadomość, że pracując nad tekstem nie tylko tworzy swoją postać, ale buduje całe przedstawienie. A miarą powodzenia całości jest to, ile każdy może z siebie dać.

- Wspomagamy siebie nawzajem, dopingujemy, udzielamy rad. Nikt się o to nie obraża Jak coś wychodzi słabiej, to staramy się to podciągnąć. Na tym polega siła naszego zespołu - mówi pan Leszek.

I to widać nie tylko po przedstawieniach. Dowodem są nie tylko nagrody, artystyczne podróże. Nie ma drugiego takiego teatru w Polsce, w którym zespół aktorski wymyśliłby i stworzył od podstaw nowy festiwal, jakiego jeszcze nigdzie nie było. A tu przed paroma miesiącami - także za sprawą Malca - narodziła się "ODRAMA" - międzynarodowy festiwal nowej dramaturgii. Od razu z wielkim rozmachem, przy udziale polskich, niemieckich i czeskich dramaturgów, reżyserów i aktorów. Odbił się szerokim echem po Polsce, zyskał wiele pochlebnych opinii i recenzji. - Będziemy to rozwijać - zapewnia Malec. - Już dzwonią do nas reżyserzy, że chcą przyjeżdżać, prowadzić warsztaty i improwizacje. Dostajemy propozycje nowych tekstów.

Chwilowo zawieszony został Opolski Salon Poezji. Tę krakowską inicjatywę też przeszczepiał na nasz grunt Leszek Malec z kolegami i choć bali się, że nie wypali, o dziwo, zgromadziła wierną publiczność. - Już niedługo biorę się znowu za Salon - obiecuje artysta

Człowiek rodzinny

Nie ciągnie go do Warszawy. Miał takie propozycje, ale je odrzucał. Nie chce być dojeżdżającym ojcem i mężem. Albo rodzina, albo kariera własna Przy takiej alternatywie rodzina jest ważniejsza Z żoną Beatą jest już razem 19 lat. Starszy syn niedługo zdaje do szkoły średniej, młodszy idzie do zerówki.

- Jestem osobą rodzinną - mówi. - Nie chcę rezygnować z czegoś, co daje mi oparcie i siłę do dalszego działania. Na pytanie, czym różni się aktorskie małżeństwo od zwykłego, nie umie odpowiedzieć, bo właściwie nie zna nieaktorskich małżeństw. Niech każdy sam sobie odpowie na to pytanie. U Malców Beata codziennie podaje trzydaniowe obiady w "porze obiadowej". Leszek jest odpowiedzialny za remonty i naprawy, czyści podłogi ("muszą lśnić, mam hopla na tym punkcie") i co 2-3 tygodnie myje okna Domowe życie musi być tak uporządkowane, gdy pracuje się w zupełnie innych porach niż reszta świata- Czasem patrzę na ludzi i myślę: O, Boże, ale mają fajnie - po piętnastej do domku i wolne weekendy - rozmarza się pan Leszek i zaraz dodaje. - Ale ja bym tak nie chciał. Bez sceny nie wyobrażam sobie życia

Żeby jeszcze tylko w teatrze można było lepiej zarobić. A tu gaże kiepściutkie, na poziomie pielęgniarek. Jak ktoś dużo nie gra, to ma bardzo ciężka. Niedawno w Toruniu władze podniosły aktorom pensje o 40 procent. Nie wszystko, co toruńskie warto naśladować, ale gdyby w Opolu skopiowano ten pomysł, nikt w "Kochanowskim" by nie zaprotestował. Silnym zastrzykiem gotówki bywają reklamy. Kiedyś płacono za nie lepiej, ale i teraz 10-krotność miesięcznych zarobków to jest coś. Swego czasu Leszka Malca można było często oglądać w reklamie pewnego szamponu przeciwłupieżowego. Aktor cieszy się, że nie musiał sam wypróbowywać jego skuteczności. W pamięci utkwiło mu natomiast spotkanie - już po nagraniu reklamówki - z przedstawicielem producenta

- Reklamowałem wasz szampon - powiedział aktor. - A nie wyłysiał pan? zainteresował się menago.

Dochód z reklamy wystarczy na fajną wycieczkę zagraniczną i na to najczęściej Makowie wykorzystują ekstra pieniądze. Zwiedzili już kawał świata Nie dla nich byczenie się na plaży z kolorowym drinkiem w ręku. Na Hawajach pan Leszek nauczył się nurkowania Największa frajdą było dla niego pływanie z delfinami. Teraz marzy o wyprawie do Chin, najlepiej koleją transsyberyjską. Ale na razie to tylko marzenie, takie jak to, by mieć licencję pilota samolotowego.

Zawodowe marzenia nie dotyczą żadnej konkretnej roli. Malca cieszy po prostu granie. Ale chodzi mu po głowie, by wybrać się za granicę, do teatru angielskiego lub włoskiego i przyjrzeć się, jak tam się to robi, poznać inny teatr, szukać inspiracji do dalszego rozwoju.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji