Artykuły

Teatr na walizkach, ale nie - walizkowy

- W Krakowskim Teatrze Komedia wystawiamy sztuki różnych polskich autorów, nie tylko moje. Obecnie w repertuarze mamy "Męża i żonę" Aleksandra Fredry. Zależało mi, aby trafiać do publiczności z dobrymi spektaklami komediowymi, które pokazują polską mentalność, polskie problemy, radości i marzenia, aby polscy widzowie mogli utożsamić się z bohaterami sztuki i spojrzeć na swoje życie z dystansem. Z Janem Jakubem Należytym, wiceprezesem zarządu Krakowskiego Teatru Komedia, rozmawia Wiesław Kowalski.

W tym roku Krakowski Teatr Komedia, którego jest Pan założycielem, został laureatem konkursu "Teraz Polska". To pierwszy polski teatr, który został w 25-letniej historii tego konkursu wyróżniony. Proszę powiedzieć, czego trzeba było dokonać, by takie wyróżnienie otrzymać? I jakie ta nagroda ma konsekwencje dla Państwa dalszej działalności?

- Decyzję o przyznaniu wyróżnienia podjęła Kapituła Konkursu, która bardzo wnikliwie analizowała nasze zgłoszenie. Myślę, że nasza oferta spowodowała, że zostaliśmy zauważeni, czyli polskie spektakle wyprodukowane ze środków własnych oraz ich jakość. Muszę pochwalić się, że przez 5 lat funkcjonowania teatru nie doczekaliśmy się ani jednej złej opinii na temat naszych produkcji. Z pewnością nagroda Teraz Polska pomoże nam w uzyskaniu jeszcze lepszych relacji z naszym partnerami biznesowymi i pozyskaniu nowych. Oprócz tego, ta nagroda to wielkie wyróżnienie, ale i ogromna odpowiedzialność, by nie zawieść widzów, i oferować im jeszcze lepszej jakości spektakle. Tak ją traktujemy.

Proszę powiedzieć jaka była geneza powstania Krakowskiego Teatru Komedia. Czy szukał Pan tylko możliwości dla wystawiania tekstów, które sam pisze?

- W Krakowskim Teatrze Komedia wystawiamy sztuki różnych polskich autorów, nie tylko moje. Obecnie w repertuarze mamy "Męża i żonę" Aleksandra Fredry. Zależało mi, aby trafiać do publiczności z dobrymi spektaklami komediowymi, które pokazują polską mentalność, polskie problemy, radości i marzenia, aby polscy widzowie mogli utożsamić się z bohaterami sztuki i spojrzeć na swoje życie z dystansem. Własny teatr, w tym przypadku "trochę" autorski, to nie tylko możliwość grania własnych sztuk, ale komfort wpływania na ostateczny kształt spektaklu, możliwość osobistego doboru aktorów i całej reszty realizatorów artystycznych, od reżysera przez scenografa, kostiumologa i kompozytora po zespół obsługi technicznej.

A w jaki sposób teatr jest finansowany? Skąd pozyskuje środki na wystawianie kolejnych spektakli? Czy można mówić w przypadku Krakowskiego Teatru Komedia o teatrze prywatnym, tak jak na przykład o Teatrze Polonia czy Capitol w Warszawie?

- Krakowski Teatr Komedia to teatr w całości prywatny, do tej pory realizowaliśmy nasze projekty artystyczne wyłącznie ze środków własnych. Ma to swoje dobre strony, czyli niezależność i złe strony np. ryzyko plajty. Przyznam, że w pewnym momencie sytuacja finansowa teatru nie była kolorowa. Jednak dzięki pozyskaniu wspólników, Państwa Anny i Mariusza Stasiak - Apelskich i przekształceniu teatru w Spółkę z o.o, Krakowski Teatr Komedia nabrał wiatru w żagle i majestatycznie płynie do dziś. Nie wykluczamy oczywiście finansowania ze środków zewnętrznych, od sponsorów i instytucji, jednak do tej pory to nie miało miejsca.

Aktualnie można w Krakowskim Teatrze Komedia zobaczyć przede wszystkim teksty Pana autorstwa - m.in. "Trzy x łóżko", "Viagra i chryzantemy" czy "Wpadki miłosne z muzyką w tle", które w inteligentny sposób próbują przede wszystkim opisywać czy też zabawnie komentować relacje damsko-męskie. Ma Pan jakąś swoją receptę na powodzenie utworów rozrywkowych na scenie?

- Trzeba w zabawny sposób opowiedzieć ciekawą historię. Zaangażować świetnych aktorów, całą ekipę realizatorów artystycznych i skonfrontować rzecz z publicznością. To publiczność weryfikuje. Są oczywiście żelazne zasady, których trzeba się trzymać przy pisaniu: przede wszystkim dobrze jest wiedzieć, o czym chce się opowiedzieć i zrobić to jak najlepiej umiemy, ale recepty nie ma.

Wcześniej napisał Pan cykl spektakli z "Andropauzą" w tytule, które były męskim odpowiednikiem "Klimakteriów" wyprodukowanych przez Elżbietę Jodłowską. Proszę powiedzieć skąd tak ogromne zainteresowanie tymi tematami, czy tylko dlatego, że przez wiele lat uchodziły za takie, o których nie wypada mówić głośno, a już na pewno nie na scenie?

- Na moje oko 80% widowni teatralnych stanowią kobiety. Temat "klimakterium" musiał je zainteresować, gdyż było to naruszenie "tabu", ale dokonane w sposób żartobliwy i z dużym dystansem. Zaczęło się od Elżbiety Jodłowskiej i to "naruszenie" trwa do dziś. Choć dwie "Andropauzy" mojego autorstwa są kontynuacją tematu przekwitania, i są dedykowane mężczyznom, to i tak większość widowni do dziś stanowią Panie.

Trzeba powiedzieć, że niewielu jest dramaturgów w Polsce, którzy piszą dla teatru utwory komediowe, stąd wciąż w repertuarach pojawia się nieśmiertelny Fredro, również w Pana teatrze - jak Pan już wspomniał - można zobaczyć "Męża i żonę". Jaka jest według Pana przyczyna takiego stanu rzeczy? Czy to dlatego, że wciąż jednak traktuje się ten gatunek jako gorszy, dla mało wyrobionego i niewybrednego widza?

- Komedia, z punktu widzenia krytyki teatralnej, rzeczywiście traktowana jest jako gatunek gorszy, ale na szczęście tylko przez krytyków i krytykantów. Publiczność sądzi inaczej. Fredro gości i u nas, bo to jest mistrz ponadczasowy i wciąż aktualny. Przyznaje, miałem lekkie obawy, co do odbioru klasyki przez naszą publiczność, ale okazały się jednak nieuzasadnione. Świetny tekst i wysmakowana reżyseria Macieja Luśni w konwencji lat dwudziestych sprawiły, że odbiór spektaklu jest niezmiennie bardzo dobry.

Czy komedia według Pana może być nośnikiem jakiejś głębszej refleksji na temat świata i naszej rzeczywistości? Czy może wejść też w jakiś szerzej pojęty rodzaj dyskursu na poziomie np. społeczno-politycznym, bo że obyczajowym to na pewno?

- Polska rzeczywistość jest idealnym i wielowątkowym tematem komediowym w teatrze, filmie i literaturze. W naszym projekcie na rok 2018 pt. "Sto lat radości z niepodległości" chcemy wywołać rodzaj dyskusji na temat wolności. Opowiedzieć o naszej niezależności w sposób humorystyczny. Będzie to dosyć trudne, bo my Polacy mamy mały dystans do samych siebie i wszystko, co związane jest z patriotyzmem, a definiujemy go na setki sposobów, traktujemy śmiertelnie serio.

Krakowski Teatr Komedia to, jak sami Państwo piszecie, teatr na walizkach, który jest w stanie dotrzeć do każdego miejsca w Polsce i pokazać spektakl w każdej przestrzeni. Jak osiągacie Państwo ten rodzaj szczególnej mobilności, że możecie zagrać i w hotelu, i na statku?

- Teatr na walizkach, ale nie - walizkowy, wystarczy nam przestrzeń i prąd. Przyjeżdżamy do widzów i przywozimy pełną scenografię i znakomitych aktorów. Scenografia z jednej strony musi mieścić się w samochodzie do 3 i pół tony, z drugiej nie może być uboga, symboliczna i prowizoryczna. Ograniczamy do niezbędnego minimum ilość osób z obsługi technicznej, nie angażujemy inspicjentów, garderobianych i rekwizytorów. Jeśli gramy komedię dwuosobową jak np. "Viagra i chryzantemy", wówczas cała ekipa liczy zaledwie cztery osoby! I ręczę, że tego rodzaju oszczędność w żaden sposób nie wpływa na jakość przedstawienia. A nietypowe miejsca, jak np. statek Chopin, gdzie przestrzeń do grania jest wyjątkowo mała, pozwala widzom na niebywałą bliskość z postacią, prawie na wyciągnięcie ręki, co jest fantastycznym doświadczeniem i dla aktora i publiczności. Do tego dochodzi świadomość, że płyniemy po przepięknych Śniardwach! W Teatrze Wielkim (z całym szacunkiem) takich przeżyć nie zaznacie!

W jaki sposób kompletuje Pan obsadę swoich spektakli? Czego Pan oczekuje od aktorów, których Pan angażuje do swoich artystycznych przedsięwzięć?

- Nigdy nie przeprowadzamy castingów. Obsadę kompletujemy na podstawie znajomości branży i znajomościach w branży. Do tego kolejni aktorzy są rekomendowani przez tych, którzy z nami długo współpracują. Zdarzają się przypadki tzw. zgłoszeń aktorskich, na tej podstawie zaangażowałem jedną aktorkę i decyzja okazała się nader słuszna. Od aktorów oczekujemy identyfikacji z projektem i wykonania roli według ich najlepszych umiejętności. Do tego sami muszą się ucharakteryzować, zrobić makijaż i zadbać o kostium.

Lato będzie dla Waszego teatru bardzo pracowite. Będziecie prezentować swoje spektakle najpierw na Mazurach, potem w Sopocie, a we wrześniu już w Krakowie w ramach akcji "Komedia na Batorym 2017". Można wnioskować, że zapotrzebowanie na tego typu repertuar jest ogromne i to nie tylko podczas kanikuły. Jaka widownia najchętniej przychodzi na Wasze przedstawienia? Oprócz tej, która podczas wakacji może też trafić na Was zupełnie przypadkowo?

- Zapotrzebowanie na teatr rośnie. Cieszy fakt, że w Warszawie już jest bardzo trudno kupić bilet do teatru w dniu spektaklu. Dobra komedia zawsze będzie mile widziana przez odbiorcę. Już od 19 lipca jesteśmy ponownie na Mazurach. Mazurski Rejs Komediowy 2016 przetarł szlaki dla edycji tegorocznej, co widać po internetowej sprzedaży biletów. Hotel Haffner w Sopocie jest naszym nowym Partnerem i wszystko wskazuje na to, że współpraca przyniesie owoce i na jednym lecie się nie skończy. Z moich obserwacji wynika, że przychodzą do nas widzowie 40+, ale nie brakuje też młodych, uśmiechniętych twarzy. Żeby nie przerywać widzom wakacyjnej atmosfery, na nasze lipcowo-sierpniowe spektakle zapraszamy w klapkach i na luzie. W ubiegłym roku, w przerwach, częstowaliśmy widzów najlepszym w Polsce cydrem, w tym roku będą się chłodzić znakomitym piwem. Są to wartości dodane, które nie wpływają na merytoryczną ocenę naszych przedstawień, ale stanowią dodatkową atrakcję. Podczas cyklu "Komedia na Batorym", granym od września do grudnia, na pewno atrakcją będą kolacje teatralne. Nasi widzowie powitani zostaną kieliszkiem dobrego wina, obejrzą dobrą komedię, a później zjedzą znakomitą kolację. Statek Batory cumuje na Wiśle, u stóp Wawelu.

Czy teatry repertuarowe w Polsce nie są zainteresowane Pana komediopisarską twórczością? Czy też woli Pan sam trzymać pieczę nad swoimi tekstami?

- Odkąd zajmuję się Krakowskim Teatrem Komedia nie myślę o współpracy z innymi teatrami, przede wszystkim z braku czasu.

Ma Pan czas jeszcze na śpiewanie? Kiedyś zabierało Panu sporo czasu?

- Śpiewam i owszem. Od czasu do czasu swoje francuskie recitale, a i po wakacyjnych spektaklach jest sprzyjająca atmosfera do zaśpiewania kilku piosenek. Mam w planach dwa spektakle muzyczne, co pozwoli mi połączyć moje dwie pasje.

Jak Pan ocenia aktualną kondycję polskiego teatru? Czy angażując się jako producent w Krakowskim Teatrze Komedia obserwuje Pan to, co dzieje się w tej chwili wokół najważniejszych scen w Polsce czy też konkursów na dyrektorów w różnych miastach? Nie kusi Pana, by z Pana doświadczeniem do któregoś z nich aplikować?

- Jeśli w teatrze aktorzy stają murem za dyrektorem, co miało miejsce w Starym Teatrze w Krakowie, to znaczy, że dyrektor ów sprawdził się jako samiec Alfa artystycznego stada i manager, bo pomimo spektakli postrzeganych jako kontrowersyjne widownia pękała w szwach. Generalnie, właściciele teatrów repertuarowych powinni słuchać zespołu aktorskiego, angażując lub zwalniając dyrektora, bo istotą dobrego teatru jest dobrze prowadzony zespół aktorski. Ja sam nigdy nie brałem pod uwagę bycia dyrektorem teatru repertuarowego. Nie mnie oceniać kondycję teatru w Polsce. Wystarczy mi świadomość, że kondycja Krakowskiego Teatru Komedia jest bardzo dobra, że widownia jest po naszej stronie, i że widzowie wychodzą od nas zawsze uśmiechnięci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji