Nie przystosowani
Tego wieczoru w sali im. Haliny Mikołajskiej na "Woyzecku" więcej osób było na scenie niż na widowni. W niespełna miesiąc po premierze. Mimo bardzo dobrych recenzji. Mimo dobrego przedstawienia. Trwający praktycznie od początku stanu wojennego, a więc od 12 lat, proces niszczenia "Dramatycznego", zbiera swoje żniwo. Sumują się rozmaite destruktywne działania. Funkcjonują z większą siłą niż wszelkie próby odbudowywania teatru przy pomoc przedstawień.
Tym bardziej że w ostatnim sezonie "Dramatyczny" skazany był praktycznie na małą scenę. Na szczególnego rodzaju działalność studyjną. Na dość ryzykowny repertuar, dla którego jednym ze wspólnych motywów okazała się sytuacja bohatera. Prawie zawsze postawionego poza nawias konkretnej rzeczywistości. Bohatera nie przystosowanego, szukającego swego miejsca w otaczającym go świecie. Bohatera na pewno wrażliwego, gotowego do czynów ostatecznych, skazanego na nienormalne wybory między zrozumiałym a nieznanym. Taka sytuacja bohatera odpowiada w dużej mierze sytuacji samego teatru. Sytuacji zespołu i bardzo wielu aktorów pojedynczo.
Uwieńczeniem sekwencji takich spektakli jak: "Ach, Combray!." wg Marcela Prousta, "Ptasiek" wg Williama Whartona, "Mewa" Antoniego Czechowa czy "Sezon w piekle" wg Arthura Rimbauda, stał się w sposób najbardziej oczywisty "Woyzeck" Georga Büchnera. Ta historia o młodym fryzjerze, który zamordował niewierną konkubinę, pojawiła się w teatrze często wtedy, gdy twórcy chcą coś nowego opowiedzieć o tajemniczej naturze człowieka. W każdych czasach innej. Kiedyś Konrad Swinarski w spolszczonych kontekstach historycznych, kulturowych i obyczajowych dramatu Büchnera, próbował krakowskiej widowni przybliżać sens sztuki i ułatwiać zrozumienie choćby takiego zdania Doktora, że "w człowieku indywidualność dojrzewa do wolności".
Dzisiejszy reżyser, Paweł Wodziński pragnie "pokazać" swego bohatera przede wszystkim "od środka". Podejmuje duży wysiłek, aby dociec, co w pozornej niekonsekwencji bohatera jest wewnętrznym sensem, co jest siłą, a co słabością człowieka, który przecież nie do końca musi wydać się zrozumiały. Próba jest o tyle ryzykowna, że obiecuje rozwikłanie ludzkiej tajemnicy. Debiutujący w tym spektaklu reżyser robi to z dużym talentem i taktem. Wyszukuje z całości te dialogi, które w szczególny sposób "zbliżają" bohatera. Drugi debiutant - Paweł Burczyk (PWST) jako Woyzeck, okazuje się bardzo podatnym medium dla reżyserskich zabiegów. Jest w swoich reakcjach prawdę "przezroczysty". Widać go "od środka". Przez ciąg wyraziście oddzielonych od siebie scen reżyser uzyskuje sporą intensywność opisu i "nasycenia" swego bohatera. To bardzo przemyślana i ładna praca reżysera debiutanta. Rangę przedstawienia podnosi bardzo sugestywna rola Danuty Stenki (Maria), która momentami bardziej przypomina zawirowaną postać z Dostojewskiego niż kolorową bohaterkę z okolic garnizonu w małym niemieckim miasteczku. Na pewno może ten spektakl zaliczyć do udanych Grzegorz Małecki, autor scenografii. Na pewno może być to przedstawienie traktowane jako jeszcze jeden udany wysiłek całego zespołu w szukaniu i dochodzeniu do pewnej elementarnej podstawy wspólnego pobytu na scenie jaką jest umiejętność prowadzenia dialogu. Szkoda tylko, że to wszystko co naprawdę wartościowe w dzisiejszym teatrze odbywa się przy pustej widowni.