Artykuły

Festiwal Transatlantyk. Lekcja została odrobiona

Festiwal Transatlantyk za nami. Wzięło w nim udział 63 tys. osób. To wielki sukces, ale nie można zapomnieć o niedociągnięciach tej edycji - pisze Karol Sakosik w Gazecie Wyborczej-Łódź.

Piątek, godz. 16 przed Teatrem tłum ludzi. Czekają na Edwarda Nortona. Liczą na autograf, może nawet wspólne zdjęcie. Nie mogą iść za nim, bo nie udało im się zdobyć biletu. Te rozeszły się w minutę. Chętnych było kilkanaście tysięcy osób. Wewnątrz teatru pełna sala.

Artysta odpowiada na pytania. Nie ma tematów tabu. Ten obrazek najlepiej pokazuje, czego łodzianie oczekują od festiwalu takiego jak Transatlantyk, imprezy z iście hollywoodzkim rozmachem.

Pytanie nie wraca

Osiem festiwalowych dni to zielone dywany, cztery masterclassy, dziesiątki spotkań, 50 premier, 200 filmów i kilkaset seansów. Gdyby ciągnąć tę wyliczankę dalej, skończylibyśmy pewnie na 3 mln zł miejskiego wsparcia. Czy to dużo? Wystarczy powiedzieć, że to wciąż największa dotacja w historii łódzkiej kultury. Wielki budżet przekłada się na jeszcze większe oczekiwania. I chociaż ciężko porównywać Festiwal Transatlantyk z jakąkolwiek inną łódzką imprezą, w ub. roku śmiało konkurowało z nim Forum Kina Europejskiego Cinergia (300 tys. zł miejskiej dotacji!). Sam pisałem: "Hasło Skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać?" jak nigdy, pasuje dziś do sytuacji na łódzkim rynku festiwalowym. Wspominam Transatlantyk i patrzę na mijającą Cinergię, a w mojej głowie pojawia się jedno pytanie po co przepłacać?".

Po drugiej łódzka edycji Festiwalu Transatlantyk nie mam już takich pytań. Festiwal miał mocniejsze i słabsze punkty. W dniu otwarcia imprezy opublikowaliśmy wywiad z dyrektorką programową, Joanną Łapińską. W ostatnim pytaniu chciałem się dowiedzieć czego najbardziej się boi? Odpowiedziała wymijająco: - Festiwal to twór, który zawsze nas czymś zaskoczy i musimy być na to przygotowani. Mam różne doświadczenia z pracy przez ostatnich kilkanaście lat, niektóre całkiem zabawne. A co do obaw Mam nadzieję, że w tym roku nie będą strajkowały żadne linie lotnicze.

Strajkowały. Problem z przylotem do Łodzi miał Eric Wojcik, dyrektor festiwalu filmów krótkometrażowych w Clermont-Ferrand oraz Lucrecia Martel, argentyńska reżyserka. Na szczęście wszystko udało się poprzekładać tak, żeby nikt tego nie zauważył. I chociaż to linie lotnicze - zapewne w kontekście przylotu gwiazdy imprezy Edwarda Nortona - spędzały sen z powiek nowej dyrektorce, ja dużo bardziej bałem się o to, czy łodzianie kupią odmienioną formułę imprezy. A trzeba pamiętać, że największą zmorą pierwszej łódzkiej edycji Transatlantyku był brak widzów, którzy zignorowali poznańskich przybyszów, mimo braku jakichkolwiek opłat za wejściówki na festiwal. Rozczarowanie potęgowały wspomnienia z najlepszej poznańskiej edycji, którą odwiedziło 70 tys. osób!

Wreszcie pełne sale

W tym roku zaczęło się od zaproponowania dwóch kluczowych zmian. W strukturze programu i biletach. O pierwszej Łapińska mówiła: - Zależało mi na wprowadzeniu porządku. W tamtym roku było mnóstwo sekcji. W wielu przypadkach sama miałam trudność w zrozumieniu, czym się różnią. W tym zaczęłam od uproszczenia nawigacji.

Nową strukturę obudowała filmami, którymi zachwycała się publiczność festiwali w Berlinie, Cannes czy Sundance. Widzieliśmy "Dunkierkę" Christophera Nolana (na którą brakło miejsc, mimo że wchodziła do kin dzień później), "Nerude" Pabla Larraine'a, "Party" Sally Potter, "Nocne życie" Bena Afflecka czy "Whitney: Być sobą?" Nicka Broomfielda. Publiczność oklaskiwała też takie obrazy, jak wpisujący się w motyw imprezy (siła kobiety) "Boski porządek" (Reż. Petra Volpe) czy "Teheran Tabu" (Reż. Ali Soozandeh).

Jeśli chodzi o bilety, zdecydowano się je wprowadzić, wierząc, że jeśli ktoś zapłaci, to będzie miał większą motywację, żeby go wykorzystać. Tylko dlaczego łodzianie mieli wziąć udział w pokazach filmowych za 7 zł, skoro nie chcieli tego zrobić gdy wstęp był bezpłatny? Bo w porę się o nich dowiedzieli.

O Transatlantyku donosiły nie tylko lokalne media, ale również ogólnopolskie, skuszone wizytą Nortona. Przypominały billboardy, a już w trakcie imprezy sami uczestnicy przemieszczający się na trasie pasaż Schillera - multikino Silver Screen. Ta żywa reklama zaopatrzona w festiwalowe identyfikatory, torby i programy pozwoliła stworzyć namiastkę miejskiej imprezy. Świetnie "w realu" i na zdjęciach wrzucanych do serwisów społecznościowych wyglądały pełne sale na pokazach filmów dedykowanych dzieciom, przeglądzie doświadczeń wirtualnej rzeczywistości, kinie kulinarnym i towarzyszących im kolacjom oraz łóżkotece.

W festiwalu wzięło udział 63 tys. osób! To wielki sukces, ale nie można zapomnieć o niedociągnięciach tej edycji.

Festiwal Transatlantyk jest nam potrzebny

Wiele osób narzekało, że kobiecy manifest, który miał premierę podczas otwarcia imprezy, przybrał formę ciężkostrawnej szkolnej akademii. Dużo lepiej pod tym względem wypadła gala zamknięcia, którą muzycznie zbudował zespół Kwadrafonik.

Łodzianie nie wyrazili też większego zainteresowania - skądinąd bardzo ciekawymi - konkursami muzycznymi. Zresztą muzyce, mimo szczycenia się mianem Międzynarodowego Festiwalu Filmu i Muzyki, nie licząc gal otwarcia i zamknięcia oraz koncertu Jeana-Michela Bernarda, nie poświęcono zbyt wiele miejsca. Szkoda, bo czego, jeśli nie zapadających w pamięć, koncertów muzyki filmowej, mamy wymagać od imprezy laureata Oskara za muzykę do filmu "Marzyciel"?

Mimo to możemy przyjąć, że lekcja została odrobiona. Wystarczy sięgnąć pamięcią, by uzmysłowić sobie, jak wielka przepaść dzieli pierwszą i drugą łódzką edycję festiwalu Transatlantyk. Tym bardziej nie da się nie docenić pracy, którą przez ostatni rok wykonali organizatorzy Transatlantyku. Największą rekomendacją jest jednak kredyt zaufania, którego udzielili imprezie łodzianie. Stawiając się na niej tak dużej liczbie pokazali, że festiwal jest nam potrzebny. I oczywiście można narzekać, że błędy organizatorów i zaufanie w ich własną nieomylność kosztowały nas w zeszłym roku 4,5 mln zł, ale na naukę nigdy nie jest za późno. A w tym wypadku świetnie sprawdzi się też powiedzenie "Lepiej późno niż wcale". Zwłaszcza, że podpisując umowę z Transatlantykiem miasto zagwarantowało imprezie finansowanie jeszcze na dwa lata.

Wielcy zwycięzcy

Podczas piątkowej gali zamknięcia festiwalu Transatlantyk wręczono kilka nagród. Glocal Hero Award, dla osobistości, która lokalnie i globalnie kształtują oblicze współczesnego świata trafiła do Edwarda Nortona. Aktor angażuje się w liczne działania na rzecz ekologii. Odbierając ją w swojej przemowie nawiązał do protestów w obronie Sądu Najwyższego - W czasach, w których często słyszy się głosy, że artyści nie powinni wypowiadać się publicznie, głęboko wierzę, że mamy swoją znaczącą rolę w tej globalnej konwersacji. Wiara w muzykę, film, literaturę i teatr to wiara w rzeczy ważne. Jeśli artyści, muzycy, twórcy filmowi nie uchwycą tego ducha czasu, wtedy możemy wszyscy pójść do domów. Dziś na ulicę wychodzą zarówno artyści jak i zwykli ludzie, wszyscy bierzemy udział w tej dyskusji. I nawet jeśli czasem czujemy, że przegrywamy, mam wrażenie, że nie powinniśmy się zatrzymywać - mówił.

To zdjęcie przejdzie do historii. Kiedy gość specjalny festiwalu Edward Norton wchodził na galę, za jego plecami pojawili się uczestnicy protestu przeciwko zamachowi PiS na niezależne sądy

Oprócz Glocal Hero Award w trakcie imprezy przyznano też Transatlantyk Distribution Award, nagrodę główną przyznawaną przez publiczność. Ta trafiła do obrazu "Pięćdziesiąt wiosen Aurory" (reż. Blandine Lenoir). Wiążące się z nią 40 tys. zł otrzyma dystrybutor, który jako pierwszy zdecyduje się wprowadzić ten film do polskich kin. Wybrano też najlepszy film krótkometrażowy. W tej kategorii zwyciężyła Julia Orlik ze swoim obrazem "Bankiet". Własne wyróżnienie - Young Film Critics Award - przyznała podczas gali delegacja łódzkiego Festiwalu Krytyków Sztuki Filmowej "Kamera Akcja". Ich zdaniem najlepszym debiutem reżyserskim było "Cierpkie mleko" Huberta Charuela. Podczas gali ogłoszono też nazwiska laureatów międzynarodowych konkursów kompozytorskich Transatlantyk Film Music Competition zwyciężył Ruslan Perezhilo (Łotwa) oraz Transatlantyk Instant Composition Contest. W tym drugim triumfował Polak, Jakub Czerski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji