Artykuły

Nie bronię dyrektora, bronię nowohucianina

Bartosz Szydłowski, wciąż dyrektor teatru Łaźnia Nowa, to dziś łatwy cel. Raport pokontrolny ujawnia przecież "nieprawidłowości", "niegospodarność", brak rozsądku w wydawaniu publicznych pieniędzy; można w tych pozycjach wybierać i przebierać, a będą i tacy, którzy dorzucą coś od siebie. Ja też dorzucę - pisze Renata Radłowska w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Kiedy kilkanaście lat temu Szydłowski wyprowadzał się z teatrem z Kazimierza do Nowej Huty, szok był wielki, a niedowierzanie jeszcze większe. Oto coś awangardowego opuszcza modną dzielnicę i jedzie do Huty - miejsca, w którym jeżeli już coś się udaje, to ewentualnie utrata pracy, dorobku życia (okradną cię), zdrowia (pobiją pod blokiem).

Chciał stworzyć teatr ludzki

Ta wędrówka teatru zdarzyła się w czasie, kiedy do Huty nikt nie zaglądał, a mieszkańcy byli przekonani, że tak zostanie, i nawet im nie zależało, żeby przyjmować gości. A Szydłowski postawił na Hutę, uwierzył w nią. Docenił. Zobaczył w Hucie miejsce do zbawienia (patos uzasadniony).

Ludzie go zainteresowali. Chciał stworzyć teatr ludzki - ambicje artystyczne ambicjami, ale ważny był sąsiad. Odważył się eksperymentować - najpierw przeprosił sąsiada (sąsiadów) za hałas, bo remontował budynki na osiedlu Szkolnym; potem z nim rozmawiał o życiu, zaprosił do teatru, wreszcie dał mu rolę u siebie. Nie pierwszoplanową, jednak równie ważną. I sąsiad uwierzył, że ktoś go wreszcie traktuje poważnie. On współtworzył Łaźnię Nową, przychodził na castingi, uczył się aktorstwa, a przede wszystkim wspólnoty.

Szydłowski otworzył Hutę dla Krakowa - kilkadziesiąt lat wcześniej Kraków przyjeżdżał do Huty na spektakle Teatru Ludowego, teraz na przedstawienia Łaźni Nowej.

Człowiek, który dał szansę dzielnicy

Oczywiście nie sam Szydłowski zmieniał myślenie o Hucie, ale na pewno był pierwszy. Pokazał, że to możliwe, rozruszał inne nowohuckie instytucje, które rywalizowały ze sobą, wymyślając projekty (wiele z nich było najpierw społecznych, czyli angażowało sąsiada).

Wymyślił festiwal Boska Komedia, o którym dużo by mówić - do Huty przyjeżdżał nie tylko Kraków, ale i Europa. I jeszcze klub Kombinator (nie byłoby tej miejscówki, gdyby nie Jacek Dargiewicz), potem Bulwar(t) i mój ulubiony projekt - "Baśnie z 1001 bloku". Tym ostatnim chyba najmocniej Łaźnia pokazała Hucie, że powinna siebie dobrze traktować; chociaż tak naprawdę pokazali to nowohucianie - od reżyserki spektaklu Magdaleny Miklasz, autora tekstów, po aktorów (w dużej części mieszkańców). To wszystko rzeczy nie do przecenienia.

Nie bronię Szydłowskiego dyrektora, bo ktoś taki musi być odpowiedzialny za finanse swojej instytucji i tu nie ma taryfy ulgowej. Bronię człowieka, który dał szansę dzielnicy (wiele ryzykując), bronię nowohucianina (nie jest nim administracyjnie, a emocjonalnie) - jako nowohucianka i bliska sąsiadka. Miasto może teraz zrobić wiele, ale najgorszą rzeczą byłoby przekazanie Łaźni Nowej w całości komuś innemu. Szydłowski zrozumiał skomplikowanie Nowej Huty, zrobił z tego wielki atut. Ktoś inny może uznać, że to zbędne drobiazgi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji