Za dużo śmiechu
"Rewizor" Mikołaja Gogola w reżyserii Andrzeja Domalika w warszawskim Teatrze Dramatycznym - wielkie kreacje aktorskie i zawiedzione nadzieje
Chociaż intryga w "Rewizorze" oparta jest na nieporozumieniach, a farsowe postaci noszą śmieszne, znaczące nazwiska, to Gogol obnaża w swym dramacie wieczne próżniactwo świata - takie, jakie było, jest i będzie. Istota ludzkich pasji, niezdrowych ambicji i grzeszków wciąż, nawet 150 lat po śmierci Gogola, pozostaje przecież taka sama. Ale wcale nie łatwo jest wydobyć ukrytą pod schematami istotę dzieła - ten pozbawiony moralizatorstwa głos dotkniętego sumienia. Domyślamy się, że w intencji reżysera komedia uderzyć miała w system skorumpowanej władzy, której grzechy znamy z pierwszych stron gazet. Łapownictwo i poniżanie niższych rangą w spektaklu Domalika nie przejmuje. Trudno dopatrzyć się także tutaj ostrej krytyki społecznej. Jeżeli więc te aspekty "Rewizora" były powodem, dla którego sięgnął po niego reżyser, spektakl ten jest porażką. Dlaczego więc wychodząc z teatru, nie czułam się zawiedziona?
Ośmieszony i poniżony
Przede wszystkim stało się tak za sprawą wybitnej kreacji Janusza Gajosa. Jego Horodniczy na przemian śmieszy, żenuje i przeraża. Aktor doskonale odmalowuje małość swojego bohatera. Jest panem i władcą powiatu traktującym poddanych jak nędzne zwierzęta by za chwilę stać się potulnym i skamlającym sługą rewizora. Jego końcowy monolog, kiedy ośmieszony i poniżony, rzuca się niemal na widownię, poraża autentycznością.
Maciej Stuhr w roli Chlestakowa wypada na tle wielkiego aktora zaskakująco dobrze. Ten początkujący na scenie aktor ma tutaj w spektaklu kilka świetnych momentów. Jak choćby ten, kiedy pijany Chlestakow, dokonując fantazyjnych akrobacji na krzesłach, które swoją drogą są ważnymi "grającymi" elementami scenografii, kreuje się na lwa petersburskich salonów. Maciej Stuhr przekonująco pokazuje także ewolucję, jaka dokonuje się w jego bohaterze - od w sumie niewinnego rozrabiaki po zepsutego i zdeprawowanego cwaniaczka. Na naszych oczach ten wrażliwy, budzący sympatię młodzieniec ulega korupcji i, co gorsza, zaczyna mu się to wszystko podobać.
Komizm czy refleksja
Świetne kreacje na scenie Teatru Dramatycznego stworzyli Jarosław Gajewski i Waldemar Barwiński. To właśnie Dobczyński i Bobczyński wpadając sobie nieustannie w słowo, przekrzykując się w nic nieznaczących szczegółach, tworzą rewizora z Chlestakowa, który przegrawszy w karty wszystkie pieniądze, nie może nie uregulowawszy wcześniej rachunku opuścić zajazdu, w którym mieszka od dwóch tygodni. Z tych drugoplanowych postaci dramatu stworzyli aktorzy krwistych, zabawnych i chwilami wzruszających bohaterów.
Andrzej Domalik nie po raz pierwszy wystawia Gogola. Jego "Ożenek" w Teatrze Powszechnym, ze znakomitymi Władysławem Kowalskim i Katarzyną Herman, nie schodził z afisza przez wiele sezonów. Nic dziwnego. Reżyser ten doskonale potrafi wydobyć komizm z dramatów wielkiego Rosjanina. I w tym, paradoksalnie, tkwi porażka jego "Rewizora". Mówiąc wprost - za dużo śmiechu, za mało refleksji.