Artykuły

Tęsknota za happy endem

- Jezu, co pan mówi? Teatr to nie ma być pouczający wykład. W "Made in Poland" happy end daje nam nadzieję na lepiej. Obawiam się, że od nieustannego wyznawania win, grzechów i patologii na scenie i niedawania żadnej nadziei na zmianę publiczność zobojętnieje - mówił Roman Pawłowski, recenzent Gazety Wyborczej do Ireneusza Kozioła, dramaturga, autora "Spuścizny", podczas dyskusji, kończącej Przegląd Współczesnego Dramatu w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze.

Kto chodzi na ostatki Przeglądu Współczesnego Dramatu, ten bierze udział w dyskusjach. W Lubiczówce - sali zielonogórskiego teatru - we wtorkowy [11 kwietnia] wieczór rozgorzała debata o spektaklach. I o życiu.

Choć temat miał brzmieć "Współczesna dramaturgia: blokowisko czy testament ks. Tischnera", to rozmowa dotyczyła dwóch spektakli - "Made in Poland" Przemysława Wojcieszka i "Spuścizny" Piotra Łazarkiewicza, które zostały nagrodzone przez dziennikarzy jako wydarzenia przeglądu.

W panelu wziął udział Roman Pawłowski, recenzent "Gazety Wyborczej". - Znam się na teatrze tak jak ryba na ichtiologii. Znam go tylko od wewnątrz. Nie wygłaszam dogmatów, źle się czuję jako autorytet - mówił skromnie jeden z najbardziej opiniotwórczych recenzentów w kraju, a potem prowokował sądami i poruszył tym salę.

Część obecnych była świeżo po obejrzeniu najnowszej premiery "Spuścizny". - Czy nie zauważyli Państwo, że dyskusja o teatrze sprowadza się do mówienia o wrażeniach? Nie oceniamy gry aktorów, czy zostali dobrze poprowadzeni. Punkt ciężkości przenosi się ze środków na sam przekaz. Często ludzie teatru mają nam to za złe - mówił krytyk. - A chodzi przecież o rzecz najważniejszą - prawdę - mówił Pawłowski.

Publiczność poruszona była szczególnie pokazaniem najmłodszej ofiary molestowania - dziewczynki, której najwyraźniej sprawiało ono przyjemność. "To niemożliwe z biologicznego punktu widzenia", "To dziecko zostało okaleczone na całe życie", "Ono myśli, że to jest okazanie miłości, nie wie, że to złe". "Co społeczeństwo powinno zrobić z problemem molestowania? Jak mówić o nim w teatrze, jak w mediach, jak interweniować?" - padały głosy z sali.

Autor sztuki, Ireneusz Kozioł, długo milczał, a w końcu eksplodował. - Chciałem tym tekstem otworzyć balon patologii, pokazać rodzenie się uzależnienia. Pokazać polską rodzinę, wpuścić was ich do domu. Jesteście niewidzialnymi policjantami, którzy mogą rozsadzić od środka ten układ - mówił wzburzony.

- Pan pokazuje patologię i nie daje projektu pozytywnego. Utrwala pan stereotyp ofiary, bezwolnej, poddającej się dominacji, aż czerpiącej z niej przyjemność. Rację w "Spuściźnie" mają mężczyźni. Kobiety są uwikłane w dziedzictwo patriarchalne. Pan mówi, że ona sama jest winna swojemu losowi. To blokuje prawdę o molestowaniu. Po spektaklu człowiek ma myśli samobójcze. Ale cieszę się, że ten bolesny temat pan poruszył, bo o tym trzeba mówić. Od tego jest teatr. Tylko dlaczego nie dał pan jej szansy na zmianę losu? - pytał Pawłowski.

- Nie mam prawda wygłaszać swoich poglądów, narzucać ich widzowi. Niech on sam dojdzie do swojej prawdy - mówił Kozioł.

- Jezu, co pan mówi? Teatr to nie ma być pouczający wykład. W "Made in Poland" happy end daje nam nadzieję na lepiej. Chłopak, który się zagubił, odnalazł swoją tożsamość, podjął działanie, postanowił coś zmienić. I dobrze. Obawiam się, że od nieustannego wyznawania win, grzechów i patologii na scenie i niedawania żadnej nadziei na zmianę publiczność zobojętnieje. I przestanie chodzić do teatru. Tęsknię za happy endem. I dawaniem nadziei - zakończył Pawłowski.

I dostał za to oklaski.

Na zdjęciu: "Spuścizna" w reż. Piotra Łazarkiewicza, Lubuski Teatr, Zielona Góra 2006.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji