Gogol ukrzesłowiony
Po co zaraz łamać krzesła?! O tym, że dramaturgia, czy w ogóle sztuka od czasu do czasu zapada na brak tematu powszechnie wiadomo, a my - Polacy - nawet ostatnio się do tego przyzwyczailiśmy. Jednak "Gramy w Rewizora" w Teatrze Słowackiego wyreżyserował Rosjanin, Wiaczesław Kokorin, i może dlatego należałoby mu wybaczyć banalnie rozpaczliwy prolog przedstawienia, wywrzaskiwany przez obijającego młotkiem sterty krzeseł zalegające kanał orkiestrowy, ni to jednego z komediantów, ni to samego Gogola: "Dajcie mi temat!"
Temat szczęśliwie został znaleziony, bo niebawem rozpoczęło się właściwe przedstawienie "Rewizora", tyle że przebranego we współczesne kostiumy. Efekt był mniej więcej taki, jakby Rosjanie nie posiadając swojego narodowego Mrożka postanowili przebrać za wyżej wzmiankowanego zdatnego do tego celu, choć zjadliwego jednak poczciwego, Gogola.
Zapewne dlatego na scenie powstała dość koktajlowa mieszanka humoru, w której niestety zabrakło smaku groteski związanej z postacią Chlestakowa. Wojciech Szawul był właściwie nijaki. Nie pasował ani do Gogola, ani do współczesnej tragifarsy, którą usiłował tworzyć reżyser. Kolejnym nieporozumieniem była Ka-sandryczno-manieryczna córka Horodniczego, Maria. Sprowadzona do kilku nachalnie wystudiowanych póz rola Katarzyny Aleksandrowicz nawet nie śmieszyła.
Natomiast absolutnie wszelką przyjemność obcowania z Gogolem, jak i całkiem współczesną gorzką satyrą zapewnił publiczności Krzysztof Jędrysek - Horodniczy - żałosny i komiczny w swojej naiwnej dumie i ambicjach. Był marionetką sterowaną przez wszystkie inne postaci sztuki, a jednocześnie największą ozdobą przedstawienia.
Skoro spektakl musiał jut nosić w tytule jakowąś "grę", właściwsza byłaby chyba "Gra z Horodniczym", bo to on najwięcej tutaj przegrał, a Krzysztof Jędrysek - wygrał.