Artykuły

Adam Orzechowski: Teatr stał się polem bitwy

- Problem polega na tym, że nie potrafimy ze sobą rozmawiać o ważnych dla nas sprawach. W przestrzeni publicznej widać to bardzo wyraźnie - mówi Adam Orzechowski, reżyser i dyrektor gdańskiego Teatru Wybrzeże.

DOROTA KARAŚ: - Radni PiS z pomorskiego sejmiku domagają się ukarania pana za to, że po przedstawieniu w Teatrze Wybrzeże aktorzy odczytali protest przeciwko przygotowanym przez sejm zmianom w sądownictwie. Zaskoczył pana ten wniosek?

ADAM ORZECHOWSKI: - Nie zastanawiałem się nad tym specjalnie.

Mówi pan o tym z uśmiechem.

- Byłem akurat u rodziców, mieli włączony telewizor. Usłyszałem swoje nazwisko i ze zdumieniem wysłuchałem informacji. W ten sposób dowiedziałem się o całej sprawie. Naprawdę nie uważam, że jestem aż tak ważną personą, żeby pochylać się nade mną z troską i składać na mój temat wnioski.

Nie tylko zgodził się pan, żeby aktorzy wygłosili oświadczenie, ale również podpisał się pod nim.

- Tak, bo rozmawiamy ze sobą w teatrze: aktorzy, reżyserzy, zespół techniczny. I mimo że homogenicznie myślącą grupą ludzi nie jesteśmy, to jednak też nie jesteśmy bezwolnym, funkcjonującym w oderwaniu od rzeczywistości zespołem. Interesujemy i orientujemy się w tym, co dzieje się poza teatrem. I całe szczęście. Siłą naszego zespołu jest to, że mamy różne poglądy i możemy ze sobą dyskutować.

Przeciwnicy tego protestu mówią, że teatr nie jest miejscem składania deklaracji politycznych.

- A co jest takim miejscem? Kościół? Ulica? Są takie chwile, w których pewne rzeczy trzeba powiedzieć w miejscu, w którym się żyje i pracuje. Uważam, że teatr to cudowne miejsce, gdzie odbywa się prawdziwy dialog między widownią a twórcami przedstawienia. I w zasadzie całe moje artystyczne credo sprowadza się do tego, by ów dyskurs teatr prowadził za pomocą sztuki. Poza ideologicznymi deklaracjami i uwzględniając szerokie spectrum tematyczne. Ale należy też pamiętać, że teatr to "tu i teraz". Jest miejscem ujawniania nie tylko emocji, ale również myśli i spraw, które nas bolą i obchodzą.

Nie miał pan wątpliwości, żeby podpisać się pod protestem?

- Jestem już dużym chłopcem, mam się za osobę myślącą i odpowiedzialną. Dlaczego miałbym się bać?

Choćby tego, że widzowie przerwą pana przedstawienie i wykrzyczą, tak jak kilka lat temu dyrektorowi Narodowego Starego Teatru, Janowi Klacie: "Hańba! Jest pan nic nie znaczącą personą w tym teatrze!"

- Widziałem spektakl "Do Damaszku". Nie było w nim nic hańbiącego. Nie jest również tajemnicą, że ten incydent nie był spontaniczny, lecz został przygotowany. Moim zdaniem problem polega na tym, że nie potrafimy ze sobą rozmawiać o ważnych dla nas sprawach. W przestrzeni publicznej widać to bardzo wyraźnie. Mamy problem z artykułowaniem swojego zdania, używając właściwych form. Mam też wrażenie, że doszliśmy już do zenitu naszych możliwości porozumiewania się. Język pogardy i poziom manipulacji słowami jest potworny. Nie chciałbym, aby dyskurs publiczny ograniczał się do wytykania palcami i wszelkich form stygmatyzacji.

Może lepiej protestować przez sztukę, nie wprost?

- Oczywiście, że tak. Jest tyle teatralnych możliwości, umieszczamy przedstawienia w przestrzeni i kontekście społecznym, historycznym, politycznym.

Jeśli przygotowujemy "Przedwiośnie", to chcemy się dowiedzieć, czy to, co napisał Żeromski w ubiegłym stuleciu, wciąż z nami koresponduje. Czy idea rewolucji zmieniła dziś swoje znaczenie i formę? Staramy się, by wszystkie nasze przedstawienia z tą rzeczywistością na jakimś poziomie prowadziły dialog.

W ostatnim czasie w polskich teatrach powstało dużo inscenizacji klasycznych dramatów - "Dziadów" Mickiewicza, "Wesela", "Wyzwolenia" i "Klątwy" Wyspiańskiego. To znaczy, że nowe pokolenia chcą ciągle w tych tekstach się odnajdować i coś ważnego za ich pomocą współczesnym powiedzieć. Robią to po swojemu, używając formy, która jest dla nich najwłaściwsza. To nie znaczy, że teatr powinien być wyłącznie doraźny. Choć nurt teatru dokumentalnego, nie doraźnego, też pojawia się w naszym teatrze od kilku lat.

Z fundacją BoTo współorganizujemy festiwal Sopot Non-Fiction.

Trudno nie zauważyć, że teatr w Polsce ostatnio stał się polem bitwy.

- Polaryzacja postaw w polskim teatrze była zauważalna od dawna, ale ostatnie zmiany na stanowiskach dyrektorskich, przedstawienia uznane za kontrowersyjne, protesty widzów potęgują to zjawisko.

Teatr jest światem, więc może dobrze, że w tej sztucznej, modelowej sytuacji, często na scenie, przepracowujemy to, co trudne w rzeczywistości.

Czasem jednak teatr może stać się zapłonem protestów ulicznych, jak "Dziady" Dejmka w 1968 r.

- Każde przedstawienie w pewnym momencie zaczyna żyć własnym, niezależnym od twórców życiem. Kontekst, czas i miejsce nadają nowych znaczeń spektaklom. Zdarza się też, że gdy sytuacja polityczna nabrzmiewa, elementy spektaklu lub zdania, które padają ze sceny, nabierają nagle innego znaczenia. W historii Teatru Wybrzeże mamy takie spektakle. W 1957 roku odwołana została premiera spektaklu "Szewcy" w reżyserii Zygmunta Hübnera, która wpisywała się w dochodzenie do władzy Władysława Gomułki. Władze w Gdańsku zezwoliły na wystawienie przedstawienia, ale z Warszawy przyszła decyzja, żeby je zdjąć. "Sprawa Dantona" w roku 1980 w inscenizacji Andrzeja Wajdy wpisywała się z kolei w kontekst powstającej Solidarności.

Powiedział pan kiedyś, że teatr jest tylko teatrem i nie wpływa na losy świata. Dalej pan tak uważa?

- Szekspir powiedział, że teatr jest całym światem. Tylko teatrem, czyli aż światem. To prawda. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że teatr jest soczewką, w której skupia się cały świat. Chcielibyśmy wpływać na ego losy, ale nie jestem tak naiwny, żeby uwierzyć, że uda nam się go radykalnie przeobrazić. Zmieniamy go - tak, jak zmienić się można po przeczytaniu wiersza, zrobieniu czegoś dobrego czy przeżyciu czegoś istotnego podczas spektaklu. Dla mnie 5

Od trzech lat trwa budowa nowej sceny w zabytkowym budynku Starej Apteki sąsiadującej z teatrem. Kiedy zostanie otwarta?

- Jesteśmy na półmetku prac. Mam nadzieję, że do końca września uda nam się zakończyć pierwszy etap budowy, a w połowie przyszłego roku udostępnimy publiczności nową scenę. To z wielu powodów niełatwa inwestycja. Pracujemy pod ścisłym nadzorem konserwatora zabytków na terenie, na którym krzyżują się wszystkie miejskie i teatralne instalacje. Wszelkie prace poprzedzone muszą być badaniami archeologicznymi. Już w trakcie robót zdarzały się niespodzianki - kilka dni temu odkopaliśmy fundament baszty, takiej jak na ulicy Latarnianej. Musieliśmy wstrzymać prace, być może konieczne będzie wprowadzenie zmian do projektu.

Co, poza powstaniem nowej sceny, zmieni się w teatrze dla widzów?

- W jednym miejscu funkcjonować będą trzy sceny o różnych parametrach - Duża Scena, Malarnia i Stara Apteka. Poprawi się komunikacja w budynkach, skorzystają z tego zarówno osoby przychodzące na spektakle, jak i pracownicy teatru. W Starej Aptece powstanie nowa przestrzeń dla widzów z windą, toaletami, szatniami, dużym foyer. Budynki teatru połączone zostaną przeszklonym łącznikiem. Z tego miejsca będzie widok nie tylko na zabytkowe mury Wielkiej Zbrojowni, ale również na Targ Węglowy. Cala odnowiona uliczka Teatralna ma służyć mieszkańcom i turystom. Ale to co najważniejsze, poprawi się wygoda widzów na każdej ze scen i zwiększy się oferta artystyczna teatru. Przez lata funkcjonowania bez klimatyzacji i wentylacji odrobina komfortu przyda się naszym widzom.

Dużą Scenę też czeka remont?

- Zajmiemy się nią, gdy skończą się prace w Starej Aptece i Malarni, bo zależy nam na ciągłości pracy artystycznej. Dysponując sceną w Sopocie i dwiema w Gdańsku publiczność nie powinna aż tak boleśnie odczuć braku Dużej Sceny, która może być zamknięta nawet przez dwa lata.

W latach sześćdziesiątych, gdy otwierano teatr na Targu Węglowym, był on jednym z najnowocześniej szych obiektów - miał dużą obrotową scenę, zapadnie, wszystkie urządzenia potrzebne w procesie inscenizacyjnym. Dzisiaj są one już bardzo wyeksploatowane i nie działają tak, jak powinny albo w ogóle. Są również problemy z akustyką i widocznością na balkonie. Ludzie nie chcą kupować biletów na te miejsca.

Nowy projekt zakłada amfiteatralną widownię bez balkonu, poprawę warunków pracy i szeroko rozumianego komfortu widzów. Najtrudniejsze będzie znalezienie funduszy na ten cel. Mam nadzieję, że udział w programie operacyjnym "Infrastruktura i środowisko" częściowo ten problem załatwi, ale na pewno nie całościowo. Zależy nam na tej inwestycji, bo w Gdańsku jest fantastyczna publiczność, która na to zasługuje. Na wielu naszych przedstawieniach mamy stuprocentową frekwencję. Czujemy, że mamy dla kogo się starać.

Trudno się łączy funkcje inwestora z rolą reżysera i menadżera teatru?

- Radzę sobie dzięki znakomitym współpracownikom. Moi zastępcy, kierownicy działów i cały zespół to zawodowcy, ludzie bardzo teatrowi oddani. Każdy z nas, angażując się w sprawy teatru, czyni to kosztem życia rodzinnego. Przyznaję, że żyję tą inwestycją, znam jej szczegóły, ale też czuję ciężar odpowiedzialności, która na mnie spoczywa. Mamy przecież do wydania 20 mln zł z funduszy unijnych, prowadzimy prace w centrum miasta. Ale najbardziej boli, że nie wszystko od nas zależy i nie na wszystko możemy mieć wpływ.

W Teatrze Wybrzeże debiutował w 1953 r. Zbigniew Cybulski, gwiazda polskiego i światowego kina. Mieszkał w Gdańsku przez kilka lat, tu stworzył słynny teatrzyk Bim-Bom. Bardzo mało jest jednak miejsc, które go przypominają. Jest szansa na to, że nowa scena będzie nosiła jego imię?

- Cybulski niewątpliwie był związany z Teatrem Wybrzeże, ale to, co tutaj zastał, rozczarowało go. Nie czuł się komfortowo w starych formach teatru, tradycyjne aktorstwo go drażniło. Styl gry, który zaproponował, nie był z kolei akceptowany przez zastane środowisko aktorskie. Stąd wziął się pomysł na Bim-Bom - teatr, który pozwolił mu odbudować wiarę w aktorstwo, a nawet rozwijać ambicje reżyserskie. Dlatego bardziej utożsamiał się z Bim-Bomem właśnie niż Teatrem Wybrzeże, choć niewątpliwie był jego wielką gwiazdą.

Na razie nie myśleliśmy o patronie nowej sceny. W tej chwili funkcjonuje ona jako Stara Apteka i chyba z powodu nadmiaru potencjalnych kandydatów wolałbym, żeby tak pozostało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji