Artykuły

Wrocławski desant teatralny

- Mam totalną niezgodę na Wrocław, na to miasto, które nie ma żadnej refleksji. To kolejny raz w historii, kiedy miasto bardzo lekką ręką wygania artystów - mówił Michał Opaliński z Teatru Polskiego w Podziemiu, którego aktorzy byli gośćmi Wyborczej na żywo.

- Władze, zarówno wojewódzkie, jak i miejskie, całkowicie nie mają pojęcia, jaki potencjał wytwarza się w tym mieście. Myśmy go wygenerowali i w nic to się nie przekuło - krytykował dalej Opaliński. - Jestem wrocławianinem, we Wrocławiu jest cudownie, fajnie się tu żyje, kiedy jest cel, kiedy było po co. Takim miejscem był Teatr Polski, ale już go nie ma i nie będzie, tak czuję. Jestem na to miasto obrażony, na ludzi, którzy nami dysponują, którzy byli łaskawi dotować sztukę, a teraz dotują chałtury i nie widzą w tym problemu.

Na spotkanie z publicznością w Surowcu przy ul. Ruskiej przyszło kilkunastu aktorów Teatru Polskiego w Podziemiu. Grupa zawiązała się kilka miesięcy temu w proteście przeciwko zmianom w Teatrze Polskim we Wrocławiu, gdzie dyrektorem został Cezary Morawski. Wielu aktorów straciło wtedy pracę. - Nie czujemy się przegrani. Miałam duże wątpliwości, żeby tu przyjść i z państwem się spotkać. Dlatego że bardzo bym nie chciała, aby z naszego protestu, utraty pracy, zrobiła się martyrologia - podkreślała aktorka Anna Ilczuk. - W tej sytuacji nie ma nic niezwykłego, ludzie często tracą pracę. Słowa jednej z naszych piosenek brzmią: "Weźcie sobie ten budynek i nażryjcie się", a propos murów teatru na Zapolskiej. My możemy tworzyć bez tych ścian, ponieważ mamy państwa, naszą publiczność.

Aktorzy mówili, jak obecnie wygląda ich życie zawodowe. - Moja sytuacja zmieniła się całkowicie, bo po odejściu z Teatru Polskiego zdecydowałam się pracować w Krakowie, o którym marzyłam od lat. Stary Teatr jest teraz w analogicznej sytuacji. Ale moje serce pękło we Wrocławiu - przyznała Małgorzata Gorol. - Wydaje mi się, że dla artysty być może to nie są czasy na to, żeby pracować w instytucji, a na pewno nie narodowej. Myślę, że jestem przez cały czas w jakiegoś rodzaju żałobie. To jeszcze trzeba przepracować.

Aktorzy najwięcej pretensji mieli do urzędników odpowiedzialnych za kulturę. - Jestem w trochę innej sytuacji niż reszta tego zespołu - mówił Andrzej Wilk. - To nie pierwszy raz we Wrocławiu władze rozpieprzyły sztukę. Teatr w Polsce rozpieprzono w 81. My tu, we Wrocławiu, stworzyliśmy wtedy teatr wędrujący. Moja refleksja jest taka: żeby nie wiem co, nie wiem jaka opresja, nie da się zabić twórczości, twórców ani sztuki, bo to część cywilizowanego człowieka która jest integralnie z nim związana.

Na spotkanie przyszedł również Rafał Kronenberg, który nadal pracuje w Teatrze Polskim: - Nie tylko te władze, ale też inne niszczyły teatry. Miałem już podobne sytuacje. Zawsze odchodziłem do lepszego miejsca. Tym razem tego nie zrobiłem, postanowiłem powalczyć, zostać. Szkoda było mi tych wartościowych ludzi i miasta. Teraz jestem w dużym dylemacie, ale zawalczmy o status tego miejsca, zrobiliśmy już kilka kroków. To, co próbujemy teraz zrobić, to spotkanie, które ma połączyć małe jednostki, jakimi jesteśmy. To musi iść szerzej, tylko wtedy jesteśmy w stanie zaznaczyć swój głos. Kultura nie może być zawłaszczona przez jedną opcję polityczną.

Aktorzy zapewniali, że nie złożą broni. - W trakcie lipcowych "spacerów" poddana została sekwencja: "Wrocław poddaje się zawsze ostatni". Chciałbym, aby Wrocław poddał się ostatni. Chciałbym, aby w ogóle się nie poddał - mówił Michał Opaliński. - W Warszawie jesteśmy wrocławskim desantem. Mowią jeszcze, że będzie bydgoski i krakowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji