Artykuły

Teatr zamknięty: Mit Konrada i mity Axera

Nie podałem w poprzednim felietonie adresu bibliograficznego książki, o której pisałem. Niestety. Autor (jeszcze)Nieznany, Wydawca (na pewno) Niechętny, rok niewątpliwie odległy. Jedynie tytuł moglibyśmy wymyśleć: "Aktor i dramat. Szkice o aktorstwie współczesnym". Ale tytuł oddaje treść tej koniecznej książki, nie jest natomiast pewne, czy zachęci czytelnika. Jakiego czytelnika? Na jakiego czytelnika mogą liczyć książki o współczesnym teatrze, o współczesnym aktorze? Kilku znajomych autora, kilkudziesięciu kolegów i znajomych bohaterów. Jedni kupią z sympatii, inni z zawiści. Bardzo wątpliwe, czy wystarczy determinacji i funduszy bibliotekom, więc egzemplarze znajdą się tylko w tych, które otrzymują gratisy, utkną na lata w bibliotekach Jagiellońskiej czy Narodowej. Ale właśnie tam znajdzie je być może, w przyszłości ktoś, kto interesuje się teatrem, dla kogo te szkice o aktorach stałyby się odkryciem nieznanej ziemi. Znów zacznie się mówić i pięknie pisać o czymś, czego na oczy się nie widziało, czego najstarsi nie będą już pamiętać...

Mogliby książkę kupić studenci wydziałów reżyserskich czy wiedzy o teatrze, jakich sporo istnieje przy uniwersytetach, szkołach aktorskich. Ale przecież dla nich to także historia, niemal równie odległa jak międzywojenne dwudziestolecie czy teatr początków wieku. Na aktorów, którzy swe legendarne role tworzyli w końcu lat pięćdziesiątych czy w siódmej dekadzie patrzą zapewne tak jak ja przed wojną na powstańców styczniowych, biorących udział w defiladach 3 maja czy 11 listopada. Gdy zginął Konrad Swinarski, w sierpniu minie trzynasta rocznica, zapowiedziano natychmiast w prasie kilka książek o nim. Nikt nie napisał. Wreszcie w ostatnich miesiącach "Dialog" wydrukował fragmenty książki o tym artyście, który tworzył nie dalej jak wczoraj. A jednak jest to studium wyłącznie historyczne, autorka większości przedstawień Swinarskiego nie oglądała, będąc na studiach mogła zobaczyć trzy ostatnie, "Dziady" "Wyzwolenie" "Pluskwę", przejąć się wiadomościami przenikającymi z prób "Hamleta". Kogo o to winić? Na pewno nie ją, lecz poprzedników, którzy w momencie, gdy Swinarski tworzył, zajmowali się perypetiami prapremiery "Wesela"... I tak w miejsce faktów i żywej legendy rodzi sie mitologia. Opiera się nie na tym, co kiedyś było prawdą, lecz na tym, co dziś akurat wydaje się słusznym. Spośród głosów docierających z przeszłości, tak niedawnej przecież, dobiera się te, które właśnie się podobają, które mogą się przysłużyć do potwierdzenia mitologicznego obrazu ukształtowanego wyłącznie z własnych przeświadczeń i wykreowanego przez własne, jakże odległe nieraz od rzeczywistości, intencje. W przypadku Swinarskiego dotyczy to zarówno życiorysu jak twórczości. Czy można sobie wyobrazić dziś bohatera współczesnego teatru który w czasie wojny, chociaż dziecko jeszcze, nie stanowiłby wraz z rodziną modelowego przykładu postawy patriotycznej, oporu wobec okupantów? Nie, takiego bohatera nie sposób sobie inaczej wyobrazić i przedstawić, chociaż w rzeczywistości byłoby zupełnie przeciwnie.

Ale dość o micie Konrada, jest wiele innych pustych miejsc na mapie niedawnego polskiego teatru, które z każdym rokiem stają się bardziej puste i coraz łatwiej będą ulegać dowolnym przeformowaniom. Nieprzypadkowo w poprzednim felietonie, wspominając kreacje aktorskie Tadeusza Łomnickiego, wymieniłem reżyserię Erwina Axera. Nie ulega wątpliwości, że osobowość znakomitego aktora dojrzewała w tym właśnie związku artystycznym, jak zresztą wielu innych ze szkoły, by tak powiedzieć, Axera, a w rzeczywistości z jego teatru, Teatru Współczesnego w Warszawie, którym kierował ponad trzydzieści lat. Niech to nie zabrzmi jak makabryczny żart, ale miał szczęście Hebanowski, że umarł, ukazała się przynajmniej książka wspomnień o nim i próba monografii artystycznej podjęta przez Andrzeja Żurowskiego. Axer wspomnienia spisuje sam w felietonach w "Dialogu", ale o jakiejś pracy nad utrwaleniem jego dorobku artystycznego - głucho. A domagałyby się zbadania związki z nim, z jego szkołą i jego teatrem, choćby Konrada Swinarskiego. Wiele się mówi i pisze o rocznym stażu reżysera u Brechta, o wpływie niemieckiego artysty na wyobraźnię i styl sceniczny Swinarskiego, zapomina się - czy warto pamiętać o czymś co rodzime i własne - o jego wcześniejszych i późniejszych związkach z Axerem, które niewątpliwie w sposób zasadniczy wpłynęły na metodę pracy z aktorem, na subtelność w cieniowaniu znaczeń, na bezkompromisowe dążenie do nieustannego stwarzania kreacji aktorskich, do czego Swinarski zmierzał niezmiennie, zarówno w podatnych temu sztukach kameralnych jak i w wielkich, komponowanych z rozmachem widowiskach. Ani wzór Brechta, ani Leona Schillera w tym kierunku nie prowadził. Prowadził tylko wzór Axera, który Swinarskiemu był zarówno nauczycielem sztuki reżyserskiej jak i pierwszym dyrektorem.

Nie jest to jednak fakt wygodny dla nowego pokolenia monografistów, szukają dramatycznych przejawów kontestacji, ostro manifestowanej niezgody, nauki pobieranej w szkołach buntu, a nie zręcznego manewrowania i przystosowywania się o tyle, o ile pozwalało to własnym i pełnym głosem mówić, co się miało do powiedzenia. Tę drugą drogę wybrał Axer, może zresztą była jego naturalnym trybem wyrazu artystycznego. Ale z tego właśnie czyniono mu niejednokrotnie zarzut, że być może nie ma on do powiedzenia niczego; co było oczywistą nieprawdą. Alę ze zdumiewającą łatwością potrafiło się utrwalić. Ci, którzy nie zdążyli nigdy obejrzeć przedstawień Erwina Axera, otrzymali w spadku możliwość wyboru takiej opinii, jaka ich w pełni satysfakcjonuje. Po cóż dociekać prawdy, po co wprowadzać rozróżnienia, posługiwać się kreską delikatną, gdy gruba, ostro pociągnięta linia wydaje się dostateczną granicą pomiędzy tym, co warte pamięci, a tym, co na nią nie zasługuje... Tak rodzą się mitologie, trwalsze, niestety, i bardziej podobające się niż prawda.

Axer zresztą, gdy we wspomnieniach opuszczą zupełnie prywatne przeżycia, a zbliża się teatru, sam niekiedy podobnym mitologiom ulega lub nawet je tworzy. Tak stało się w najnowszym (styczeń 1988) numerze "Dialogu", gdzie opisuje swą znajomość, później przyjaźń z Adamem Tarnem. Przyjaźń nie powinna zaślepiać, słusznie sądzi Axer, stara się więc przedstawić sylwetkę dramatopisarza i założyciela "Dialogu" bez retuszów. Nie zawsze się to udaje; szczególnie się nie udaje, gdy autor ulega stereotypowi "hańby domowej". Robi wtedy z Tarna naiwnego przygłupka, który wróciwszy na progu lat pięćdziesiątych ze służby dyplomatycznej "miał trochę przedwojennych, lewicowych koneksji, mało zasadniczych wątpliwości, żadnego wyobrażenia o tym, co się naprawdę w kraju dzieje". Zasilił więc szybko z woli Axera, środowisko intelektualistów świętych a naiwnych. Bo ci, którzy mają z tamtych lat ocaleć jako dzisiejsze "autorytety moralne", tacy właśnie wówczas musieli być. Stereotyp aż zgrzyta...

Podobny - z publicznością teatralną tamtych lat. Zapełniała teatry do ostatniego miejsca? Tak, ale "sztuki współczesne ilustrowały zwykle tezy obce lub wrogie społeczeństwu i dlatego przez widownię, jeśli nie była specjalnie organizowana, przyjmowane były z niechęcią. Nieliczne sukcesy nie mogły zmienić sytuacji w sposób zasadniczy". I jeszcze: "Twórczości powojennej nazwać autentyczną nie sposób".

Trudno przypominać Axerowi Zawieyskiego, Brandstaettera, Morstina, a także Maliszewskiego czy choćby Jurandota, którzy podobali się widowni autentycznie i tak znów kierowani

przez rozmaite ministerstwa nie byli. To, o czym Axer myśli, to były właśnie "nieliczne" przypadki. Dlaczego przyjął tak łatwo perspektywę swoich ewentualnych wnuków, którzy nie znając wiele więcej niż dramatopisanie Brylla, przerzucają to doświadczenie daleko w przeszłość? Oczywiście, był wtedy głośny konkurs ministerstwa na sztukę współczesną, powstało wiele rzeczy marnych, ale kiedy takie me powstają? I czy taki konkurs był rzeczywiście błędem i wypaczeniem w warunkach powojennej pustyni repertuarowej?

To zresztą drobiazgi świadczące, że Axer chce się gwałtownie odmładzać umysłowo, choćby za cenę zapomnienia o tym, jak to było naprawdę. Gorzej, gdy dochodzi do oceny "Dialogu", bo wtedy zupełnie nie wiadomo, jaki wiatr go porwał. Istna róża wiatrów!

Chodzi o to że "Dialog" drukował dużo dramaturgii zachodniej, dużo utworów polskich współczesnych pisarzy, że drukował tylko teksty, które nie miały jeszcze w Polsce premiery teatralnej, że stał się dzięki temu pismem o wysokim autorytecie artystycznym. "Żaden dyrektor, żaden kierownik artystyczny nie mógł pomijać Dialogu" - pisze trafnie Axer, bo w miesięczniku ukazywały się teksty, które warto było grać. Ale następne zdanie wywołuje zdumienie i domaga się ostrego protestu:

"Bez obawy popadnięcia w przesadę można mówić o de facto dyktaturze repertuarowej Dialogu na scenach polskich w drugiej połowie lat pięćdziesiątych, w pierwszej sześćdziesiątych".

Co to znaczy dyktatura? Chyba nic dobrego. To znaczy, że pism0 i jego redaktor, w sobie wiadomych celach, coś wymuszali, coś narzucali. Może nawet dla własnego zysku Axer podjął oskarżenie sformułowane w 1988 przez Zygmunta Kałużyńskiego w "Polityce" z okazji procesu przeciwko Augustowi Grodzickiemu. Zarzucił wtedy Kałużyński krytyce teatralnej, że jest skorumpowana, a koronnym przykładem miał być Tarn i "Dialog", Tarn już wtedy pozbawiony redakcji i wyszczuwany z kraju; że mianowicie teksty ze swojego pisma, czasem i w swoim tłumaczeniu, narzuca teatrom, że jest właśnie dyktatorem, jak teraz powtarza Axer.

Czy tak było naprawdę? Zaowocowała tak ambicja Tarna, by drukować wyłącznie teksty jeszcze nie grane na polskich scenach. Ale zarzut jest przecież absurdalny. Czy teatry miały nie grać Becketta, Ionesco, Dürrenmatta tylko dlatego, że drukował je "Dialog"? Albo "Dialog" miał ich nie drukować, by mogły grać teatry? Czy teatry miały zamawiać nowe przekłady, mimo że w "Dialogu" ukazywały się zazwyczaj świetne, a co najmniej poprawne? Coś się tutaj pokręciło. Axer powtarza zarzut sprzed dwudziestu lat, by przyczernić zdemonizować, zgodnie z panująca dziś modą. Czyżby się wstydził, że dał kiedyś w swoim teatrze polską prapremierę "Czekając na Godota"? I wiele innych? Z tych sztuk, które wcześniej ukazały się w "Dialogu"? Może by w takim razie sam napisał książkę o sobie, o swoim dyrektorowaniu, a nie starał się w felietonach umykać do wspomnień z życia prywatnego? Tym bardziej, że mimo jego nieobecności na scenach polskich od kilku lat, blisko już dziesięciu, nikt takiej książki nie pisze. A byłaby konieczna. Teatr Axera bowiem był w latach powojennych jednym z najbardziej symptomatycznych zjawisk artystycznych. Wymijając ideologiczne zakazy starał się łączyć doświadczenie tradycji z tym co nowe, z tym co artystycznie twórcze. Mała salka, dawniej parafialna, przy ulicy Mokotowskiej zawsze była pełna. Dlaczego? Przecież nie dlatego że dyrektor cierpiał od dyktatury "Dialogu", i nie dlatego, że mówił rzeczy "wrogie społeczeństwu", i nie dlatego, że - w przeciwieństwie do Tarna - szczególnie dobrze wiedział i dawał wyraz temu, "co się naprawdę w kraju dzieje". Dlaczego więc7 Uczciwie napisana książką o Teatrze Współczesnym, nie fałszująca prawdy dzisiejsza perspektywą i dzisiejszymi emocjami, mogłaby to zapewne wyjaśnić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji