Artykuły

Mikołaj Trzaska: Złamać kod, odnaleźć siebie

Klarnetowe spotkanie na szczycie. W niedzielę (3 września) na festiwalu Warszawa Singera wystąpi Ircha Mikołaja Trzaski. - Przeżyłem wiele festiwali żydowskich. Najbliższa Warszawa Singera będzie dla mnie jednym z najtrudniejszych. Ten festiwal odbywa się w chwili, kiedy wokół nas robi się coraz bardziej brunatno - mówi muzyk i kompozytor.

Współtworzył takie zespoły jak Miłość, Łoskot, Shofar, jest też autorem muzyki filmowej, współpracował m.in. z Wojciechem Smarzowskim przy filmach "Róża", "Dom zły" czy "Wołyń".

Tym razem Mikołaj Trzaska zagra koncert z Irchą - kwartetem, w którego składzie są Wacław Zimpel, Paweł Szamburski i Michał Górczyński. Podczas wieczoru Clarinet Summit wystąpią też niemieccy klarneciści Rolf Kuhn i Christian Dawid, a towarzyszyć im będą kontrabasista Marcin Oleś i perkusista Bartłomiej Oleś, jedni z najważniejszych i utalentowanych muzyków na współczesnej polskiej scenie muzycznej.

Łukasz Kamiński: Powiedział pan kiedyś, że najważniejsze w sztuce to niezatracenie własnej indywidualności. Jak to się ma do zatracania się w muzyce, bezwarunkowego poddawania się chwili? Pytam o to, bo widziałem Pana niedawno z grupą Łoskot OFF-ie, gdzie zarówno wy na scenie, jak i my pod nią na chwilę, dzięki muzyce właśnie, znaleźliśmy się daleko poza rzeczywistością.

Mikołaj Trzaska: Zespół muzyczny można porównać do taksówki. Wiele zależy od kierowcy, od tego dokąd chce zabrać klienta. Może mu pokazać Kaszuby, Mazury albo zabrać na mroczne przedmieścia. Artysta może być zwykłym przewoźnikiem i podążać trasą turystyczną, ale może też pokazać własne miasto z własnej perspektywy. I na tym polega właśnie to niezatracenie się w sztuce - trzeba patrzeć na świat po swojemu, wtedy jest szansa pokazania innym czegoś, co nie jest kliszą.

Anat Cohen powiedziała kiedyś, że to nie ona odnalazła klarnet, ale klarnet odnalazł ją. A jak pan dochodził do klarnetu?

- Zaczynałem od fletu prostego, potem przerzuciłem się na wygodniejszy i prostszy saksofon. Saksofon został ze mną na dłuższą chwilę, dziś sam nie wiem, czy wciąż go kocham, czy już przestał mnie intrygować. Klarnetem zainteresowałem się dzięki Wacławowi Zimpelowi i Pawłowi Szamburskiemu. To dość trudny instrument, przy nim muszę myśleć trochę wolniej, dłużej, a dzięki temu jestem bardziej konsekwentny.

Na Warszawie Singera wystąpi pan z kwartetem Ircha. W jednym z wywiadów powiedział pan, że ten zespół jest swego rodzaju podjęciem nici zerwanej przez wojnę. Na ile to podjęcie nici jest gestem historycznym, a na ile emocjonalnym?

- To jest mój kod genetyczny i wyzwanie. Artyści często mają poczucie misji, co może być niebezpieczne.

Dlaczego?

- Bo może się to skończyć szaleństwem.

W moim przypadku tradycja żydowska jest inspiracją prawdziwą. Nie jestem religijną osobą, więc sztuka jest dla mnie jedynym sposobem podjęcia tej tradycji.

W dzisiejszej kulturze żydowskiej istnieją równolegle dwa światy. Pierwszy oparty jest na tęsknocie za tym, co już było, czego już nie ma. I to z niej czerpią te wszystkie popularne, ludyczne festiwale, w tym ten w Krakowie czy Warszawa Singera.

A co jest tym drugim światem?

- To bardzo indywidualna rzecz, mogę więc mówić tylko za siebie. Staram się znaleźć ten punkt przecięcia nici, ale nie zszywam jej. Ten moment przerwania jest dla mnie punktem wyjścia, zaczynam od nowa, buduję nowe drzewo. To, co robię z Shofarem czy Irchą, to muzyka nigunowa, medytacyjna, religijna. Poszukuję rzeczy obrzędowych, głębokich. Piszę własną historię. Czuję się awangardowym muzykiem, mam prawo złamać jakiś kod, zaryzykować, żeby stworzyć coś bardzo intymnego.

A jak tradycja żydowska odnajduje się w dzisiejszej rzeczywistości: czy może być schronieniem, czy może orężem?

- Przeżyłem wiele festiwali żydowskich. Najbliższa Warszawa Singera będzie dla mnie jednym z najtrudniejszych. Ten festiwal odbywa się w chwili, kiedy wokół nas robi się coraz bardziej brunatno. Zastanawiamy się nad przeszłością, która wciąż nie jest klarowna. Wciąż nie pogodziliśmy się z Zagładą, która dla wielu jest tak bardzo abstrakcyjna, że trudno w nią uwierzyć. Dlatego zwracam uwagę na teraźniejszość. Staram się aktualizować byt żydowski. Mam też taki wewnętrzny lęk przed tym, żeby nie być kwiatkiem do kożucha.

W jakim sensie?

- Wiele osób odczytuje festiwale kultury żydowskiej jako dowód na to, że nie ma w Polsce antysemityzmu. A to nieprawda. I będę się starał o tym jakoś opowiedzieć w muzyce Irchy. Boję się, że ludzie idąc na taki festiwal będą chcieli się tylko dobrze bawić, że będzie im wszystko jedno, ganc pomada. A tymczasem to zagrożenie dotyczy przecież każdego z nas.

Koncert Irchy - niedziela 3 września, godz. 17. Teatr Kwadrat, ul. Marszałkowska 138.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji