Artykuły

Śmiech potęgą jest i basta

"PAN Gogol, młody literat, ceniony w nowej literaturze rosyjskiej z kilku artykułów humorystycznych i powieści malujących wierny obraz życia ludu małorosyjskich prowincji Czernichowskiej i Połtawskiej, napi­sał komedię oryginalną w 5 aktach pod nazwą "Rewident", a która na teatrze w Petersburgu niezmienne robi szczęście. Trzy razy w tygodniu dawaną bywa i zawsze przy natłoku widzów." Tyle "Kuryjer Warszawski" z 19 stycznia 1837.

Ta nieco spóźniona wiadomość do­tyczyła sztuki lepiej nam znanej pod tytułem "Rewizor", a wystawionej po raz pierwszy na scenie Teatru Aleksandryjskiego dnia 19 kwietnia 1836 roku. Prapremiera odbyła się wobec samego Imperatora Mikołaja I i licznego grona dostojników. "Mnie, świadkowi tego pierwszego przedstawienia - wspominał Paweł Annienkow, wybitny krytyk i historyk lite­ratury - niech wolno będzie powie­dzieć, jak wyglądała widownia teatru w ciągu czterech godzin najwspa­nialszego spektaklu, jaki kiedykol­wiek oglądała. Już po pierwszym akcie na wszystkich twarzach (pub­liczność była w pełnym znaczeniu słowa doborowa) wypisane było zdu­mienie, jak gdyby nikt nie wiedział, co sadzić o przedstawionym utworze... Po zakończeniu aktu poprzednie zdu­mienie przerodziło się już w po­wszechne niemal oburzenie, które osiągnęło szczyt po akcie piątym. Jedni wywoływali potem autora, za to, że napisał komedię, inni za to, że w niektórych scenach widać talent, zwykła publiczność za to, że się śmia­ła, ale rozlegający się ze wszystkich stron ogólny głos doborowej publicz­ności brzmiał: "to jest niemożliwe, to oszczerstwo i farsa". Zaś car skonkludował: "Ależ sztuka, wszystkim się w niej dostało, a najbardziej mnie." T chyba miał rację, mimo że Mikołaj Wasyliewicz Gogol jeszcze po latach pisał: "Śmiech mój był po­czątkowo całkiem dobroduszny, nie miałem bowiem najmniejszego za­miaru ośmieszać celowo. Nie leżało to tak dalece w moich intencjach, iż by­łem szczerze zdumiony, dowiedziaw­szy się, że całe stany i klasy społecz­ne poobrażały się na mnie śmiertel­nie... Wniosek z tego jasny: potęgi, jaką jest śmiech, nie należy marnować. trzeba ją tylko właściwie zużytkować. Postanowiłem więc zgromadzić całe zło jakie mi było znane i od razu wyśmiać je za jednym za­machem. Oto jak powstał "Rewi­zor".

"Rewizor" w Teatrze Narodowym A.D. 1973 powstał z upartej pasji Ha­nuszkiewicza odszukiwania nowych wartości w starych dziełach, łamania narzuconych stereotypów interpreta­cyjnych i przywracania kolorów mło­dości dostojnej klasyce. Sięgając w głąb sztuki, odwołując się do opinii Gogola o prapremierowym spektaklu, jego uwag o poszczególnych postaciach - inscenizator postanowił po­kazać nam "Rewizora" niewielkich grzeszków i wydętej bani naiwnego łgarstwa. Łżą tu wszyscy, każdy na inne kopyto i z odmiennym temperamentem: Horodniczy przed Chlestakowem, kupcy przed Horodniczym, Bobczyński i Dobczvński przed miej­scową śmietanką. Anna Andrejewna przed własną córką, łże Osin, łże sę­dzia i kurator, łże naczelnik poczty, a najwięcej, najbarwniej, poetycko nieomal łże Iwan Aleksandrowicz Chlestakow. Nie są to zbyt groźne łgarstwa, ot w większości fantazja ponosi i ludzie zaczynają bujać... A jak to robią - można się przeko­nać patrząc na Pszoniaka-Chlestakowa, który buja innych, samemu bujając się na huśtawce aż pod sufit tea­tru.

Hanuszkiewicz scedzając osady żół­ci i goryczy z "Rewizora" wyzwala śmiech (przechodzący miejscami w wyśmiewanie) i tworzy spektakl optymistyczny, mądry, wyjątkowo piękny. Daje szansę zabawy nie od­bierając szansy myślenia. O sobie i innych. Dokonuje tego w błyskawicz­nym tempie, wśród feerii znakomi­tych pomysłów, w niezwykle pięk­nych dekoracjach (kolejny triumf Ma­riana Kołodzieja), ze świetnym ze­społem, któremu przewodzą: Mariusz Dmochowski jako Horodniczy i Woj­ciech Pszoniak w roli łże-rewizora Chlestakowa.

Dmochowski, którego tak dawno nie oglądaliśmy na scenie, gra kon­certowo. Niezrównany jest w dwu scenach: pierwszej, gdy siedzi groźny i władczy za swoim horodniczowskim biurkiem, mając całe miasteczko w garści i w ostatniej, kiedy stojąc w obliczu autentycznej inspekcji, po ośmieszeniu i pogrzebaniu marzeń - rzuca widowni z tłumioną pasją "z kogo się śmiejecie?".

Pszoniak szaleje na scenie, dwoi się, troi, unosi w powietrzu, dowo­dząc, że polscy aktorzy potrafią wy­czyniać nie gorsze fikołki niż ich an­gielscy koledzy od Brooka. Jego niefra­sobliwość i wdzięk, lekkość i polor światowca - każą darować mu popełnione, więcej z pustoty, niż złej woli, grzeszki: strojenie się w cudze piórka, naciąganie na pożyczki i kra­dzieże pocałunków a conto narzeczeńskich obietnic.

Świetni są wszyscy, a zwłaszcza: Aleksander Dzwonkowski (Chłopow), Gustaw Lutkiewicz (Szpiekin), Woj­ciech Siemion (Osip), Jerzy Turek (Bobczyński) i Eugeniusz Robaczewski (Dobczyński). Świetny, jest cały spektakl, nowy, wielki sukces Ada­ma Hanuszkiewicza w jego roman­sach z klasyką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji