Artykuły

Ich czworo i jeden reżyser

"Ich czworo" ma sześćdziesiąt lat. Tę "tragedię ludzi głupich" Zapolska napisała z właściwym sobie wyczuciem teatru i pasją demaskowania kołtuństwa. Jak zawsze tak i tutaj krąg jej widzenia był ograniczony, zamknięty w ramach rodziny a przy tym bardzo ściśle związany z obyczajowością konkretnego galicyjskiego świata mieszczańskiego. Nie można mieć o tę ograniczoność widzenia do Zapolskiej pretensji tym bardzej, że w tym gatunku osiągnęła parę razy niemal doskonałość i kilka jej sztuk żyje ciągle na scenie. Widocznie i ich problematyka nie zestarzała się jeszcze j znajduje jakieś punkty styczne we współczesności.

Adam Hanuszkiewicz przeniósł "Ich czworo" w lata późniejsze, w czasy międzywojenne. Dorożkę zastąpił taksówką, rower motocyklem, kazał grać charlestona... Ale charleston jest modny i dzisiaj, krótkie suknie powyżej kolan także, tylko płacenie zięciowi procentów od posagu brzmi jak ze staroświeckiej bajki. Tym wszystkim a także sposobem bycia postaci na scenie Hanuszkiewicz chciał zapewne zasugerować, że cała ta historia mogłaby się zdarzyć i dzisiaj u nas. Zresztą epoka i kraj, wszelka rodzajowość czy koloryt lokalny są Hanuszkiewiczowi obojętne. Nie obchodzą go. W tym kierunku też idą potężne skróty w tekście, czy np. całkowite wytrzebienie z charakterystyczności języka, jakim mówi Szwaczka, awansowana tu znacznie w hierarchii społecznej. Obchodzi go natomiast siła, jaka działa między tym czworgiem ludzi. Siłą tą nie jest kołtuństwo ani głupota, ale erotyzm wybijający się na plan pierwszy i odgrywający decydującą rolę. Sceny erotyczne - te które są w sztuce - Hanuszkiewicz szczególnie podkreślił, rozwinął i zaostrzył, tam zaś, gdzie ich nie było, dodał i to sporo. Sztuka Zapolskiej nie stała się przez to głębsza - wprost przeciwnie. Upodobniła się raczej do swobodnej francuskiej komedii bulwarowej. Ale przyznać trzeba, że to nasycenie współczesną erotyką rzuciło na "Ich czworo" pewne nowa światło. Tym bardziej że przedstawienie jest bardzo dobrze grane. Małgorzata Lorentowicz znakomicie oddaje bezmyślność i głupotę Żony, zmysłowość i kociakowatość, w pełni motywuje jej powodzenie u Męża i Kochanka. Maria Seroczyńska jako Szwaczka umiejętnie pokazuje awans, jaki tej postaci przyznał reżyser. Gustaw Lutkiewicz jest prawdziwym, nie zanadto zramolałym Mężem. Bardzo lekko i dowcipnie gra Kochanka Janusz Bukowski. Elżbieta Wieczorkowska stworzyła tragifarsową postać rozamorowanej Wdowy a Emilia Krakowska dała trafną sylwetkę Sługi. Słowem aktorzy jak najlepiej wypełnili myśl reżysera i było w tym przedstawieniu wiele interesujących i zabawnych elementów.

Ale niestety, mimo to trudno uznać je za udane. Pod adresem reżysera, czy też inscenizatora, jak to podano w programie, można wysunąć kilka poważnych zastrzeżeń. Przede wszystkim, zmiany dokonane w sztuce. Skróty, odmienne rozłożenie akcentów - to rzecz zrozumiała. Ale dopisywanie tekstu, dodawanie dowcipów wątpliwej wartości, czy całych scen (jak np. ta wyraźnie farsowa: Wdowa, którą Mąż zastaje w łóżku Kochanka), to już co innego. Takie poprawienie Zapolskiej i ułatwianie sobie "odkrywczej" inscenizacji musi budzić protest. Można rozumieć upodobania Hanuszkiewicza i szanować jego niechęć do wszelkiej rodzajowości. Co prawda, trochę dziwne wydaje się, że w takiej sytuacji sięga właśnie po Zapolską. Ale miał widać jakieś swoje powody. Jednakże teatralizacja potocznego realizmu Zapolskiej dokonała się tu w sposób kłócący się wyraźnie z charakterem sztuki. W dodatku niektóre powtarzające się chwyty zatrącają już pewną manierą reżyserską, jak marionetkowe ukazywanie się postaci w takt muzyki. Aby nikt, broń Boże, nie posądził o rodzajową dosłowność, reżyser umieszcza motocykl w pokoju Kochanka i w dodatku używa go (motocykl nie kochanka) jako stolika na wino. Dekoracje zmienia Się na oczach publiczności. A co najgorsze - co pewien czas odzywają się głośne dźwięki charlestona i aktorzy na chwilę nieruchomo zamierają w wyszukanej pozie i zatrzymanym geście. Naprawdę nie ma to absolutnie żadnego sensu. Podobnie jak odczytanie przez dziecko opowiadania... Tadeusza Różewicza. Nie ma to sensu i w niczym nie służy przedstawieniu także w takiej ogólnej koncepcji, jaką obmyślił dla "Ich czworga" Hanuszkiewicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji