Artykuły

Danie z angielskiej kuchni

Otrzymaliśmy je ze znacznym, przeszło dziesięcioletnim opóźnieniem. Trudno dziś dociec dlaczego, choć nie jest to przecież bez znaczenia; karmiono nas bowiem w tzw. międzyczasie nie tylko sztukami Osborne'a, ale przede wszystkim Pintera, urabiając w nas nie tylko smak, ale także dość jednostronne pojęcie o angielskiej współczesnej dramaturgii.

Dla wielu przeto "Kuchnia" jest zaskoczeniem - sztuka o pracy i to ciężkiej pracy fizycznej, która nie zezwala na wytchnienie, na zajęcie się samym sobą, na jakąś ludzką perspektywę. Bez pieniędzy i stałego zarobku jest się niczym. A zatem aby żyć, trzeba pracować. Na nic nie zdadzą się: niezadowolenie, próba buntu, szukanie jakichś odskoczni w marzeniach, w drobnych satysfakcjach i radościach, takich jak miłostki i miłosne przygody, takich jak drobne złośliwostki, chęć dominowania nad współpartnerami pracy, pokazania własnej siły, czy przewagi.

Arnold Wesker jest bacznym i czułym obserwatorem, więcej nawet, prezentując w swej sztuce to, co sam widział, i co sam przeżywał czyni to w sposób niezwykle precyzyjny, niemal mistrzowski. Praca w roli kuchcika na coś się zatem przydała, pewno nikt bez długotrwałego terminowania w zapleczu wielkiej restauracji nie potrafiłby całej tej machiny pokazać tak prawdziwie i tak błyskotliwie. Ani sekundy przerwy i wytchnienia, osobliwy rytm działań, z których każde musi być celowe, pośpieszne i wykonywane, z odrobiną własnego zaangażowania. Bo, wiemy to wszyscy, zupa zupie nierówna, a nasze podniebienie grzeszy i coraz większymi wymaganiami.

"Kuchnia" miała być jednali nie tylko obrazem pracy i jej osobliwego rytmu, ale także jakimś uogólnieniem. Wesker powiada:"Dla Szekspira cały świat był scena, dla mnie jest on kuchnią". Mocne to i ryzykowne, bowiem jednoznacznie z tego wynika, że tak jak w kuchni dzieje się wszędzie, na tym całym naszym skomplikowanym świecie. Jedni pracują w pocie czoła, drudzy nimi zarządzają, a motorem wspólnych działań jest właśnie pieniądz, który jednych czyni posiadaczami, a drugim po prostu zezwala na życie. By to wymowniej zaakcentować Wesker do swojej kuchni (świata) wprowadza tłum ludzi różnobarwnych (dosłownie), różnojęzycznych, o odmiennych charakterach i ambicjach. Rządzi nimi wspólnota materialnego interesu, rozgranicza odmienność temperamentów, urojone i rzeczywiste konflikty. Tak to jest wszystko sprytnie skonstruowane, że co chwila ulegamy pozornym złudzeniom: wybuchnie konflikt, narodzi się protest wobec tej egzystencji bez jutra? Wybucha - jednak tylko kuchenny piec. Wszystko musi powrócić do tej normy, która obowiązuje na tym skrawku ziemi.

Tak więc, żeby nie było niepotrzebnych złudzeń, nic tu z wielkiej metafory, niewiele też z nieco głębszych obserwacji psychologicznych. A mimo to "Kuchnia" ma swoje niewątpliwe walory; choćby poznawcze. Niewielu z nas przyjdzie zajrzeć do kuchni, powiedzmy, hotelu "Europejskiego", tak zresztą jak niewielu z nas gości w kopalni, czy w hucie. A zatem atrakcyjne pokazanie choćby kuchni (czy też w innej wersji właśnie kopalni, huty, czy choćby wielkiej szwalni) może zyskać naszą przychylność, tym więcej gdy przychodzi nam zasiąść w wygodnych teatralnych krzesłach i podziwiać "kawałek" znakomitej teatralnej roboty.

Bo prócz odnotowania pozytywnego faktu, że wreszcie zapoznaliśmy się z dramaturgią Weskera, mamy okazję do wyrażenia podziwu dla maestrii Janusza Warmińskiego, który poprowadził pewnie i chwilami w oszałamiającym tempie ogromny zespół teatralny, wypunktował znakomicie momenty utarczek i spięć, potrafił wydobyć wszystkie walory dialogu. A trzeba przyznać, że dialog prowadzi w tej "Kuchni" Wesker znakomicie i zaskakująco celnie. Tak właśnie, by nas ciągle łudzić...

Warmiński rozegrał ten mistrzowski spektakl udowadniając, że operowanie zespołem jest rzeczą możliwą i może przynieść zaskakująco dobre rezultaty. I po to choćby warto pójść do Ateneum, aby się przekonać, że jeszcze tu i ówdzie (acz wypadki to nieliczne) można mówić o teatralnej robocie zespołowej! Pomógł Warmińskiemu w tej pracy własny i doproszony kolektyw aktorski i scenograf Wojciech Sieciński. Tenże nie uległ uogólniającym zapowiedziom autora i zbudował na scenie kuchnię co się zowie, w dodatku efektowną i funkcjonalną.

Na scenie przewija się taki tłum aktorów, że wyliczenie wszystkich aktorskich zasług, nawet tych niewątpliwych, wydaje się niemożliwością. A więc, o tych tylko, którzy mnie osobiście zaskoczyli. Przede wszystkim Jerzy Kamas jako flegmatyczny Irlandczyk, rola całkowicie odmienna od tych, które dotychczas prezentował ten aktor, godna podziwu. Obok Kamasa świetna Iga Cembrzyńska, interesujący Roman Wilhelmi, Andrzej Seweryn, Władysław Kowalski, znakomity epizod Bogdana Baera.

Ten kuchenny balet wspomagała swoimi radami Wanda Szczuka (układy taneczne), czego nie można nie zauważyć i nie odnotować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji