Siedem balerin w tańcu Salome
Kolejną premierą Teatru Wielkiego w sobotę, 9 stycznia, będzie "Salome" Ryszarda Straussa z librettem Oscara Wilde'a. Reżyser przedstawiania, Marek Weiss-Grzesiński i jego kierownik muzyczny, dyrygent Andrzej Straszyński uważają "Salome" za operowy Mount Everest. To genialne dzieło powstało już 100 lat temu, ale nadal jest awangardowe.
Na kanwie Ewangelii Oscar Wilde napisał dramat pełen perwersyjnego erotyzmu. Dzieło Straussa wyrasta jednak ponad to i operowa "Salome" jest wielkim moralitetem - mówi o konsekwencjach łamania ładu świata.
Judejska księżniczka Salome, zakochana w proroku Janie Chrzcicielu i odrzucona przez niego, tańczy przed królem Herodem "Taniec siedmiu zasłon". Za to może zażądać, czego tylko zapragnie. Zażądała głowy Jana...
Ten spektakl będzie się toczył na przysłoniętym kanale orkiestrowym a muzycy wraz z dyrygentem przeniesieni zostali w głąb sceny. To ułatwi śpiewakom przebicie się przez "hektary orkiestry", a widzom pozwoli na intymny kontakt z pełnymi pasji postaciami dramatu. Monolog z uciętą głową Jana w rękach Salome zaśpiewa na proscenium. Takie rozwiązanie jest możliwe tylko dzięki nowoczesnej technice - śpiewacy będą widzieli dyrygenta na monitorach.
Salome w operze Straussa nie tylko śpiewa karkołomnie trudną partię, ale także tańczy. Wielkie gwiazdy dawnej opery same układały "Taniec siedmiu zasłon" - z bardzo różnym efektem. Pierwsza polska Salome, Liliana Zamorska, w 1918 r. w Wilnie stanęła przed Herodem i przed widownią naga. Później na ogół w tym momencie śpiewaczkę zastępowała tancerka - ale jest to przecież rozwiązanie połowiczne. W Teatrze Wielkim każdą z siedmiu części tańca Salome zatańczy inna balerina. A jakie będą kostiumy, przekonamy się na premierze. Andrzej Majewski robił już scenografię do "Salome" w londyńskiej Covent Garden, ale zapowiada, że w Warszawie będzie to zupełnie co innego.
