Artykuły

Chciałam "pełnić wartę" do końca dyrekcji Axera

Myślę, że Axer posiadł rzadką sztukę kierowania zespołem ludzi, zdobywania ich umysłów poczuciem humoru, wiedzą, precyzją myślenia; zaskarbiania sobie zaufania wielką kulturą, lojalnością, umiejętnością postępowania z każdym trochę inaczej, osiągając przy tym życzliwą, niemal rodzinną atmosferę w całym, nie tylko artystycznym zespole teatru.

Do pracy na Mokotowską przychodziłam zawsze z chęcią i przyjemnością. Praca nad sztuką w reżyserii Axera przypominała towarzyskie spotkania kulturalnych, wykształconych ludzi, którzy w teatrze spotykają się, by wymienić myśli na różne tematy. Sztuka powstawała na scenie jako nieomal uboczny produkt tych wspaniałych spotkań, a nie wymuszony wysiłek. Niezwykle ważny był ten niezobowiązujący, swobodny ton rozmów, atmosfera zaufania, brak pośpiechu i nerwowości. Dlatego może nie dochodziło do ostrych emocjonalnych spięć, aktor nie odczuwał presji psychicznej, przymusu, nawet jeśli nie zgadzał się z Axerem-reżyserem w kwestiach szczegółowych.

Taktyką Axera było rozładowywanie sytuacji przed jej wybuchem, a do zaplanowanych rezultatów dochodził nie egzekwowaniem swych reżyserskich praw, a często mozolnym przekonywaniem aktora do swojej koncepcji roli, używając racjonalnych argumentów, sumienną analizą tekstu sztuki. Trzeba powiedzieć, że był niezwykle wyczulony na gatunek literatury, rodzaj dialogu, jakim w danym momencie posługiwał się aktor, precyzyjnie także potrafił odczytać nie tylko propozycje aktora, ale też intencje interpretacyjne. Na przykład w trakcie pracy nad "Matką" Witkacego różniliśmy się zasadniczo co do widzenia postaci Doroty, którą grałam. Do tej pory brałam udział w przedstawieniach Witkacego wystawianych w stylu "udziwnionym". Axer próbował "Matkę" jak niemal realistyczną sztukę, starał się wydobywać absurd z zestawiania zwyczajnych sytuacji. W czasie wielu prób i rozmów zburzył prawie zupełnie moje odczucie, widzenie, rozumienie postaci Doroty.

Spędziłam w tym teatrze jedenaście lat (od 1969 roku) i wiedziałam, że pozostanę do końca dyrekcji Axera bez względu na to, co będę grać. Był to jedyny w moim życiu aktorskim teatr, w którym czułam się jego współgospodarzem, czułam się nie aktorką instytucji zwanej teatrem, ale jego właścicielem, i - co naturalne - czułam się osobiście zań odpowiedzialna. W czasach urzeczowienia aktora i zinstytucjonalizowania teatru taka personalna, autentyczna więź aktora z teatrem zdarza się rzadko. W naszym zawodzie, pełnym niepewności, napięć, stresów, świadomość posiadania bezpiecznego, spokojnego miejsca pracy jest szalenie potrzebna. Zanim znalazłam się w teatrze Axera, wiedziałam, że aktor i jego interesy są dla dyrekcji ważne, a indywidualne potrzeby ludzkie dostrzegane. Axer dbał zarówno o samopoczucie psychiczne aktora, jak i o to, by w porę załatwione zostały, acz dyskretnie, wszystkie możliwe awanse, udogodnienia, nawet drobne, czego dobitnym wyrazem była jego troska i opieka, jaką otaczał chorych, emerytowanych współpracowników.

Wiedziałam również, że zawsze mogę liczyć na lojalność i całkowitą fair play, co w naszym środowisku nie zawsze jest regułą. Podkreślam to tak mocno, gdyż od tego, jak się aktor czuje w zespole, na próbach, w czasie codziennych przedstawień, zależy bardzo wiele w i sferze działań czysto artystycznych. To właśnie Axer i jego teatr dawali rękojmię takich relacji ludzkich i artystycznych. Dlatego obecność w jego teatrze uważałam za pełnienie warty, jako jedyny możliwy wyraz uznania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji