Artykuły

Jak zostałem kierownikiem literackim

Jerzego Kreczmara związki z teatrem, a więc i praca w charakterze kierownika literackiego, reżysera, przez pewien okres dyrektora - nie były wynikiem czy realizacją szczególnego planu, lecz raczej zbiegu okoliczności, grą przypadków. *

[* Jerzy Kreczmar obiecał nam osobistą wypowiedź o początkach swej współpracy z E. Axerem. Ponieważ jednak czuł się niedysponowany - zdecydowaliśmy się (zgodnie z życzeniem autora) na zacytowanie tej wypowiedzi w trzeciej osobie.]

Przed wojną swoje zainteresowania i plany życiowe wiązał z pracą pedagogiczną, bardziej pociągała go działalność naukowa niż teatr. Zaczął pracować ma uniwersytecie. Jednocześnie prowadził żoliborskie gimnazjum, co okazało się zadaniem pasjonującym, ponieważ było to przed wojną jedyne w Warszawie gimnazjum, gdzie nie uczono religii z powodów, które można by nazwać higienicznymi. Grono pedagogów uważało, że nauczanie i religii, i biologii stoją ze sobą w pewnej sprzeczności i dlatego wychowanie religijne nauczyciele pozostawili młodzieży, rodzicom i instytucjom do tego powołanym. Ale według ówczesnego prawodawstwa szkoła taka nie powinna była formalnie istnieć i dlatego co roku ją zamykano. Należało wspólnie z adwokatami RTPD składać rekurs, czyli odwołanie się od decyzji Kuratorium do Ministerstwa Oświaty. Przez następny rok był spokój. Ten precedens trwał przez lata wciągając RTPD w tworzenie laickiej szkoły.

Studia w instytucie teatralnym, do którego Jerzy Kreczmar zapisał się w tym czasie, były po prostu przyjemnością, zajęciem hobbystycznym dla dorosłego człowieka. Instytut Sztuki Teatralnej stworzony przez Leona Schillera był ciekawym miejscem, wykładali tam różni ludzie, m.in. Jerzy Stempowski, Stanisław Ossowski, Aleksander Zelwerowicz, no i sam Schiller. Słuchacze byli niejednokrotnie świadkami pasjonującej walki między Zelwerowiczem - dyrektorem szkoły, i Schillerem - reżyserem, która to, jak każda związana ze sztuką walka, okazywała się dla osób postronnych kształcąca i pouczająca. Tam poznał młodszego od siebie o lat piętnaście chłopca ze Lwowa, Erwina Axera. Trochę się w tym czasie zaprzyjaźnili, ale ściślejsze związki połączyły ich w czasie wojny. Jerzy Kreczmar jako oficer rezerwy został powołany do wojska i po kampanii wrześniowej znalazł się we Lwowie. Przez dwa lata zatrudniony był w dziale rękopisów Ossolineum, natomiast Axer pracował wówczas w teatrze założonym w tym mieście przez władze radzieckie. Kreczmar bywał częstym gościem w domu jego rodziców. Wrócił do Warszawy, by zajmować się tajnym nauczaniem, niedługo potem zjawił się w Warszawie również Axer, który musiał się ukrywać.

Po zakończeniu wojny Axer trafił do Łodzi, gdzie wraz z Kazimierzem Rudzkim, Józefem Wyszomirskim i Janem Rybkowskim dołączył do założonego przez Michała Melinę Teatru Kameralnego Domu Żołnierza. Kreczmar w tym czasie zajmował się układaniem podręczników szkolnych według wskazówek Ministerstwa, co było zajęciem znacznie mniej frapującym niż walka o laicką szkołę w przedwojennej Warszawie.

W roku 1946 spotkał przypadkiem Eugeniusza Poredę. Znał go jeszcze z Instytutu, Poreda był wówczas naczelnym dyrektorem Teatrów Warszawskich, które zaczęły się tworzyć w przypadkowych lokalach, często w ruinach. Zaproponował mu wyreżyserowanie dowolnej sztuki. I tak doszło do przedstawienia "Przy drzwiach zamkniętych" Sartre'a w budynku dawnego kina przy zbiegu ulic Hożej i Marszałkowskiej. Ale i to spotkanie z teatrem wydawało się nie mieć większych konsekwencji dla dalszych losów początkującego reżysera. Musiał zarabiać na utrzymanie poza teatrem. Jednak w rok czy dwa lata później spotkał również dawnego znajomego, Jerzego Kuryluka, wówczas dyrektora Radia, który zaproponował mu stanowisko do spraw realizacji programu literackiego. Ponieważ była to w zasadzie funkcja wykonawcza, Kreczmar przyjął propozycję, ale wytrzymał ledwie rok i potem znów był bez zajęcia.

Był to rok 1949, właśnie upaństwowiono teatry, co dla ówczesnych scen stało się niemałym przeżyciem. W tym też roku na Mokotowskiej zaczął działać teatr Meliny i Axera, którego przecież dobrze znał. Ale propozycja, aby został kierownikiem literackim, była pomysłem Meliny, który uważał, że zespół i kierownictwo potrzebują kogoś, kto będzie rozmawiać z nimi o przygotowywanych spektaklach. Umówili się, że za te kawiarniane - bo warunki lokalowe wykluczały inne - rozmowy Kreczmar będzie dostawać regularną pensję, a od czasu do czasu, za oddzielne wynagrodzenie - reżyserować. To mu oczywiście bardzo odpowiadało i tak został "kierownikiem literackim" Teatru Współczesnego na bardzo wiele lat. Jak wiadomo, nie jest to żaden zawód, lecz zajęcie specjalnego rodzaju. Raz polegało ono na doradzeniu wyboru tej czy innej sztuki, kiedy indziej na wymyśleniu argumentów, które mogłyby posłużyć dyrektorowi w rozmowach z władzami (Axer zawsze reprezentował teatr na zewnątrz). Przeważnie obowiązki sprowadzały się do rozmów o szczegółach prób, na jakich należało bywać, do sugerowania na przykład decyzji obsadowych, co było dosyć trudne, ponieważ Axer miał zawsze własne przemyślenia na ten temat i rzadko je zmieniał; sugestie interpretacyjne natomiast były przedmiotem istotnych dyskusji.

Przez wiele lat pisywał Kreczmar aktualne felietony teatralne w Teatrze pod pseudonimem Quidam. Za reżysera został uznany przez zespół po premierze "Czekając na Godota" (1957), która poruszyła całą kulturalną Warszawę. Odtąd reżyserował także na Mokotowskiej, poza nią między innymi cykl dramatów romantycznych: "Nie-Boska komedia", "Irydion", "Samuel Zborowski", "Dziady drezdeńskie" w Katowicach i "Dziady kowieńskie" w Warszawie, cykl komedii od "Amfitriona", poprzez "Dożywocie", "Wielkiego człowieka do małych interesów", "Pana Jowialskiego" do "Domu otwartego", czy cykl utworów filozoficznych, m.in. Montherlanta, Claudela, Eliota czy Renana. Z czasem Jerzy Kreczmar został profesorem Szkoły Teatralnej w Warszawie. "Dziś, gdy obaj z Erwinem Axerem, młodszym ode mnie o tyle lat, jesteśmy już emerytowanymi profesorami szkoły, trudno mi nie uśmiechać się na myśl, że to wszystko, co wspólnie przeżyliśmy we Współczesnym - i na własną rękę, każdy z nas w innych zespołach - stało się, jeśli o mnie chodzi, sprawą gry przypadków" - zakończył mój rozmówca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji