Artykuły

Wyrabianie "Normy"

"To było bardziej emocjonujące przeżycie niż debiut w La Scali" -powiedziała Fedora Barbieri po premierze. Wybitna mezzosopranistka reżyserowała w Polsce już po raz drugi - w 1991 przygotowała "Rycerskość wieśniaczą" Mascagniego w łódzkim Teatrze Wielkim - jednakże wystawienie jednoaktówki przysparza mniej problemów niż realizacja tak trudnego dzieła, jakim jest "Norma". Dzieła trudnego technicznie, stawiającego najwyższe wymagania zwłaszcza wykonawczyni roli tytułowej; dzieła, w którym reżyseria musi miejscami być statyczna; dzieła nierównego, w którym obok pięknych fragmentów znajdują się dłużyzny, mielizny i zapożyczenia.

Fedora Barbieri pracowała głównie z solistami, kładąc szczególny nacisk na wymowę włoską. W paru wypadkach nawet był pewien efekt. Przede wszystkim należy pochwalić Monikę Chabra (występującą tu gościnnie, związaną z Teatrem Wielkim w Poznaniu), która była Normą taką, jak trzeba, dodając do znakomitych warunków głosowych odpowiednią dozę dramatyzmu. Partnerujących jej Joannę Cortes (Adalgisa) i Sylwestra Kosteckiego (Pollione) trzeba ocenić już o stopień niżej; niestety u naszych śpiewaków wibracja ma zbyt duży wpływ na wysokość dźwięku. Orkiestra, prowadzona pewną ręką Joso Marii Florencia Juniora, brzmiała dobrze, czego nie da się powiedzieć o chórze.

Duże brawa wywołała biało-srebrzysto-jasnobłękitna scenografia, której centralnym - i najatrakcyjniejszym - punktem był święty dąb Druidów, umieszczony jakby w środku Colosseum (trochę to anachroniczne, ale nic to), na końcu przemieniający się w płonący stos.

Na premierze był obecny prezydent Lech Wałęsa z małżonką. Przybyło tez 11 dyrektorów oper z różnych miast Europy oraz prezes "Fiata", który wsparł premierę finansowo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji