Artykuły

Mówią "Życiu"...

Fedora Barbieri - śpiewaczka, reżyserka "Normy" Belliniego w Teatrze Wielkim w Warszawie.

- Partnerowali pani w spektaklach operowych tacy artyści jak Maria Callas, Mario del Monaco, Giuseppe di Stefano i inni najwybitniejsi śpiewacy drugiej połowy XX wieku. Czy na scenie byli dobrymi kolegami?

- Świetnie nam się współpracowało. Zwłaszcza na próbach.

- A jak przyszło do występu?

- Cóż, byli zazdrośni o aplauz publiczności, okazywany czasami gorącej mnie niż - im.

- Maria Callas ze względu na rodzaj głosu nie była chyba dla pani konkurencją?

- Nie znałam wcześniej i nie poznałam dotąd osoby podobnej do niej. Przywiązywała niesłychaną wagę do wszystkiego co było związane z postaciami jakie kreowała. Każda fraza muzyczna, każdy wyraz, gest sceniczny musiały być dopracowane przez nią do perfekcji. Bardzo dużo czasu poświęcała również swemu głosowi. Była tytanem pracy. Przestrzegała dyscypliny z żelazną konsekwencją. Jeśli próba rozpoczynała się np. o 10 rano, już 15 minut wcześniej stała gotowa do wyjścia na scenę.

- Nie ma dziś artystów na miarę Marii Callas, czy Fedory Barbieri. Jak pani, z wyżyn swojej pozycji artystycznej, ocenia zjawisko szybkich karier wokalnych, braku gwiazd pierwszej wielkości, zagubienia indywidualności śpiewaczych?

- Zacznę od tego, że ja występuję na scenie już lat 51, a mam w repertuarze 110 partii operowych. Zadebiutowałam po dziewięciomiesięcznej nauce śpiewu, w "Potajemnym małżeństwie" Cimarosy. Zaraz potem śpiewałam w "Trubadurze" Verdiego. Dziś jest inaczej. Młodzi śpiewacy są uczeni długo, ale źle. Dlatego bardzo szybko przestają śpiewać. Także dlatego, że nie potrafią wybierać dla siebie odpowiedniego repertuaru. Śpiewając dużo, byle co i byle jak, niszczą sobie głos. Nie ma to nic wspólnego z zachowaniem szacunku dla własnego zawodu. Artyści dziś nie szanują nawet samych siebie! Co gorsza, młodzi śpiewacy uważają, że wszystko potrafią. Mnie to przeraża. Duża liczba teatrów operowych oraz możliwość szybkiego przemieszczania się z miejsca na miejsce, tylko sprzyja tej fatalnej sytuacji.

- Ale piękne głosy przecież pojawiają się nadal?

- Oczywiście. Słyszę je również w Polsce. Tym niemniej, obecnie brakuje głosów o wielkim wolumenie: potężnych basów, mezzosopranów, sopranów dramatycznych, barytonów. Mam w tej dziedzinie dobre rozeznanie, chociażby ze względu na udział w jury licznych konkursów wokalnych.

- Sądzi pani, że niskie głosy są długowieczne? Przykład pięknego brzmienia i sprawności pani mezzosopranu jest chyba najlepszym tego przykładem?

- Niekoniecznie. Uważam, że to sprawa bardzo indywidualna, związana nie z rodzajem głosu, a raczej z funkcjonowaniem konkretnego organizmu, jego fizjologią. Ważna jest też umiejętność posługiwania się własnym głosem. Podstawą jest tu sztuka właściwego oddychania. Są śpiewacy, którzy nie mają o tym pojęcia! Męczą więc siebie i innych. Czasami żałuję, że nie uczę zawodowo. Staram się co najwyżej pomagać młodym śpiewakom, kształconym, jak się najczęściej okazuje, przez ludzi nie mających pojęcia o sztuce śpiewu.

- Woli pani raczej reżyserować niż uczyć?

- Moje reżyserowanie jest raczej szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Sławomir Pietras, do niedawna dyrektor Teatru Wielkiego w Łodzi, namówił mnie do przyjazdu do Polski i wyreżyserowania "Rycerskości wieśniaczej". Spektakl miał powodzenie. Trudno było odmówić kolejnej propozycji dyrektora Pietrasa, obecnie szefa Teatru Wielkiego w Warszawie. Reżyseruję "Normę" Belliniego, pracując z artystami warszawskiej sceny narodowej. Miejmy nadzieję, że i ten spektakl będzie się cieszył uznaniem publiczności.

- Opera wioska zawsze i wszędzie ma powodzenie. Jak pani sądzi, dlaczego tak się dzieje?

- Repertuar teatrów operowych rzeczywiście opiera się ciągle na dziełach Verdiego, Pucciniego. Rossiniego, Belliniego, Donizettiego. Przyciągają one ludzi, jak sądzę, przede wszystkim swoją melodyjnością! Opery dwudziestowieczne, jak wiadomo, nie mają takiego powodzenia. Są niemelodyjne, gorzej, psują głosy śpiewakom. Ale wróćmy do tematu. "Norma" Belliniego w mojej reżyserii będzie wystawiona w języku oryginału, a więc po - włosku. Zawsze uważałam, że nie da się bez szkody dla utworu, oddzielić melodii słowa od muzyki. Mam nadzieję, że warszawska publiczność zaakceptuje mój punkt widzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji