Artykuły

Słowa jak z brązu

Rzadko się zdarza w teatrze, by przygotowania do premiery toczyły się właściwie z udziałem publiczności. Ale dyrektor Sławomir Pietras, który zna się na reklamie, wiedział, po co urządza niezliczone konferencje prasowe, publiczne przesłuchania i otwarte próby. Chciał w ten sposób zarekomendować dwa fakty: oto do Teatru Wielkiego po wielu latach powraca "Norma" - jeden z największych operowych hitów i z tej okazji przyjechała do Warszawy artystka największego formatu - Fedora Barbieri.

Na licznych spotkaniach gwiazda przede wszystkim chętnie oddawała się wspomnieniom. A Fedora Barbieri ma o czym opowiadać. W ciągu kariery trwającej ponad pół wieku partnerowała Marii Callas, śpiewała z Mario del Monaco i Giuseppe di Stefano, cenili jej kunszt wokalny Arturo Toscanini, Tulio Serafin i Herbert von Karajan. Natomiast indagowana o szczegóły inscenizacji "Normy" Barbieri uparcie skupiała się na jednym temacie: tajemnica polega na dobraniu odpowiednich głosów. A potem trzeba zacząć pracę nad słowem.

Wiele także krążyło opowieści o wymaganiach Fedory Barbieri. O tym, że zaczęła od selekcji wśród proponowanych jej wykonawców. Że niektóre artystki urażone jej uwagami same zrezygnowały. Że żądała nie tylko bezbłędnego opanowania arii, ale i recytatywów, godzinami pracując nad wymową poszczególnych fraz zgodnie z zasadą przejętą przez nią od Toscaniniego, iż u śpiewaka słowo powinno brzmieć, jakby było wyrzeźbione z brązu.

Być może Fedora Barbieri jest dziś jedną z nielicznych mistrzyń, które potrafią przekazać tajniki belcanta. Dzięki jej wskazówkom nawet soliści, którzy nie zachwycają urodą swego głosu (dotyczy to w tym przedstawieniu przede wszystkim tenorów), bez oporów potrafili przebrnąć przez pułapki wokalne zastawione przez Belliniego. Efekty pracy maestry Barbieri słychać było szczególnie na drugiej premierze, w której partię tytułową zaśpiewała zaangażowana na nagłe zastępstwo Hasmik Papian z opery w Erewanie. Obdarzona wielkim talentem i głosem o nader pięknej barwie znajduje się wszakże w tym punkcie, w którym warszawscy soliści byli przed rozpoczęciem prób z Fedorą Barbieri. Teraz dopiero powinna zacząć studia nad cyzelowaniem piana, usunięciem niepotrzebnych wibracji w głosie i opanowaniem wszystkich niuansów ukrytych w duetach i tercetach tak ważnych w tej operze.

Warszawska premiera "Normy" odkrywa przed publicznością właśnie tajniki belcanta. I jest to zasługa Fedory Barbieri, ale także solistów w większości nie znanych jeszcze w stolicy. Miała z pewnością szczęście Monika Chabros, związana do tej pory z operami w Bydgoszczy i Poznaniu, że tak efektownie mogła wejść na scenę Teatru Wielkiego. Monika Chabros wykorzystała w pełni szansę, jaką daje tytułowa rola w takiej premierze. Jej Norma jest dramatyczna i liryczna, gwałtowna i subtelna. Znakomicie partnerowała jej Joanna Cortes (Adalgisa), udowadniając, iż ma nie tylko głos. ale i osobowość, co nieczęsto spotyka się u śpiewaczek. Udało się również pozyskać dwa bardzo dobre basy: Romualda Tesarowicza, a zwłaszcza Radosława Żukowskiego. Z dwóch zaś wykonawców roli Poliona Sylwester Kostecki odznaczał się większą dyscypliną wokalną, Ryszard Wróblewski natomiast stworzył bardziej wyrazistą postać.

A jaka jest sama "Norma" przypomniana w stolicy po prawie 150 latach? To dzieło genialne i kiczowate zarazem. Ma momenty piękne i banalne. Taka zresztą była i reżyseria Fedory Barbieri, która z jednej strony ruch sceniczny ograniczyła do konwencjonalnych gestów, z drugiej potrafiła tak pokierować solistami, że wszystko, co ważne i dramatyczne, zawarte jest w ich śpiewie. I wówczas gest staje się zbędny.

Tym samym tropem poszedł Jose Maria Florencio Junior. Nierzadko bowiem i w najlepszych nagraniach "Norma" zmienia się w kalejdoskop słodkich melodyjek (dowodem choćby bardzo ceniony zestaw płytowy dyrygenta Carla Felice Cilariego z udziałem Montserrat Caballé, Fiorenzy Cossotto i Placido Domingo). Pod batutą brazylijskiego dyrygenta warszawskie przedstawienie miało swoją dramaturgię, a nawet pewien metafizyczny niepokój.

A wszystko rozegrało się w pięknie zakomponowanej scenografii Andrzeja Majewskiego. Jego plastyczna wizja opiera się na bardzo prostym pomyśle, którego szczegółów jednak nie należy zdradzać, bo to trzeba po prostu zobaczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji