Artykuły

Powrót "Normy"

Od premiery "Normy" w warszawskim Teatrze Wielkim minęły już dwa tygodnie, a autor tych słów ma nadal tremę, jak artyści przed występem. Ale czyż można się dziwić? "Normę" oglądamy na stołecznej scenie raz na 150 lat! Do tego obecna premiera była patetyczna: realizację powierzono sławom - reżyserowała wielka Fedora Barbieri, opracował muzycznie dzieło utalentowany Brazylijczyk, znany krakowianom szef "radiówki" Jose Maria Florencio Junior, oprawił plastycznie "Normę" Andrzej Majewski, śpiewacy jedynie bez nazwisk największych, ale jakże znakomici.

Premierę zaszczycił obecnością prezydent Rzeczypospolitej Lech Wałęsa, podkreślając rangę wydarzenia. Bo też to była pompa! Nie tylko na widowni (był tzw. cały świat), ale także na scenie.

"Norma" w założeniu jest koturnowa, zbliżona charakterem do francuskiej opery heroicznej. Vincenzo Bellini, twórca przecież romantyczny połączył statyczność wynikającą ze stylu oraz z tematyki starożytnej z cudowną wprost melodyką, jest to klasyczna pozycja włoskiego bel canto. Dobrze zrealizować ją mogą tylko te teatry, które dysponują odpowiednimi głosami. Sławomir Pietras, szef narodowej sceny lirycznej po dwóch "przystawkach" - balecie "Grek Zorba" i "Krakowiakach i Góralach" pokazanych jesienią - wydał teraz prawdziwą ucztę w wielkim stylu. Gdyby żyła najświetniejsza XX -wieczna Norma - Maria Callas, z pewnością ją właśnie zaangażowałby do Warszawy. Wobec braku tej, która przywróciła zapomnianej nieco operze Belliniego blask, ukazując jej niezmierne piękno muzyczne, przekazał reżyserię w ręce najgodniejsze - Fedorze Barbieri.

Ta wielka śpiewaczka, legenda współczesnej opery włoskiej, partnerka Marii Callas, kreująca ongiś partię Adalgisy w "Normie" jest tą, dla której tak bel canto, jak i jedna z najtrudniejszych pozycji literatury operowej nie ma tajemnic. Dlatego po sukcesie zeszłorocznej realizacji "Rycerskości wieśniaczej" w łódzkim Teatrze Wielkim zdecydowała się, jak mówi, wyłącznie dla Sławomira Pietrasa, imponującego jej pasją i zaangażowaniem w kierowaniu teatrem operowym, wyreżyserować "Normę" w Warszawie.

Fedora Barbieri debiutowała 50 lat temu we Florencji. Przemierzyła triumfalnie największe teatry operowe świata: od mediolańskiej La Scali poprzez Covent Garden, wiedeńską Staatsoper, całą Europę, Amerykę Południową aż po nowojorską Metropolitan. Jej partnerami byli Mario Del Monaco i Giuseppe Di Stefano, Beniamino Gigli i Placido Domingo, Zinka Milanov i Renata Tebaldi, no i Callas naturalnie. Śpiewała pod Toscaninim, De Sabatą, Serafinem i Abbado... Fedora Barbieri wraz z synem Franco Barlozettim, asystentem reżysera, zrealizowała warszawską "Normę" w oparciu o tych, z którymi pracowała przed rokiem w Łodzi.

Do bardzo trudnych partii wokalnych zaangażowała kilkoro śpiewaków dotąd sobie nie znanych. Wszystkich poddała morderczemu treningowi i bezlitosnej selekcji pod kątem umiejętności śpiewania tej arcytrudnej opery. Wyreżyserowała zaś "Normę" tak, aby śpiew był głównym elementem widowiska zgodnie z włoską koncepcją reżyserii operowej, gdzie twórca realizacji scenicznej nie przeszkadza w śpiewie. Taka jest też tradycja wykonawcza Belliniego, czego, niestety, polscy recenzenci nie wiedzą, zarzucając pani Barbieri nadmierną statyczność planu scenicznego.

- Polacy nie mają doświadczenia w interpretacji Belliniego - twierdzi Maestra - muzyka jego wymaga innego traktowania, niż w przypadku Verdiego: nie znosi gestykulacji ani nadmiernego ruchu.

Libretto "Normy" Felice Romaniego, na podstawie sztuki Alexandre Sourmeta, przedstawia tragiczną historię z czasów starożytnych. Dramat ten obdarzył Bellini muzyką wyjątkowej piękności, główną partię przeznaczając dla słynnej wówczas śpiewaczki Giuditty Pasty i obdarowując ją niezwykłymi trudnościami wokalnymi. Mimo korekt trudną pozostała i jest nadal próbą możliwości gwiazd opery współczesnej. Po premierze w La Scali (1831 r.) odbyła "Norma" podróż po całym świecie, do Warszawy dotarła w roku 1843. W bliższych nam czasach rzadziej grywana, odkryta została ponownie przez Marię Callas (któż nie zna słynnej modlitwy "casta diva" w jej wykonaniu); odtąd częściej spotyka się "Normę" na wielkich scenach. Istnieje kilka dobrych jej nagrań, jednak tylko sceniczna realizacja, mimo długości opery, jest w stanie ukazać całe piękno, pod warunkiem wszakże dobrego wykonania.

Warszawska premiera jest godna uznania. Monumentalna scenografia Andrzeja Majewskiego utrzymana w tonach szarości i błękitu podkreśla statyczny charakter scen. Chóry (kier. Bogdan Gola) i orkiestra przygotowane muzycznie przez Jose M. Florencio Juniora brzmią bez zarzutu, ba, wręcz znakomicie. A soliści? Obie Normy premierowe - Monika Chabros (z Poznania) i Hasmik Papian (z Erewania!) radziły sobie zwycięsko z trudami partytury, z tym że gościnnie występująca śpiewaczka z Armenii ma tę partię od dawna w swym repertuarze, co się wyczuwa.

Wspaniałą wokalnie i aktorsko Adalgisą była Joanna Cortés. Duety Normy i Adalgisy były zachwycające! Sylwester Kostecki i Ryszard Wróblewski w roli Pollione nieco słabsi od pań, za to Romuald Tesarowicz i Radosław Żukowski, dwa wspaniałe basy w partii Orovesa - wokalnie bardzo udani.

Niestety, Teatr Wielki jest dla śpiewaków nieludzki: akustyka tej sceny, w której głos ginie w czeluściach, jest nie do przyjęcia, ale cóż na to poradzić. Proszę krakowskich melomanów, warto wydać na pociąg i pojechać na "Normę" do Warszawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji