Artykuły

"Psie serce" w Teatrze Współczesnym. Borys Szyc opowiada, jak zmienia się z Szarika w Szarikowa

- Miesiąc spędziłem najpierw na kolanach, później trochę wstając, w przykucu, szukając typowych odruchów: gdzie się drapie czy idzie głównie za nosem, jak się porusza. Ale złapaliśmy się na tym, że może niepotrzebnie chcemy imitować ruchy psa, że lepiej odwzorowywać charakter - mówi aktor. Premiera 14 października.

Borys Szyc w Teatrze Współczesnym, z którym związany jest od 16 lat zagra w spektaklu "Psie serce" według Bułhakowa w reżyserii Macieja Englerta. Na scenie, na oczach widzów jego bohater zmienia się z psa w człowieka.

IZABELA SZYMAŃSKA: Masz psa?

BORYS SZYC: Mam, pierwszy set prób "Psiego serca" zbiegł się z moimi poszukiwaniami psa. Chciałem go, troszkę jak profesor Preobrażeński, dla doświadczenia, ale tak naprawdę po prostu chciałem. Od dziecka miałem psy: charta afgańskiego, dwa jamniki szorstkowłose, potem nastała era dogów. Psy zostają w człowieku. Każdy jest inny. Dogi są prześmieszne, z kamienną twarzą udają, że niby nic się nie dzieje, a tylnymi nogami i tyłkiem wchodzą na kanapę - ani się obejrzysz, już jest zajęta. Mój nowy pies ma na imię Wena, na próbach mam ją przed oczami, jest bardzo ruchliwa, niezwykle pozytywna, ufna, ale i strachliwa. Oraz oczywiście sprytna i łakoma.

Jak u Bułhakowa wygląda świat z punktu widzenia psa?

- Szarik jest ulicznym łobuzem latającym po śmietnikach, żebrzącym; tu ma znajomego kucharza, tam znajomego kelnera, który mu coś wyrzuci, jest też szwajcar, czyli lepszy dozorca, który go nienawidzi, kopie, więc Szarik nie pozostaje mu dłużny i oddaje gryzem w łydkę. Jest dumny z tego łobuzowania. Udomowienie, które mu przychodzi, obroża, będąca dla niego synonimem ludzkiej teczki, to największe poniżenie - gdy zakładają mu obrożę, od razu jego koledzy z ulicy zaczynają za nim krzyczeć: "cwel, obszarnicze ścierwo", bo w świecie pieskim też są animozje.

Historia opisana przez Bułhakowa zaczyna się obyczajowo, ale z czasem wchodzi w nią surrealizm. Jak będzie to oddane na scenie?

- Inscenizacja Macieja Englerta od początku jest surrealistyczna. Historia zaczyna się bardzo mroźnej zimy podczas wielkiej zawiei, kiedy wszystko zasypane jest śniegiem - nie zdradzę jak, ale na naszych oczach ta mroczna ulica przeistoczy się we wnętrze mieszkania. Ale pytań o to, jak przenieść świat Bułhakowa na scenę, było wiele. Weźmy mojego bohatera - zastanawialiśmy się, czy grać psa, czy szukać człowieka w tym psie.

W filmie byłoby to łatwiejsze, bo dzięki efektom specjalnym można psa przemienić w człowieka. W teatrze to musi wydarzyć się na oczach widzów.

- Były dwa filmy na podstawie tego tekstu, jeden rosyjski, drugi włoski, na YouTubie można zobaczyć fragmenty i tam po prostu występował pies, a głos szedł z offu. My od pierwszych rozmów wiedzieliśmy, że chcemy, żebym był psem i na oczach widzów przeistoczył się z Szarika w Szarikowa. I tu się zaczęły nasze poszukiwania formy. Na początku mieliśmy miesiąc zajęć ruchowych z braćmi Sieniawskimi - są naszymi guru od walk scenicznych, robili wszystkie walki w "Hamlecie", są specjalistami od białej broni, walki krzyżowej - z nimi szukaliśmy inspiracji w ruchu psa. Miesiąc spędziłem najpierw na kolanach, później trochę wstając, w przykucu, szukając typowych odruchów: gdzie się drapie, czy idzie głównie za nosem, jak się porusza. Ale złapaliśmy się na tym, że może niepotrzebnie chcemy imitować ruchy psa, że lepiej odwzorowywać charakter: Szarik cały czas poszukuje jedzenia, rozgląda się, gdzie by się położyć, bardzo energicznie reaguje na wszystko, wszędzie jest go pełno.

Pewnie do premiery będzie mi to spędzało sen z powiek. Wczoraj pierwszy raz założyłem cały kostium - dopiero jak mam na sobie kostium, a właściwie buty, czyli tu buto-skarpetki - to zaczyna mi się postać układać w ciele.

Szarik w wyniku eksperymentu dostaje nowe życie, awansuje na człowieka. Ale czytając tę adaptację, cały czas miałam skojarzenia z "Tangiem" Mrożka i Edkiem, który nagle przejmuje władzę.

- A wiesz, że często Mrożek przejawia się na próbach jako odniesienie. Rzeczywiście Szarikow ma trochę wspólnego z Edkiem, okazuje się, że najgorsze, co się psu może zdarzyć, to sczłowieczeć.

To smutny wniosek.

- Z tego spektaklu będzie można wyciągnąć wiele różnych wniosków, zastanowić się, dlaczego dziś ten tekst jest aktualny, czy każde miejsce jest dla każdego, jak to jest być we własnej skórze, a udawać kogoś innego. Sporo poważnych tematów ubranych w groteskę i śmiech, czyli tak jak lubię najbardziej.

Ten tekst sprzed prawie stu lat brzmi współcześnie, chwilami wręcz politycznie. Ty nie unikasz polityki, w wakacje widzieliśmy się na protestach w sprawie sądów, broniłeś Puszczy Białowieskiej. Jaka jest dziś rola artysty?

- Teraz są dziwne czasy. Z jednej strony trzeba zajmować pozycję i pokazać swoje zdanie, a z drugiej jest też przecież tak, że nie każdy umie to zrobić, nie każdy dobrze się w takiej roli czuje.

Jak decydujesz o tym, w co się angażujesz?

- Idę za głosem serca, to musi być zgodne ze mną, a nie tylko ograniczać się do zmiany zdjęcia profilowego na Facebooku. Myślę, że to, że wszyscy byliśmy pod sądami, obydwu stronom dało do myślenia, pokazało, że jest jakaś siła, z którą trzeba się liczyć.

A jeśli chodzi o puszczę, to poczułem, że nie chcę słuchać wypowiedzi pseudoekspertów, tylko pojechać tam. Wiesz, kiedy o 5 rano wejdziesz do puszczy, zamkniesz oczy, to czujesz, że jest coś większego niż ty. Stąd powinna się brać pokora wobec natury, zrozumienie, że to nie człowiek wszystko wymyślił, tylko sam jest częścią tego świata, i wdzięczność, że może egzystować w tym ekosystemie.

Oczywiście angażując się, otwarcie mówiąc o tym, co myślę, mam w tyle głowy słowa naszych wielkich mistrzów, że kiedy odsłaniamy się, to znika jakaś część tajemnicy zawodu aktora. Jak mówił Zbigniew Zapasiewicz, widz nie powinien wiedzieć, jaką jem zupę, kim się interesuję i jaki mam rozmiar butów.

Ale czy dzisiaj jest to jeszcze możliwe?

- Nie wiem, dlatego wszyscy są dosyć pogubieni, zwłaszcza że im bliżej jesteś spraw, w jakie się angażujesz, tym bardziej widzisz, jak bardzo politycy wykorzystują je do własnych interesów.

W filmie masz różnorodny pod względem ról i współpracowników dorobek, w teatrze jesteś wierny temu samemu miejscu.

- To prawda, w zeszłym roku po 15 latach bycia w Teatrze Współczesnym spróbowałem lekkiej zdrady, czyli pracy z Iwanem Wyrypajewem przy "Słonecznej linii" w Teatrze Polonia i ten płodozmian posłużył mi. Zjeździliśmy z tym spektaklem cały kraj, odkryłem nowe sceny, jak CSK Lublin - wspaniałe miejsce, ludzie, świetna twórcza atmosfera. Często bliscy mnie pytają: Nie znudziło ci się we Współczesnym? To jest jak w długich związkach, górki i dołki, ale koniec końców mam poczucie, że idę w dobrą stronę. Doświadczenie i lata spędzone w tym miejscu niezwykle dużo mi dały. Mimo tej nazwy czasem mam wrażenie, że wchodząc tu, trochę się cofam w czasie, i to mi się podoba; za paręnaście, parędziesiąt lat taki teatr może zniknąć, nie będzie teatrów zespołowych, tylko praca na kontrakty. A tutaj jest duża grupa ludzi, która zna się od lat, co pozwala na zrealizowanie takich spektakli jak "Hamlet", "Płatonow"; nie wiem, czy w prywatnym teatrze można zebrać 50 osób na scenie, chyba nie.

Ostatnio odkryłam cię na Instagramie i bardzo mi się podoba, jak promujesz Teatr Współczesny: pokazujesz zdjęcia zza kulis, robisz krótkie wideo z życia teatru, np. pierwszy bieg w kostiumie psa.

- Na początku spotkało się to z dość ostrym sprzeciwem dyrektora, tymczasem kilka dni temu powiedział: Chyba działa. Całe życie byłem gadżeciarzem, lubiłem nowości techniczne, więc dobrze odnajduję się świecie, który otworzył internet i social media, choć nie spędzam w nim tak dużo czasu jak moja 12-letnia córka, która żyje życiem youtuberów. Podoba mi się w Instagramie to, że mam takie narzędzie, rodzaj prywatnej telewizji. Mogę tam pokazywać, co jem, z kim się spotykam czy imprezuję, a mogę z tego zrobić fajny kanał artystyczny. Jeszcze jak byłem w liceum, podstawówce, to strasznie interesowało mnie, co dzieje się z tyłu sceny, ten backstage, wyobrażałem sobie, jaki w tych kulisach musi być magiczny świat. I tak sobie wymyśliłem backstage i pokazuję skrawki z naszego życia. Każdy z nich ma swoją narrację: krok po kroku toczy się akcja i tuż przed punktem kulminacyjnym - cięcie! Filmuję to, co by mnie samego jako młodego człowieka zainteresowało. Przy okazji okazuje się, że to jest fajna promocja tego, co robimy. Jakbyś siedziała tu z nami w garderobie, to zobaczyłabyś, że jesteśmy podzieleni - jest kilku starszych aktorów, którzy mówią: W życiu nie będę na Facebooku! I zestaw młodszy, dla którego to jest naturalne. Rzeczywistość wirtualna wkroczyła w tę prawdziwą, już przed tym nie uciekniemy, więc staram się z tego korzystać.

***

"PSIE SERCE" MICHAIŁA BUŁHAKOWA

tłumaczenie: Irena Lewandowska, reżyseria i adaptacja: Maciej Englert, scenografia: Marcin Stajewski, kostiumy: Anna Englert, muzyka: Jerzy Satanowski.

Występują m.in.: Borys Szyc, Krzysztof Wakuliński, Szymon Mysłakowski, Barbara Wypych, Joanna Jeżewska, Monika Pikuła, Piotr Bajor, Piotr Garlicki, Leon Charewicz.

Premiera 14 października, godz. 19. w Teatrze Współczesnym, ul. Mokotowska 13.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji