Artykuły

Włodzimierz Mancewicz: Nie ma małych ról, są mali aktorzy

Można zrobić perłę z epizodu z jednym wejściem albo nawet bez słowa i można rozłożyć "Hamleta". Rozmowa z Włodzimierzem Mancewiczem, aktorem Teatru Powszechnego w Radomiu

Amanda Grzmiel: Pięknie się składa. Teatr Powszechny obchodzi 40-lecie, a pan 60-lecie swojej pracy twórczej. Jak pan wspomina początki Teatru Powszechnego?

Włodzimierz Mancewicz: Szczerze mówiąc, to wolałbym, żeby to było 20-lecie pracy niż 60-lecie. Ale zacznijmy od początku. Radom był miastem wojewódzkim, nie miał jednak własnego teatru, miał tu swoją scenę teatr kielecki. W 1976 r. narodził się pomysł stworzenia samodzielnego teatru. Gorącym orędownikiem jego powstania był pan Stefan Młodawski, który był wtedy szefem radomskiej kultury [Wydziału Kultury Urzędu Wojewódzkiego w Radomiu - przyp. red.]. I tak powstał teatr, który na początku był impresaryjny. W styczniu 1978 r. podpisałem umowę z teatrem radomskim, z dyrektorem Wojdanem. Zapewniał, że to nie będzie teatr impresaryjny, że będziemy mieli zespół. Dyrektor Wojdan co roku wyjeżdżał na polowania, w trakcie których łapał aktorów. Ja i moja żona byliśmy w zespole Starego Teatru w Krakowie, ale na gościnnych występach w Kaliszu. Grałem Rogożyna w "Idiocie" Dostojewskiego. Stary zachwycił się nami, powiedział: "Chodźcie do mnie". I przyjechaliśmy tutaj. Zaczął się formować zespół, który przez lata osiągnął pewną stabilizację. Ja rozpocząłem "Daczą" Iredyńskiego. Potem dostawałem różne wielkie role.

Graliśmy repertuar, który bardzo często pozostawał w kontrze do ówczesnej rzeczywistości. Wojdan usiłował przemycić rzeczy, które nie zawsze podobały się władzy. Mógł sobie na to pozwolić, był zastępcą szefa Stronnictwa Demokratycznego. I tak to trwało, trwało lata, na dosyć wysokim poziomie. Potem nastąpił przełom polityczny w Polsce, dyrektor Wojdan musiał odejść z teatru.

Gdy przeszedł na emeryturę, różni mali ludzie starali się objąć dyrekcję Powszechnego. Tacy gówniarze, powiedziałbym. Ale na szczęście dyrektorem został Wojciech Kępczyński. Zrezygnował z formuły teatru politycznego i zaproponował teatr szalenie kolorowy. Część radomskiej widowni uwierzyła, że jest na Broadwayu. Zaczął się dosyć intensywny udział widzów w spektaklach, już nikt ich nie naganiał, bo wszyscy szli na ten technikolor! Po kilku latach dyrektor Kępczyński przeszedł do warszawskiej Romy i tam działa do dziś. A u nas rozpoczęły się okresy wzlotów, upadków, wzlotów, upadków teatru. Różnie się to działo. W tej chwili mamy teatr dyrektora Rybki. To znakomity menedżer. On kocha teatr, kocha teatr w sobie, kocha siebie w teatrze i jest świetnym gospodarzem. I mamy efekty: biletów dostać nie możemy nawet my, aktorzy. Frekwencja jest ogromna.

"Człowiek z La Manchy" to jedna z największych produkcji teatralnych, jak mówił dyrektor Rybka, którą Radom przygotował do tej pory. Jesteśmy po dwóch pokazach przedpremierowych. Jakie są pana wrażenia?

- Oglądałem na próbach. Majstersztyk, jeśli chodzi o ruch sceniczny, o taniec na scenie. Z tym że ja to oglądałem bez kostiumów, a widzowie zobaczą spektakl już w całości, ze wszystkimi elementami. Co do tego, czy to jest takie gigantyczne, to twierdziłbym, że "Cabaret" również był gigantyczny, gigantyczna była nasza opowieść żydowska ["Skrzypek na dachu" - przyp. red.], tam też były tłumy na scenie. Teatr nie boi się rozmachu, bo to się sprawdza na widowni.

Zna pan chyba ten teatr jak nikt.

- Jestem dziś jedynym aktorem, który prawie od początku pozostał w tym zespole. Jest jeszcze kilka osób, które dołączyły nieco później, ale tych aktorów z pierwszego okresu nie pozostało wielu. Część z nich po prostu tworzy już całkiem niezły zespół tam, w górze. W niebie, na chmurach, mają plenerowy teatr, u Pana Boga grają Część rozproszonych po Polsce jeszcze żyje, na emeryturze. A aktorzy nie lubią przechodzić na emeryturę.

Zagrał pan naprawdę wiele ról, a która najbardziej zapadła panu w pamięć?

- Nie ma małych ról, są mali aktorzy. Można zrobić perłę z epizodu z jednym wejściem albo nawet bez słowa i można rozłożyć "Hamleta". Mnie się udało niejedną rolę rozłożyć. Ale miałem satysfakcję, kiedy graliśmy "Skrzypka na dachu". Ja miałem w tym spektaklu właściwie epizod, grałem rabina, malutka rólka. I w recenzji pochwalono głównego bohatera i mnie. Powiedziano, że ten staruszek, zgarbiony taki, zapadł w pamięć. To trzeba ukochać nie tylko siebie w sztuce, jak mówił kiedyś wielki teoretyk, ale i sztukę w sobie. Nie ma małych ról I trudno powiedzieć, że którąś bardziej zapamiętałem. Mógłbym powiedzieć: Fryderyk Wielki, mógłbym powiedzieć, że Cyd. Cholernie dużo grałem, również tych wielkich ról. Teraz schodzę z tej górki. Dla aktora, który grał królów czy władców, także przychodzi taki moment, że pojawia się na scenie tylko po to, żeby powiedzieć: "Konie zajechały, panie hrabio"! I trzeba się z tym pogodzić, nie ma co. Pojawiają się trudności z nauczeniem się tekstu, ja zresztą nigdy nie lubiłem uczyć się tekstu, bo to ciężka praca. Wie pani, ja do tej pory nie znam tabliczki mnożenia (śmiech ). Nie mogę więc określić jednej ukochanej roli, bo zagrałem ich naprawdę dziesiątki. Nie zagrałem tylko roli, którą sobie wymarzyłem. Kiedyś dyrektor Wojdan pytał: "Włodek, co byś chciał zagrać?". No i wykorzystywałem czasem te momenty i grało się bardzo dużo. Ale każdemu, kto jest na szczycie, zawsze mówię: "Uważaj, bo dolina jest niedaleko, a jeszcze można spaść ze ściany w czasie tej wspinaczki". Jestem aktorem na pewno spełnionym i nie wstydzę się mojej przeszłości artystycznej, aczkolwiek pewnie niejedną rolę sknociłem. Trudno. Wie pani, jak się gotuje zupę, to można ją też czasem przypalić. Wiem, bo ja lubię kucharzyć.

Opowie mi pan jakąś anegdotę o aktorach, o teatrze? Być może państwo za kulisami robiliście sobie żarty?

- Na ten temat wolę nie rozmawiać, ponieważ mój obecny dyrektor nie pozwala mi robić żartów, bo zrobiłem jeden i okazało się, że nie powinienem. Płatanie figli na scenie było jedną z moich silniejszych stron. Koledzy, którzy ze mną grali, mieli cały czas napiętą uwagę, co zrobię. Powiem tylko tyle, że w czasie "Skrzypka na dachu", kiedy dawałem ślub jako rabin, miałem taką wielką księgę. I któregoś dnia w tej księdze napisałem takimi wielkimi literami, żeby pan młody zobaczył: "Słuchaj, ty się zastanów, ona nie jest dziewicą" (śmiech ). Pan młody oczywiście to przeczytał i panna młoda też, i zaczęli się śmiać. Oni mogli być w tej scenie radośni, więc jakoś z sytuacji wybrnęli. Ale cały chór obok również przeczytał i nie było rady - wszyscy dostali drgawek, w związku z tym dyrektor wezwał mnie na dywanik. Co tu dużo mówić, dostałem reprymendę. U dyrektora Wojdana miałem na dywaniku swoje stałe miejsce za dowcipy. Pamiętam, że mówił: "Włodek, zabiłeś mi całą poezję!". Ale wybaczał mi to. Dyrektor Wojdan, podobnie jak dyrektor Rybka, zawsze kontrolował spektakle. Tylko że dyrektor Wojdan siadał gdzieś po cichu, mówiliśmy, że przebrany za małą dziewczynkę, i podglądał, co my tam na tej scenie robimy. No i oczywiście przyłapywał nas na różnych małych odstępstwach. Czasami chodził do elektryków i wiedzieliśmy, że on jest, bo wtedy bawił się światłami i niespodziewanie zmieniał nam oświetlenie. I zawsze kiedy wiedzieliśmy, że Wojdan jest na górze, mówiliśmy do siebie: "Światła się zmieniają, kochani, gramy tak, jak Pan Bóg przykazał". My, aktorzy, lubimy czasem takie malutkie, cieniutkie odstępstwa od scenariusza, chociaż nie powinno się tego robić. Ale to troszkę ożywia, wie pani. Nie ma rutyny, pojawia się napięcie. To tak jak mówił Stanisławski: "Wchodzisz na scenę, to wytrzyj buty, żeby nie wnieść na nią swojej prywatności". Mnie bardzo imponował teatr rosyjski, oni są naprawdę perfekcjonistami. Ja siedziałem w Rosji dosyć długo i oglądałem wiele teatrów. Nasz teatr kiedyś nawiązał stosunki z teatrem w Jarosławlu, byliśmy na wymianie, oni przyjechali z "Mistrzem i Małgorzatą", my pojechaliśmy z "Szewcami", mieliśmy znakomitą prasę. Nie wiem, kto się teraz przyjaźni z Radomiem, może Przytyk? (śmiech ) Nie wiem, wtedy był to Jarosławl.

Na pewno nie Kielce.

- I na tym zakończmy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji