Artykuły

Sztuka o magii sztuki

"Mewa" Antoniego Czechowa, którą w OKT Teatrze Miejskim w Wilnie wyreżyserował Oskaras Korśunovas, okazała się niezwykłym doświadczeniem, jakiego jedynie raz na jakiś czas można dostąpić w teatrze - po spektaklu w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Cykl "Teatry Europy", organizowany od 2016 r. przez Gdański Teatr Szekspirowski, wbrew nazwie jest każdorazowo prezentacją kultury wybranego kraju nie tylko w teatralnej soczewce - bo prezentacje te zawsze polegały też na wystawach, koncertach, projekcjach czy debatach. Z Tygodnia Rumuńskiego, dla przykładu, do dzisiaj pamiętam przede wszystkim świetnie zestawiony program filmowy.

Nie mam jednak wątpliwości, że zakończony w miniony czwartek Tydzień Litewski stał teatrem. Propozycji było oczywiście o wiele więcej, m.in. pokaz filmu "Szron", który jest tegorocznym litewskim kandydatem w wyścigu do Oskarów, czy spotkania autorskie z litewskimi poetami. Były też wystawy i projekcje filmów dokumentalnych. Daniem głównym i solą był jednak teatr. Można się było tego zresztą spodziewać. W Gdańsku miało oto dojść do rodzaju reżyserskiego turnieju trzech najwybitniejszych litewskich twórców teatralnych, którzy należą także do reżyserskiej elity w Europie: Eimuntasa Nekrośiusa, Rimasa Tuminasa i Oskarasa Korśunovasa. Do turnieju co prawda nie doszło, bo przedstawienie "Borysa Godunowa", wyreżyserowane przez Nekrośiusa w Litewskim Państwowym Teatrze Dramatycznym w Wilnie, zostało w ostatniej chwili odwołane, zaś "Aktor Minetti" według Thomasa Bernharda Państwowego Litewskiego Teatru Małego w reżyserii Tuminasa nie w pełni zaspokoił oczekiwania.

A jednak - sama tylko "Mewa" Antoniego Czechowa, którą w OKT Teatrze Miejskim w Wilnie wyreżyserował Korśunovas, okazała się niezwykłym doświadczeniem, jakiego jedynie raz na jakiś czas można dostąpić w teatrze.

Wszystko w tym przedstawieniu potrafiło zadziwić, poczynając od scenografii, prawie nieistniejącej. Najważniejszym jej elementem były proste składane krzesełka, na których zajmowali miejsca aktorzy. Czasem pośrodku sceny, a czasem na jej skraju, skąd uważnie przyglądali się grze swoich kolegów z zespołu. Ktoś bywały skrzywi się w tym momencie i powie z miną znawcy: ależ to chwyt już znany, ograny! Ale Korśunovas nie posługuje się tym sposobem prowadzenia aktorów jak gotowym, wypożyczonym skądś grepsem. To pomysł mocno osadzony w jego sposobie odczytania dramatu Czechowa. "Mewę" można przeczytać właśnie jako sztukę o sztuce. Sztuka, w teatrze, staje się właśnie w tym momencie, gdy aktor przeistacza się w sceniczną postać. Korśunovas pokazuje nam ten moment w swoim przedstawieniu niczym w jakiejś retorcie w chemicznym laboratorium. Ten moment, gdy dotykalna rzeczywistość staje się iluzją. Efekt jest fascynujący.

Taka sama gra w przechodzenie z rzeczywistości do iluzji toczy się w tym przedstawieniu pomiędzy sceną i widownią, aktorami i widzami. Zostajemy wciągnięci w obręb dziania się sztuki - tak samo zresztą, jak wszyscy bohaterowie arcydramatu Czechowa. Każdy z tych bohaterów płaci za to swoją cenę. Ale gdy magii sztuki nie ulega, płaci inaczej: trywialnym, pustym życiem. Co lepsze? Albo raczej: co gorsze?

Publiczność "Mewy" Oskarasa Korśunovasa płaci jedynie za bilet, a w zamian dostaje magiczny wieczór, więc bilans jest nadzwyczaj korzystny. Tak jak i całego Tygodnia Litewskiego w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. Można tylko z wielkim zaciekawieniem pytać: Co będzie następne?.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji