Artykuły

Streszczenie kolejnego odcinka. Uwspółcześniony Ibsen

Odarta z obyczajowego kostiumu, uwspółcześniona wersja "Nory", stała się dla Agnieszki Olsten płytką opowieścią z życia dobrze sytuowanych ludzi.

Trwające właśnie międzynarodowe obchody Roku Ibsenowskiego - w setną rocznicę śmierci norweskiego dramaturga - zaowocowały także polskimi przedstawieniami. Henrik Ibsen w 1879 r. napisał "Norę", którą uznano za sztandarowe dzieło ruchu emancypacji kobiet. Agnieszka Olsten pokazuje jego teraźniejsze skutki.

Po dziwnie mrocznych i niezagospodarowanych przestrzeniach wielopoziomowego mieszkania przemieszczają się Nora i Torwald Helmerowie (Dorota Landowska, Mariusz Bonaszewski). Panią domu nachodzi Adwokat Krogstad (Oskar Hamerski), który liczy na protekcję u jej męża.

Nora w tajemnicy przed Torwaldem, dla ratowania jego życia, zaciągnęła u Krogstada wysoką pożyczkę. Zmuszona okolicznościami podrobiła na wekslu podpis poręczyciela. Bohaterka reguluje należności kosztem osobistych wyrzeczeń. Wierzyciel grozi jednak ujawnieniem fałszerstwa jej mężowi i, zarazem, swemu zwierzchnikowi, jeśli ten go zwolni z posady w banku.

Starania Nory na nic się nie zdadzą, zwłaszcza że wcześniej wyjednała u Torwalda stanowisko dla swej przyjaciółki Krystyny Linde (Aleksandra Justa). Akurat zwolniło się po Krogstadzie, który zresztą w młodości był wielką miłością Krystyny. W Norze natomiast od lat beznadziejnie kocha się przyjaciel domu Doktor Rank (Maciej Kozłowski), któremu został tylko miesiąc życia.

Jeśli opis tego, co za sprawą Agnieszki Olsten zobaczyliśmy na scenie, przypomina państwu streszczenie kolejnego odcinka telenoweli, to się nie mylicie. Adaptatorka zadbała, by sprawy przyjęły taki obrót. Efekt, jaki zobaczyliśmy, trudno nawet nazwać brykiem z Ibsena, skoro tekst odarty został z całego kolorytu, który spełniał również ważną dramaturgiczną rolę. Nie ma ani choinki, ani atmosfery przygotowań do świąt Bożego Narodzenia, ani żadnego z trójki dzieci, które w końcu Nora pozostawia, decydując się na odejście od męża. Z domu, w którym czuła się lalką.

To, co pozostało, byłoby poprawną, quasi-serialową "papką dla oczu", gdyby nie fatalne ustawienie świateł. Co chwila któraś z twarzy postaci ginie w głębokim cieniu, co nie jest żadnym zabiegiem artystycznym, lecz zwyczajnym niechlujstwem. Szkoda pracy aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji