Artykuły

Przemysław Wojcieszek: Nie ma mitu, z którym mógłbym się zmierzyć

- Jestem zawstydzony, że polityk i myśliciel takiego formatu jest w Polsce nieznany. Na Śląsku zresztą także. Niektórzy kojarzą jego nazwisko z działalnością w czasach Plebiscytu i odzyskiwania przez Polskę niepodległości - mówi reżyser i autor Przemysław Wojcieszek przed premierą spektaklu "Korfanty. Hotel Brześć i inne piosenki" na Scenie w Galerii Katowickiej Teatru Śląskiego.

Kabaret. Koncert. Slam. Wieczór protest songów. Pyskówka. Opowieść o teraźniejszości przez pryzmat przeszłości. Na Scenie w Galerii Katowickiej Teatru Śląskiego 27 października premiera spektaklu w reżyserii i na podstawie tekstu Przemysława Wojcieszka "Korfanty. Hotel Brześć i inne piosenki".

Jak zapowiadają twórcy, nie będzie to spektakl historyczny. Ani opowieść o konflikcie Wojciecha Korfantego z Józefem Piłsudskim, o tajemniczej śmierci pierwszego i zawłaszczaniu władzy przez drugiego. Znając wcześniejsze realizacje Wojcieszka, m.in. jego ostatni "Hymn narodowy" w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy czy głośny "Made in Poland", którym debiutował 13 lat temu, też w Legnicy, zapowiada się, że wysłuchamy ostrej diagnozy o współczesnej Polsce. Premiera w piątek o godz. 19. Kolejne pokazy w sobotę i niedzielę. Bilety: 25-40 zł.

***

Rozmowa z Przemysławem Wojcieszkiem, reżyserem [na zdjęciu podczas próby]:

Marta Odziomek: Bohaterem pana nowego spektaklu jest Wojciech Korfanty. Na pierwszy rzut oka brzmi to nudno - historia, przeszłość, zapomniane czy nieznane fakty z czasów, kiedy nie było nas na tym świecie.

Przemysław Wojcieszek: - Ale życie i działalność tego człowieka to fascynująca historia! Cieszę się, że mogę zrealizować o nim spektakl w Teatrze Śląskim. Kiedy nad nim pracowałem, zdziwiło mnie przede wszystkim jedno - to, że tak niewielu ludzi pamięta dziś o tym człowieku. Zanim przystąpiłem do pisania tekstu scenariusza, zastanawiałem się, z jakim mitem przyjdzie mi się zmierzyć. Okazało się, że właściwie nie ma żadnego mitu! Opowiadamy więc o Korfantym, nie mierząc się z mitem, ale przypominając tę postać. Uważam, że warto, ponieważ jego życiorys jest pasjonujący.

Spektakl wywiedziony jest z ducha Korfantego, który był nie tylko świetnym politykiem, ale także interesującym myślicielem. Przypominamy też o jego życiu, w szczególności o czasach, które nastąpiły po 1918 roku. Odtąd zaczyna się najbardziej dramatyczna część życia Korfantego, choć wcześniej też nie miał lekko. Zanim Polska odzyskała niepodległość, był więziony przez państwo pruskie jako wywrotowiec. Ale był też dwukrotnie więziony przez władze sanacyjne w wolnej Polsce. Najpierw w 1932 roku i potem jeszcze w 1939 roku. W tym roku również zmarł, w bardzo tajemniczych okolicznościach, a jego dokumentację medyczną prawdopodobnie zniszczono.

Jest pan reżyserem znanym z tego, że mierzy się z rzeczywistością, która jest tu i teraz.

- Korfanty był politykiem, który ryzykował własne życie, by walczyć dla polskiej sprawy. A potem został przez tę Polskę, jej system polityczny, zniszczony. Kiedy w 1926 roku w Polsce rozpoczęła się sanacja, czyli system dążący do autorytaryzmu, na czele którego stał Józef Piłsudski, to Korfanty zwalczał go na wiele sposobów, przede wszystkim piórem w swoich tytułach prasowych. Dziś - mam wrażenie - takie zjawisko władzy autorytarnej powraca, ale obawiam się, że nie ma w narodzie tak wybitnych polityków, którzy by się jej sprzeciwiali.

Realizuję ten spektakl jako osoba z zewnątrz. Jestem z Wrocławia, nie z Katowic, ale polubiłem to miasto niemal od razu. Widać tu niestety tę polską biedę, której nie ma w bogatym, pełnym sytych i dobrze sytuowanych mieszczan Wrocławiu.

Korfanty zginął za Śląsk. Chciał, by był polski. A potem, jak już go wywalczył dla Polski, to Śląsk był przez tę Polskę traktowany po macoszemu, panowała tu bieda. I ona w niepodległej Polsce, dziś, nie znikła. Ci współcześni ludzie, którzy sobie nie radzą, też znajdą się w spektaklu, ponieważ nie jest to przedstawienie historyczne, ale odnoszące się do tu i teraz - poprzez postaci żyjące sto lat temu.

W spektaklu "Korfanty. Hotel Brześć i inne piosenki" znajdzie się kilkanaście piosenek, takich protest songów. Część z nich będzie dotyczyła Korfantego, Piłsudskiego i Grażyńskiego. Inne - właśnie ludzi, których widuję i spotykam na ulicach Katowic. Nadajemy więc temu spektaklowi formę koncertu ze wzruszającymi, myślę, piosenkami. Naszym celem jest, by widz dostał taką energetyczno-informacyjną pigułę.

Mówi pan, że warto przypomnieć myśl Korfantego. Dlaczego właściwie?

- Był znakomitym, prospołecznym publicystą. Pisał mądrze o roli państwa i Kościoła w demokracji. Twierdził, że Kościół powinien zawsze być wśród najsłabszych, a państwo demokratyczne ma dążyć do dobrobytu, troszcząc się o wszystkich - i bogatych, i biednych, silnych i słabych. Czy te postulaty były realizowane? Oczywiście, że nie. Dziś doskonale to widać. Bardzo to jest smutne. Warto jeszcze dodać, że Korfanty był chrześcijaninem, osobą wierzącą. Mówił o wierze jako o fundamencie, wiara u niego była inkluzywna, powszechna, dostępna.

Jestem zawstydzony, że polityk i myśliciel takiego formatu jest w Polsce nieznany. Na Śląsku zresztą także. Niektórzy kojarzą jego nazwisko z działalnością w czasach Plebiscytu i odzyskiwania przez Polskę niepodległości.

Liczę, że przywrócimy naszym spektaklem pamięć o Korfantym. O kimś, kto myślał w sposób bardzo współczesny. Dlatego budujemy na scenie pomost między przeszłością a teraźniejszością. Wskazujemy na pewne podobieństwa między myśleniem Józefa Piłsudskiego, przeciwnika Korfantego, który nie był zwolennikiem demokracji i uważał, że Polacy na nią nie zasługują, a tym, co dzieje się obecnie w Polsce. Podlegamy obecnie procesowi, którego do końca tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Nie wiemy, czy może być z tego wojna... Prasa sanacyjna niesamowicie opluwała przeciwników władzy, w tym Korfantego. Podobnie czyni to dziś TVP Info, które opluwa na przykład protestujących lekarzy.

Dotyka pan też problematyki polsko-śląskiej?

- Obawiam się tematu Polak-Ślązak, więc podchodzę do niego ostrożne. Mam w zespole aktorskim jednego tylko chłopaka, który ma świadomość swojej śląskiej tożsamości. Cała reszta nie jest tym zainteresowana. Polonizacja, czy nam się to podoba, czy nie, swoje zrobiła. Taki brak zainteresowania jest efektem bardzo konsekwentnej polityki - nie tylko sanacji, ale również władz komunistycznych i późniejszych demokratycznych rządów.

Dla wielu polityków międzywojnia Śląsk był "dojną krową". Mieszkańcom obiecywano wysokie stanowiska, ale nie dostali nic. Wszystko zgarniali ludzie, którzy tu przyjeżdżali z Polski. Korfanty liczył, że Polska będzie strażnicą Śląska, a Śląsk w zamian nieco odmieni Polskę. Ale okazało się, że Polska Śląska nie chce. Jako naród nie jesteśmy więc gotowi, by zaakceptować inność, odmienność. Nie pamiętamy o wartościach Ślązaków. Są oni dla nas tylko głośną i liczną grupą ludzi, którzy generują różne kłopoty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji