Artykuły

My jesteśmy porządne dziewczynki

- Chciałam rzucić ten zawód, bo uznałam, że nie dam rady pogodzić życia rodzinnego z zawodem. Na szczęście kryzys minął. Nawet ostatnio zrezygnowałam z etatu w teatrze Kwadrat. Mam dystans do aktorstwa - mówi aktorka EWA KASPRZYK.

Ewa jest niekonwencjonalną matką, Małgosia niekonwencjonalną córką. Z wyrozumiałością traktują transwestytów, gwiazdy porno i zbuntowanych chłopców z irokezami. Przeczytajcie, jak obie bez pruderii opowiadają o tym, dlatego lubią to co innych przeraża.

Rozmawiała Anna Kaplińska-Struss

Czy Tobie, Małgosiu, podoba się mama w lamparciej skórze i monstrualnej różowej peruce?

M. B.: Oczywiście! To ja znalazłam felietony Almodóvara, na podstawie których powstał spektakl "Patty Diphusa".

- I nie przeszkadza Ci, że mama gra gwiazdę porno?

E. K. i M. B. chórem: My nie mamy z tym problemu!

E. K.: Po "Bellissimie" już nic Małgosi nie zdziwi. To jest wersja soft. Pamiętasz, kupowałam ci podręczniki do szkoły, a ty wygrzebałaś felietony Almodóvara? Zachwyciłyśmy się tą postacią i zaczęłyśmy się zastanawiać, jak to zrobić, żebym ja mogła to zagrać. Wiedziałyśmy, że nie będzie łatwo, bo żyjemy w kraju, w którym tak kontrowersyjny tekst może być źle odebrany.

M. B.: A ja do tego stopnia uwielbiam Almodóvara, że udało mi się wpleść wątek Patty w maturalną prezentację.

E. K.: I tym sposobem mamusia miała wkład w maturę córeczki. Na szczęście zdała!!!

- Czyli fascynuje Was perwersja i zepsucie?

E. K.: Dlaczego zaraz zepsucie?! Nas interesuje inność. Dla nas facet nie musi pachnieć potem i cygarami. Może być także gejem. Almodóvar pokazał, że pod kiczowatym i wulgarnym wizerunkiem gwiazdy porno kryją się zwyczajne "ludzkie" uczucia. I to mi się podoba, bo to jest prawdziwe życie.

- Czyli gdyby Małgosia przyprowadziła narzeczonego z irokezem, który od progu oświadczyłby, że lubi także chłopców, to wpadłaby Pani w zachwyt? Bo jest taki inny?

E. K.: Nie, to jej musi przede wszystkim taki chłopak pasować. Irokezy zresztą mamy już przerobione.

M. B.: Mówisz o korepetytorze fizyki?

E. K.: Tak. Świetnie uczył.

- Stanisława Celińska, przygotowując się do podobnej roli, poznała dziewczyny z peepshows. Czy Pani zrobiła to samo?

E. K.: Odwiedziłyśmy kilka podobnych miejsc w Madrycie.

- Rany boskie! Z córką?!

E. K.: To były kluby, gdzie występowały drag queens.

M. B.: Myśmy odkryły, że ten świat Almodóvara, który wydaje nam się taki inny, jest prawdziwy.

E. K.: Bohaterki jego filmów można spotkać na madryckich ulicach.

M. B.: I to jest fascynujące.

- Pociąga Was inność.

E. K.: My lubimy inność w innych. Właściwie to ona nam po prostu nie przeszkadza.

M. B.: Byłoby nudno, gdyby wszyscy byli tacy sami.

- A w czym jesteście inne?

M. B.: We wszystkim!

E. K.: Gosia na przykład żyje tylko nocą, bo cierpi na bezsenność. Wczoraj o północy wpadła do mnie po powrocie z Gdyni. O godzinie trzeciej dopiero zaczynała się na dobre rozkręcać, za to rano nawet traktor nie byłby w stanie jej obudzić. Poza tym robi wokół siebie totalny bałagan.

M. B.: Artystyczny nieład!

E. K.: Kiedyś mój kolega Remek zapytał: "Dziewczyny, u was było włamanie?"

M. B.: Uwielbiam uczyć się nocą. Noc jest piękna!

E. K.: Byłyśmy u lekarzy, ale oni każą się wyciszyć, pić mleko i dają środki ziołowe. Poza tym uważam, że w nocy jakieś demony przychodzą do Gosi i mają ją w swym posiadaniu, a ona nie może się od tego uwolnić. Chyba musimy iść do egzorcysty (śmiech!!!).

- Małgosiu, największe szaleństwo Twojej szalonej mamy?

M. B.: Potrafiła odebrać mnie ze szkoły w piżamie, bo zatrzasnęła się w garażu, albo dorzucić do prezentu urodzinowego klucze od mieszkania. Nie mówiąc już o zjeździe na biegówkach z Kasprowego. Właściwie całe jej życie jest szalone i moje, chcąc nie chcąc, też.

E. K.: Gdy byłam małą dziewczynką, chodziłam do szkoły w granatowym mundurku, uczestniczyłam w akademiach ku czci rewolucji październikowej, jednak zawsze miałam w sobie niespokojnego ducha. Gosia zresztą ma to po mnie.

- Czy Wy jesteście zepsute?

E. K.: Nieee! My jesteśmy porządne dziewczynki!

- I najlepszy Wasz kumpel to transwestyta?

M. B.: Mógłby być.

E. K.: Bardzo lubię się z Lolą Lu. To najsłynniejsza polska drag queen. Ma swoje dramaty. Jak każdy. Wielką wrażliwość. Jest na pewno bardziej skomplikowana niż ludzie, którzy wracają o 16.00 z biura, zakładają kapcie i przysypiają przed telewizorem. Ona ma głębszy wgląd w siebie. W drugiego człowieka. I akceptuje moją inność!!! Bo przecież ja też jestem dla niej inna.

- Chodzicie razem do klubów gejowskich?

M. B.: Na imprezy już od pewnego czasu chodzimy osobno.

E. K.: Małgosia ma problemy z wejściem do Utopii (słynny warszawski klub - red.).

M. B.: Tak, nie przechodzę selekcji (śmiech).

- Pociąga Was ciemna, perwersyjna strona świata?

E. K.: Tak zwani normalni ludzie mogą mieć jeszcze ciemniejsze strony niż niejeden transwestyta. Mogą być dużo bardziej pogubieni. Ja nie widzę większego zagrożenia w tym środowisku. Niech sobie pani też nie wyobraża, że ja piję w Le Madame do rana lub organizuję orgiastyczne balangi u siebie w domu! Lubię Le Madame, bo czuję tam świeże prądy intelektualne. Co prawda nie mogłam być na paradzie równości, ale większość uczestników przyszła na "Patty". Poczułam się jak ich kapłanka. Albo taka włoska mamma. Tego dnia sztuka i życie się przemieszały. Widziałam szczęśliwe pary homoseksualne. Oni najwięcej z tego spektaklu rozumieli.

- Seksualność człowieka to taka beztroska sfera? To jest tabu czy nie?

E. K.: Ale o co pani chodzi? Czy jesteśmy hetero?

M. B.: Codziennie w mediach widzimy nagość, co druga reklama ma podtekst erotyczny, a jednocześnie sfera erotyki pozostaje tabu i na przykład wiele osób bulwersuje postać Patty Diphusy.

- Co to jest erotyka?

E. K.: To piękna dziedzina życia. Podanie ręki może być erotyczne.

- Nagość w teatrze?

E. K.: Rozbieram się, kiedy jest taka potrzeba. Nadzy na świat przychodzimy i nadzy odchodzimy...

- A Ty, Małgosiu, co sądzisz o swoim ciele?

M. B.: Powiem krótko: każdy ma prawo do swoich kompleksów.

E. K.: I to jest prawdziwie wyzwolona dziewczyna!

- Właśnie, czy Wy jesteście wyzwolone?

M. B.: Tak, ja czuję się wyzwolona, ale nie muszę tego manifestować, chodząc topless czy zmieniając chłopaków. Czuję się pełnowartościowa nawet, gdy jestem sama, nie uważam, że za wszelką cenę muszę mieć chłopaka. To jest chyba wyzwolenie!

- A co Pani mąż na to wszystko?

E. K.: Jestem po czterdziestce. Mnie wszystko już wolno. Ale Gosia czasami mówi: "Mamo, opanuj się!" A mąż? Jak robiłyśmy z Martą "Patty", najpierw kwękał, że nikt na to nie przyjdzie. A potem, jak był sukces, to twierdził, że to on był pomysłodawcą. Fakt, że był pomysłodawcą, ale innej sztuki - o Christinie Onassis. Mój mąż pracował dla jej byłego męża - Kauzova w latach 80. Christina przeprowadziła się dla niego do Moskwy, choć miał szklane oko. Stała w kolejkach po pralkę, lodówkę. Ale ta miłość nie przetrwała.

- Czy Pani interesuje się zawodem męża, tak jak on Pani?

E. K.: Tak. Nawet raz byłam matką chrzestną statku o nazwie "Zina". Na tyle interesowałam się tym, co robi mąż, że wzięłam to oto dziecię na ręce i pojechałam za mężem do Bułgarii, bo tam był budowany jeden z jego statków. Miałaś Małgosiu rok, krzywe nogi, a ja zastanawiałam się, czy nie rzucić dla ciebie aktorstwa. Ponieważ nagle upomniał się o mnie film, wróciłam bez ciebie do Polski i zagrałam w "Koglu-moglu". Ty, Małgosiu, jednak nie zaakceptowałaś moich wyborów i pogryzłaś wszystkie bułgarskie opiekunki.

M. B.: Kiedy mama pracowała, zajmował się mną tata. Pytałam go, czy jest moim tatusiem i mamusią.

- Żyjecie miedzy Warszawą a Gdynią. Małgosiu, fajny jest taki tata, do

którego trzeba jechać 350 kilometrów?

M. B.: My często się widzimy. Ale fajnie byłoby być cały czas razem.

E. K.: Teraz w ramach "łączenia rodzin" spotykamy się w różnych stolicach świata. Mąż zaprasza mnie do restauracji i tak unikam rutynowego gotowania obiadków.

M. B.: Też raczej wolę, żeby mama nie gotowała.

E. K.: Ostatnio w chiński Nowy Rok spotkaliśmy się w londyńskiej restauracji. Było cudownie.

- Jak się poznaliście? Podobno Pani do niego podpłynęła na basenie?

E. K.: Zwróciłam mu uwagę, że mógłby popracować nad kraulem. Myślał pewnie, że jestem studentką AWF-u. Aż tu nagle zaprosiłam go do teatru. Nie poznał mnie, bo grałam bezzębną i kulawą portierkę. My zawsze tolerowaliśmy swoje pasje. Mąż uwielbia sport. Znam żony, które łamią mężom rakiety tenisowe. Ja lubię ludzi z pasją.

- Podobno to było małżeństwo z rozpaczy.

E. K.: Wtedy było tak, że mając 29 lat zostawało się starą panną. I ja zawsze się śmiałam, że mój mąż uratował mnie przed staropanieństwem. Chociaż nie ciągnęło mnie do małżeństwa.

- Mąż żałował, że ma żonę aktorkę?

E. K.: On nie wiedział, co go czeka. A przecież to poważny człowiek. Jak on coś zawali, to statek pójdzie na dno. A tu zaczął mieć do czynienia ze zgrają wariatów. Musiał się przyzwyczaić, że przed premierą chodzę jak lew w klatce. Uważam, że jest świętym człowiekiem.

- Szaleństwo dla niego?

E. K.: O tak. Byłam z teatrem w Budapeszcie. On też tam był w sprawach zawodowych. Czekałam na niego w hotelowej restauracji. Wkroczyłam tam w mojej sukni ślubnej w stylu lat 20. Ustawiłam piramidę z kieliszków, bo widziałam ten numer w jakimś hollywoodzkim filmie. Usiłowałam rozlać z góry szampana do wszystkich kieliszków, niestety, bez powodzenia. Ale Jurkowi chyba i tak się podobało.

- Kryzysy? Musiały być przy tak szalonym życiu.

E. K.: A skąd ta pewność?! Nie było zbyt wielkich. Recepta była jedna: przeczekać. Fascynacje innymi też są. Pewnie z obydwu stron. Nie wyobrażam sobie, że mijam inne osoby bez zainteresowania, bo jestem mężatką. Ale z drugiej strony bardzo mi jest potrzebna świadomość, że jest coś stałego w moim życiu. Mój mąż potrafił zapanować nad burzami w naszym związku. On ma spokój długodystansowca.

- A kryzysy aktorskie?

E. K.: Najpierw miałam problem z dostaniem się do szkoły teatralnej, zdawałam aż trzy razy. Chciałam rzucić ten zawód, bo uznałam, że nie dam rady pogodzić życia rodzinnego z zawodem. Na szczęście kryzys minął. Nawet ostatnio zrezygnowałam z etatu w teatrze Kwadrat. Mam dystans do aktorstwa.

- Jeśli nie aktorstwo, to co?

E. K.: W ogóle to chciałam być kelnerką. Bo dużo ludzi się spotyka. I też jest to działalność usługowa (śmiech).

- Macierzyństwo zmieniło Panią?

E. K.: Tak. Talent zamienił się w mleko. Jan Łomnicki, widząc mnie w ciąży, powiedział, że będzie czekał na mnie z pewną rolą. Małgosia się urodziła, zaczęły się próby i ja czuję, że to nie ma sensu. Powiedziałam: "Przepraszam, ja odpuszczam". I zajęłam się dzieckiem.

- Więc dziecko pomaga w karierze czy przeszkadza?

E. K.: Widzę teraz, że Małgosia uchroniła mnie przed pewnymi rolami. Największą moją rolą życiową jest rola matki. Tylko proszę cię, Małgosiu, miej więcej dzieci niż ja!

M. B.: Mama chciałaby wydać mnie za mąż jak najszybciej. I mieć wreszcie święty spokój.

- Jak mama Magdy M., która ciągle ją swata?

M. B.: Ale Magda M. ma ponad 30 lat, a ja jeszcze nie mam 20! Mama wie, że ja ślubu nie chcę brać.

E. K.: Za dużo feministycznej literatury!

M. B.: Małżeństwo nie jest mi do niczego potrzebne. Jestem niewierząca, więc ślub kościelny nie ma dla mnie większego znaczenia. Poza tym nigdy nie kręciła mnie biała sukienka i cała ta ceremonia.

- Twoja mama w "Magdzie M." wmusza w Magdę pierogi. Za Tobą też podobno biegała z kanapkami.

M. B.: To prawda. Często kanapki były zrzucane z balkonu. Czasem sąsiedzi mogli się nimi posilić. A seriale oglądam bardzo rzadko.

- Masz coś przeciwko serialom?

E. K.: Co ona może mieć przeciwko serialom, jak wie, że muszę zarobić parę groszy i opłacić jej studia!

M. B.: To jest mamy sprawa!

E. K.: Aha, ale "zabraniasz" mi przyjąć niektóre propozycje! Dziwna rzecz się stała z tą postacią. Teresa Miłowicz miała być wyzwoloną, nowoczesną właścicielką butiku. Taką kobietą podobną do mnie i wielu innych. Mamy 40-50 lat. Dziecko wyfruwa z domu i zaczynamy brać drugi oddech. Propozycje są, czujemy się atrakcyjne i zaczynamy myśleć, czy by nie zacząć czegoś nowego w swoim życiu. Nowy biznes, nowy mąż, nowe zajęcia. I taka miała być matka Magdy M. A tu nagle okazało się, że zamiast czytać książki, będę lepić pierogi. Ponieważ jestem z Olsztyna, to już nie mogę mieć biżuterii, a zamiast

piłowania paznokci, mam zmywać naczynia. To stereotyp, że kobietę dojrzałą mamy widzieć tylko przy czynnościach domowych. Po tym serialu zaproponowano mi reklamę Calgonu. Za duże pieniądze. Odmówiłam, bo nie chciałam się kojarzyć z "kobietą piorącą."

- A Ty, Małgosiu, jesteś podobna do Magdy M.?

M. B.: Nie sadzę.

- A Paweł Małaszyński byłby świetnym zięciem dla Twojej mamy?

E. K.: Kto się trafi, ten będzie dobry!

M. B.: No wiesz!

E. K.: Pawła Małaszyńskiego znam i uważam, że to świetny facet!

- Czy Pani matka pochwalała pomysł, żeby została Pani aktorką?

E. K.: Nie. Mieszkałam w Stargardzie Szczecińskim. Koleżanki mamy podburzały ją, mówiąc, że aktorki dostają role przez łóżko. Zdałam chyba trochę na złość matce. M. B.: A ja studiuję anglistykę trochę na złość matce i wszystkim tym, którzy mnie od dziecka pytali, czy też będę aktorką...

E. K.: Małgosia nie wysłała papierów na historię sztuki do Torunia. Więc o piątej rano pędziłyśmy, żeby je dowieźć. Ale było już za późno. I dlatego studiuje anglistykę.

M. B.: Nie chciałam studiować w Warszawie. Nie mogłam się tu odnaleźć. Teraz zaczęłam się uczyć hiszpańskiego, bo chciałabym wyjechać na dłużej do Hiszpanii. E. K.: Bałam się, czy ona jakąkolwiek szkołę skończy. Żartowałyśmy, że w razie czego może zrobić kurs motorniczego tramwaju.

- Zbuntowana dziewczynka?

M. B.: Nooo, dałam mamie w kość.

E. K.: Imprezy, imprezy, imprezy... Powroty nad ranem...

- Ale batalię o kolczyk w brodzie Pani przegrała.

E. K.: Małgosia zawsze stawia na swoim. Ale potem mamusia musiała ją ratować.

M. B.: Były pewne komplikacje...

- Nigdy Pani nie dała córce klapsa?

E. K.: Nie. I żałuję do dziś.

- Kłócicie się?

M. B.: Tak. I bardzo kochamy.

E. K.: Wczoraj dostałam od Małgosi laurkę. Napisała: "Lałuurka" i narysowała serce z piorunami.

- Co to oznacza?

M. B.: Jak to co?! Miłość!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji