Artykuły

Dziady dla profesora od teatru. Pożegnanie Jana Ciechowicza w Teatrze Gdynia Główna

Były łzy, wspomnienia, wzruszenia, anegdoty, śmiech i występy artystyczne. Ceremonię dziadów dla profesora Jana Ciechowicza odprawiły w Teatrze Gdynia Główna w obecności tłumnie zebranej "gromady" trzy guślarki, "doktórki" profesora: Joanna Puzyna-Chojka, Małgorzata Jarmułowicz oraz Katarzyna Kręglewska - pisze Łukasz Rudziński w portalu Trójmiasto.pl.

Każdy, kto kiedykolwiek miał styczność z profesorem Ciechowiczem [na zdjęciu] wie, że był człowiekiem nietuzinkowym. Zostanie zapamiętany jako energiczny oryginał, jedyny w swoim rodzaju entuzjasta teatru w niemal każdym jego przejawie. Uwielbiał go opisywać, uwielbiał o nim gadać, chętnie też słuchał, co mają na jego temat do powiedzenia inni. Serdeczny, niezwykle pomocny, zawsze pełen pomysłów i dobrych rad, a przy tym ujmująco staroświecki. Kobiety witał zamaszystym pocałunkiem w rękę.

Pochodził z Koluszek, ale zamieszkał w Gdyni, z którą bardzo się utożsamiał. Wszystkich nieustannie zachęcał do wizyty na meczu Arki Gdynia, której był wielkim fanem. Zdarzało mu się wybrać spotkanie ligowe gdyńskich piłkarzy zamiast spektaklu, co w swoim stylu tłumaczył "mecz się nie powtarza". W trakcie premier teatralnych ukradkiem śledził wyniki meczów wyjazdowych.

Z inicjatywy pracowników naukowych Uniwersytetu Gdańskiego w Teatrze Gdynia Główna (jednym z miejsc, które profesor chętnie odwiedzał nie tylko podczas spektakli, ale też podczas spotkań czy wykładów) odbyły się "dziady", podczas których przywoływano profesora na różne sposoby. Ponieważ tradycyjne "dziady" odprawiano w miejscach szczególnych (wiejskie kościółki, cmentarze, przydrożne krzyże na końcu wsi) wybór na tę ceremonię niewielkiego teatru w podziemiach wydawał się doskonałym pomysłem. Jednak liczba chętnych do uczestnictwa w "Dziadach dla Ciecha" spowodowała, że gdyńska scena pod dworcem przeszła prawdziwe oblężenie, a część osób, dla których zabrakło miejsca, zdecydowała się śledzić wydarzenie zza ekranu projekcyjnego, jedynie przysłuchując się wyjątkowemu performansowi ku pamięci profesora.

W Teatrze Gdynia Głównym zebrała się międzypokoleniowa "gromada". Stawili się pracownicy naukowi Uniwersytetu Gdańska w randze od asystenta do profesora, studenci i absolwenci filologii polskiej (których zarażał pasją do teatru), studenci i wychowankowie Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni (gdzie prowadził zajęcia z historii teatru i dramatu) oraz artyści trójmiejskich teatrów. Na "dziadach" nie zabrakło też rodziny profesora, jego przyjaciół oraz kolegów z czasów szkolnych z ukochanych przez niego Koluszek, gdzie dorastał i dokąd zawsze wracał.

Na obrzęd "dziadów" zwyczajowo przynosiło się jedzenie dla przywoływanych duchów. Podczas "Dziadów dla Ciecha" o poczęstunek zadbali organizatorzy imprezy, jednak niektórzy uczestnicy poza wspomnieniami, którymi chętnie się dzielili, zabrali ze sobą wspomnienia materialne - pocztówki z Koluszek, które profesor słał z wakacji. Kilka zdań na odwrocie, które kreślił na "odkrytkach" (bo tak nazywał kartki pocztowe, jak zauważyła jego córka Małgorzata), dawało doskonałą namiastkę stylu profesora, prawdziwego erudyty.

Dzięki technologii, przywołanie Jana Ciechowicza okazało się bardzo łatwym zadaniem. Próbki jego krasomówczych zdolności posłuchać można było podczas zarejestrowanych fragmentów wykładów z konferencji naukowych, w których chętnie brał udział. Z kolei w materiałach archiwalnych Telewizji Gdańsk bohater wieczoru przemówił do zgromadzonych, opisując swoje bibliotekarsko-teatralne życie. Profesor zwyczajowo dwa dni w tygodniu spędzał w Bibliotece Polskiej Akademii Nauk lub Bibliotece Uniwersytetu Gdańskiego.

Jak sam uważał, spędzał w bibliotekach więcej czasu niż na przedstawieniach teatralnych. Nic w tym dziwnego - był historykiem teatru, czy nawet pisarzem teatru, jak nazywa go Joanna Puzyna-Chojka, któremu teatr widziany z perspektywy widowni nie był niezbędny do pracy. Chętnie pisał i mówił o przedstawieniach sprzed wieków, polegając na archiwaliach lub skąpych relacjach z tamtych czasów.

Podczas imprezy w TGG można było zaznajomić się zarówno z tematyką, jaka fascynowała profesora, jak i z jego twórczością pisarską. Jan Ciechowicz wydał cztery książki autorskie i blisko 20 "pod redakcją", opublikował około 200 artykułów. Wypromował też ponad czterdziestu licencjatów, przeszło stu dwudziestu magistrów (do tego grona należy też autor artykułu) i 13 doktorów. Część z jego twórczości można było poznać w krótkich, treściwych omówieniach Małgorzaty Jarmułowicz czy Joanny Puzyny-Chojki.

Oprócz materiałów archiwalnych, wspomnień o profesorze i szeregu informacji o nim i jego życiu, przybliżanych przez prowadzące wieczór "guślarki" oraz zebranych na "dziadach" bliskich profesora, nie zabrakło również występów artystycznych. W hołdzie dla profesora "przyśpiewki" wykonali m.in. Aleksandra Meller w duecie z Rafałem Ostrowskim, Katarzyna Kurdej, Magdalena Smuk, Agnieszka Babicz czy studenci Studium Wokalno-Aktorskiego w Gdyni. Wierszem własnego autorstwa dołączył do nich Marek Sadowski. Na fortepianie przygrywał Krzysztof Wojciechowski.

Znając profesora, jestem pewien, że taką formą pożegnania byłby zachwycony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji