Artykuły

Męczący seans terapeutyczny

"Lew na ulicy" w reż. Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Recenzja na www.reymont.pl.

Znakomite aktorstwo, ciekawe pomysły inscenizacyjne, współczesny, mocny tekst - wszystko to znajdziemy w spektaklu "Lew na ulicy". A jednak przedstawieniu Mariusza Grzegorzka czegoś brakuje. Tym czymś jest kompozycja - kolażowy układ scen okazuje się formułą zbyt łatwą, w której zmieścić można prawie wszystko i którą prawie wszystko można wytłumaczyć.

Kanadyjska dramaturg Judith Thompson chciała stworzyć panoramę życia współczesnego człowieka, pokazać nędzę i zakłamanie dzisiejszych bogatych społeczeństw. Właściwie to sześć oddzielnych historii, zazębiających się fragmentami wątków, a połączonych w całość postacią Isobel - ducha zamordowanej przed laty dziewczynki, która błąka się wśród żywych, chcąc zrozumieć swą historię i przebaczyć mordercy.

Grająca Isobel Marieta Żukowska dokonuje rzeczy - wydawałoby się niemożliwych - kreując postać ducha portugalskiej dziewczynki, jest ekspresyjna, momentami demoniczna, ale cały czas pozostaje prawdziwa. Gra na najwyższym poziomie emocji, wydaje z siebie niesamowite zwierzęce dźwięki, rozmawia z pozostałymi bohaterami, publicznością i z sobą w nie do końca zrozumiałym języku. A przy tym mimo usztywnienia mięśni całego ciała porusza się niezwykle dynamicznie, w szaleńczym biegu ztaczając po scenie koła. Wielka rola.

Godnymi jej partnerami są pozostali aktorzy, przed którymi reżyser postawił niełatwe zadanie grania po sześć postaci. Najlepszy jest chyba Mariusz Ostrowski, przeistaczający się w każdej sekwencji w kogoś zupełnie innego. Te zmiany osobowości obserwujemy w podkreślającej fikcyjność teatru konwencji. Aktorzy przebierają sie na oczach widzów, zmieniając bardzo pomysłowe kombinezony z nadrukowanymi obrazkami całych strojów. Nadrukowane na płótnie są nawet korale, krawaty czy wypuszczona ze spodni koszula. Świetny pomysł Violetty Jeżewskiej. Pozostałych realizatorów nie ma co wymienić - rezyser wszystko zrobił sam. Trzeba przyznać, że zarówno scenografia, jak i opracowanie muzyczne jego autorstwa nie budzą zastrzeżeń.

Trwając ponad trzy godziny przedstawienie (ze sceny z dziećmi można było spokojnie zrezygnować) jest dla widza męczącym doświadczeniem, ale takie było zapewne założenie. Wędrówka przez piekło współczesnej cywilizacji nie może być przyjemna. Choć nie brakuje tu także efektów komicznych, np. zebranie rodziców w przedszkolu. Ważniejsze, że Grzegorzek próbuje na końcu tej drogi pokazać światełko. Lęki, obsesje, fobie i traumy, które nie pozwalają nam żyć naszym życiem można wydobyć, przepracować i pokonać pojednaniem. Pointa jak na seansie psychoterapii, ale przecież coraz więcej ludzi potrzebuje psychoterapeuty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji